Pov : Edgar
Wiecie jak bardzo przejebane jest żyć w jednym namiocie z osobą, której się nad życie nienawidzi. No właśnie ja muszę żyć, już pieprzony drugi tydzień. Nie uśmiecha mi się to. Wcale.
Jakoś bym przeżył tą jedną miliardową w moim życiu drogę przez piekło ale niestety zabrali nam telefony i nie było opcji odzyskania ich a więc na trzy tygodnie zostałem bez telefonu z chłopakiem w namiocie, którego nie trawie personalnie.
Na moje szczęście większość czasu wolnego spędzał ze swoimi przyjaciółmi dlatego miałem od niego spokój i mogłem zająć się swoim nowym ulubionym hobby czyli liczeniem mrówek i kamyczków.
Przez całe dotychczasowe dwa tygodnie w czasie wolnym nie robiłem nic innego poza liczeniem. Nie miałem tu znajomych. Jakbym ich gdziekolwiek indziej miał. Pojechałem na tą wycieczkę tylko dlatego , że wpłaty były w maju a dyrektor zagroził mi, że jak nie pojadę to nie zdam.
Na mój pech przez kłótnie i sprzeczki pomiędzy mną a nielubianym w cholerę przeze mnie chłopakiem, często obaj lądujemy na dywaniku u dyrektora dlatego wspomniany mężczyzna stwerdził, że wybitnym pomysłem będzie wsadzenie nas do jednego namiotu. Nie podzielam jego intencji.
Teraz aktualnie był czas wolny pomiędzy zajęciami dlatego siedziałem na pociętym i wyszlifowanym na ławki kawałku drewna i obserwowałem drzewa słuchając krzyków w mojej głowie.
W niej nie było okej. W niej było źle. Ciągłe kłótnie pomiędzy życiem a śmiercią. Chęć zniknięcia i ten argument, że nie trzyma mnie tu nic ani nikt. Tak jak wspomniałem droga przez piekło to definitywnie moje istnienie.
Byłem inny. Dziwny. Zawsze miałem długie spodnie niezależnie od temperatury. Aby zakryć blizny. Luźną bluzkę. Aby ukryć wagę i wygląd ciała. Rękawiczki za nadgarstek. Aby ukryć kolejną dawkę blizn. I szalik. Aby ukryć nieudane cięcia noża i szwy.
Jakby ktoś powiedział mi „zabij się” to ja nie protestował bym a wręcz byłbym niezmiernie szczęśliwy, że ktoś podziela takie samo zdanie jak ja. Zrobiłbym to. Bez wahania.
Na szczęście nie zabierali nam zegarków dlatego podniosłem rękę aby sprawdzić godzinę i przy okazji pogodę na następne dni. Jeszcze tydzień Edgar, dasz radę.
Wstałem z drewna i chowając ręce do kieszeni ruszyłem w stronę małego molo przy jeziorze. Usiadłem przy samej krawędzi i zacząłem wpatrywać się w swoje nierówne odbicie w wodzie. Chwilę potem zobaczyłem czubek głowy a potem całą twarz, której po pierwsze nie chciałem zobaczyć a po drugie nie lubiłem.
- Czego chcesz? - złapałem za pierwszy lepszy patyczek i zacząłem bawić się nim aby zająć czymś ręce.
- Pogadać.
- Dobra nie kłam. Jeśli przyszedłeś tu za okazją aby mnie utopić to proszę bardzo. Pogratulować można, że chociaż raz pomyślałeś o czymś serio przydatnym.
- Nie przyszedłem cię topić - zrobił kilka kroków i usiadł obok mnie w ten sam sposób - Przyszedłem pogadać.
Osunąłem się kilka cantymetrów bo stykaliśmy się kolanami. Jeszcze bym złapał jakieś zarazki od tego człowieka.
- Nie chce z tobą gadać.
- Wiem. Czas to zmienić.
- Nie lubię ciebie, a ty nie lubisz mnie. Lepiej nich tak zostanie.
- Bo?
- Bo jesteś wkurwiający.
- Aha i tylko dlatego?
CZYTASZ
~Fangar~
FanfictionNOWE UNIWERSUM, WSZYSTKO NOWE!! Chłopak, który ma niejeden skryty problem i chłopak, który jest jego największym wrogiem. Ale czy aby na pewno tylko wrogiem.