Gwiazdy zniknęły za przesłaniającymi niebo koronami drzew. Im dalej od pałacu, tym robiło się ciszej, ciemniej... groźniej, chciałoby się rzec – choć Dean tego nie czuł, zbyt pochłonięty biegiem przez puszczę, rozglądaniem się za Amarą, której nigdzie nie było. Ale przecież go zawołała, czyż nie? Słyszał to, słyszał, jak go woła. Zwolnił, prawie przystanął, następując przy tym na gałązkę. Złamała się z trzaskiem. W oddali zahukała sowa. Było ciemno, a on nie miał wzroku przystosowanego do (w przeciwieństwie do kogoś innego) buszowania w mroku.
Przypomniał sobie o wiążącym go z zamkiem zaklęciu, przez które utknął tu w czerwcu i spojrzał na swoją rękę, ale pieczęć nie dawała o sobie znać. Najpewniej chodziło o to, że zwyczajnie nie miał wcale zamiaru dawać dyla. Wybiegł z pałacu szukać Amary. Gdzie podziali się gwardziści? Jak to możliwe, że on, jako więzień, tak po prostu wyszedł sobie w ciemną noc i nikt go nie powstrzymał? Mieli jebane jedno zadanie, pilnować, żeby nikt nie wychodził. Utrzymać więźniów w zamku. I co? Była cholerna noc, a on znajdował się w środku lasu. Obejrzał się za siebie niepewny, czy wie, jak wrócić, przez głowę przemknęła mu myśl, że może skoro dotarł już tutaj, nie powinien oglądać się na zamek tylko mknąć czym prędzej prosto do chałupy w mieście. Ależ by się Bobby i tata zdziwili! I Sam! Jego całe ramię, od palców po bark przeszył ból, ledwo dopuścił taką możliwość do świadomości. Zaklęcie uruchomiło się, jak tylko rozważył jednak ucieczkę.
Coś zawarczało gardłowo za jego plecami. Usłyszał trzask łamanych gałązek i tym razem to nie on był tego hałasu sprawcą; odwrócił się za siebie, trzymając się za rękę i oczy... wyszły mu z orbit.
W czerni lasu błysnęły dwa jasne ślepia. Olbrzymi wilk, GIGANTYCZNY, wyskoczył na niego wprost z tej ciemnej nicości, jego ogromne cielsko powaliło blondyna na ziemię, przygniotło go, paskudnie duże zwierzę z pyskiem jak stodoła. Zajechało mu z paszczy, Deana zemdliłoby, gdyby nie rozpierająca go adrenalina. Dysząc pośpiesznie naparł na wilka, usiłując odepchnąć go od siebie, zacisnął powieki, odsuwając głowę, potworne szczęki kłapnęły mu tuż nad twarzą. Obryzgała go ślina. Spróbował raz jeszcze, pchnął łeb zwierzęcia, dłonie tonęły mu w brudnym, śmierdzącym futrze. O kurwa, to koniec, pomyślał i wtedy dało się słyszeć łupnięcie głośne jak zderzenie się dwóch ciężarówek, coś wpadło na wilka i z impetem zrzuciło go z Deana, pchnąwszy nim na leśną ściółkę. Wilk odbił się grzbietem od grubego pnia starego drzewa.
Przetoczywszy się w ściółce, zerwawszy się na nogi Dean ujrzał przed sobą dwa zażarcie walczące ze sobą monstra, bestie rzuciły się sobie do gardeł. Jedną z nich był wilk, który go zaatakował, drugą... Castiel. Jego bogato zdobione ubranie wisiało na nim, poszarpane, brudne, białe spodnie miał ubłocone. Włosy w nieładzie. Ale to nie te rzeczy były najistotniejsze – najistotniejszy był fakt, jak wyglądała jego szczęka. Wielka, nie taka jak normalnie. Wykrzywiona. Cas miał w ustach kły niemal dorównujące rozmiarami zębom wilka. Dean stał tam jak debil, i nie mógł się ruszyć. Musiał wyglądać idiotycznie. Patrzył na rany na twarzy księcia, i nie potrafił uwierzyć, że to ta sama osoba, która tańczyła z nim przed godziną, tak zniszczona, tak... zdeformowana. Okaleczona. A jednak. Nie było innego wytłumaczenia, to musiał być Cas. Dean nie wiedział, bo skąd, że Darius przyszedł do sali balowej powiedzieć Castielowi, iż gwardziści złapali na skraju puszczy młodego jelenia. Przyciągnęli go do królewskich ogrodów spętanego więzami, jednakże nim kapitan gwardii sprowadził księcia jeleń zdołał się w jakiś sposób uwolnić. Pierwszy gwardzista, który złapał za broń, wystrzelił z niej zbyt późno, zwierzak na powrót zniknął już w lesie. Nastawionego na rychły posiłek Castiela rozsierdziło to jak mało co. Niedawny taniec z Deanem, obecność tak wielu ludzi, ciepło w sali balowej i jeszcze złość na dokładkę, wszystko to przemieniło go w potwora jak z bicza strzelił. Pobiegł do puszczy sam, licząc, że wytropi jelenia. Z kroku na krok było z nim coraz gorzej.
CZYTASZ
Piękna i Bestia (DESTIEL AU)
FanfictionW dzieciństwie książę Castiel i jego przyjaciel Dean byli nierozłączni - niestety, los bywa okrutny. Zmuszony przyjąć na siebie straszliwą klątwę, by ratować Deana, Cas doprowadza do rozdzielenia się z nim na ponad dwie dekady. Czy kiedy się wreszci...