Bobby Singer

155 16 10
                                    

W wannie w apartamencie Casa trudniej było zmieścić się we dwóch aniżeli w tej w apartamencie Deana, co rzecz jasna nie oznaczało, iż należało to do rzeczy niemożliwych – bo nie. Zwłaszcza, gdy jedna osoba półleżała na drugiej, wtulona plecami w jej tors, Dean półleżał tak na Casie, oparty o niego, Castiel trzymał go w ramionach i obciągał mu pod wodą, wyjątkowo umiejętnie. Blondyn westchnął słodko, marszcząc czoło i zadrżawszy lekko doszedł, Casowi w rękę. Ich niedokończony seks w łazience z grudnia dostał swoją drugą szansę, w nieco innych warunkach i zakończył się sukcesem.

Wiele takich ich igraszek kończyło się ostatnio sukcesem.

Stojąc w wannie Cas przytrzymał Deana za dłoń, pomagając mu utrzymać równowagę przy wychodzeniu stopami na zimną posadzkę. Może to była wina postorgazmicznej miękkości kończyn, a może zwyczajnie zbyt wiele wody wylało się na posadzkę czyniąc ją śliską – dość, że stopa jednak mu ujechała i łapiąc stabilność podniósł wzrok. Zamarł, w kącie łazienki ujrzawszy... Amarę.

– Dean? – Cas odezwał się do niego, nie rozumiejąc, czemu stoi i patrzy jak debil w pusty kąt komnaty. – Co się stało?

Mrugnął. Amara zniknęła.

– Wydawało mi się... Widziałem... – westchnięcie. – Coś jest ze mną nie tak. Jestem pewien, że rozmawiałem z Amarą na balu, a później słyszałem, jak woła mnie z lasu. To dlatego tam wtedy pobiegłem, do puszczy. Wołała mnie. Cas, mógłbym przysiąc. – Umilkł, na moment. – A przed chwilą zobaczyłem ją w tamtym kącie. Czy to możliwe, że świruję?

Cas nie odpowiedział. Dean powiedział mu, że Amara była brunetką. Czyżby to było możliwe, by... by Dean widywał istotę, z którą on rozmawiał dwadzieścia lat wcześniej w noc wypadku? Kobietę, która go przeklęła? Bieg do lasu i konfrontacja z wilkołakiem sprawiły, że Dean poznał jego tajemnicę, a to zbliżyło ich do siebie. Kobieta z drogi nie wymieniła jego życia na deanowe od tak, ponieważ zależało jej, by cierpiał. Gdyby się do siebie nie zbliżyli, cierpienie Deana, gdy już wypełnią się dni Casa byłoby mniejsze, a i może Cas cierpiałby mniej (mrzonka), gdyby nie byli siebie tak blisko i nie był pewien, że Dean będzie po jego śmierci rozpaczał.

– Nie wiem, Dean – odparł w końcu, niezbyt zgodnie z prawdą.

Rok wcześniej

10 czerwca 2016

W słoneczny czerwcowy dzień Maxim Petrov i jego banda, kilku chłopaczków lepszej i gorszej maści, urwali się z ostatniej lekcji, by porozrabiać niedaleko cukierni Bradbury'ego. Przewrócili kosz, z którego wysypały się śmieci i przykleili do latarni gumę, przystanęli w cieniu rzucanym przez stojące wzdłuż brukowanej ulicy budynki.

Sam Winchester zasługuje na lanie – Petrov stwierdził, rozpakowując cukierka. Cisnął papierkiem na bruk. – Ojciec spierze mi tyłek, jak usłyszy o tej kolejnej pale. A ta pinda Macpherson już pewnie do niego zadzwoniła. Nie mam po co wracać do chałupy.

Tak się złożyło, że na klasówce z biologii, której uczyła pani Macpherson, Sam Winchester wylosował sobie miejsce siedzące po sąsiedzku z Maximem Petrovem – nader często wpadającym w kłopoty z powodu własnego nieróbstwa. Petrov szturchał go i kopał pod stolikiem przez całą godzinę, usiłując ściągnąć od niego odpowiedzi.

Zemścij się – odpowiedział mu nieznajomy głos, chłopcy poodwracali się, by zobaczyć opartą o mur cukierni kobietę z długim ciemnym warkoczem, w czarnym komplecie z eleganckimi, czarnymi spodniami. Była hipnotyzująca. – Sprowadź na niego frasunek, jak on sprowadził go na ciebie.

Frasunek? – Petrov powtórzył, z uniesioną brwią.

Podpuść go, niech zrobi coś, przez co wpadnie w tarapaty.

Piękna i Bestia (DESTIEL AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz