Rozdział 20

70 14 96
                                    

Do biura wydziału kryminalnego wszedł prokurator Reis. Rozejrzał się dookoła, a gdy dostrzegł Piekniewską, ściągnął usta w dzióbek i skierował się w stronę biurka, przy którym siedziała.

— Co to ma być? — zapytał, kładąc przed Gabrielą grubą teczkę. — Tu nie ma żadnych dowodów na poparcie słów pokrzywdzonej. — Uniósł brwi i zaplótł ręce na klatce piersiowej, wyczekując odpowiedzi.

Piękniewska odsunęła plik dokumentów i z głośnym świstem wypuściła powietrze z ust.

— Tu jest wszystko, co udało nam się ustalić. Oprócz zeznań Polata. Potwierdziliśmy alibi każdego z przesłuchanych mężczyzn. Nie ma między nimi powiązań. Wskazane przez Kulczyńską pojazdy, albo nie istnieją, albo należą do przypadkowych osób, które oczywiście też przesłuchaliśmy. Nie znamy numerów VIN, a tablice rejestracyjne mogli podmienić. Co do nieruchomości, którą wskazała nam pokrzywdzona, wciąż nie znaleźliśmy jej właściciela. Dom stoi pusty, a posesja wygląda na zaniedbaną. — Wyciągnęła z teczki plik kolorowych fotografii, na których uwieczniono imponujących rozmiarów dom, wokół którego rozpościerał się widok ogrodu porośniętego wysoką trawą przeplataną chwastami. — Postawiliśmy tam patrol. Obserwują na okrągło.

— Osobiście przesłucham właściciela tego domu — powiedział Reis, stukając palcem w jedno ze zdjęć.

— Monika go szuka. Mamy nazwisko, ale nie wiemy, gdzie obecnie przebywa. Podobno za granicą.

— To się postarajcie — warknął, a przez jego twarz przebiegł cień niezadowolenia. — Naczelnik mówił, że zgłosił się ktoś z Centrum Praw Kobiet. Skontaktujcie się z nią. Może wyciągnie z dziewczyny jakieś istotne szczegóły.

— A co z biegłym psychologiem? — zapytała Piękniewska, ignorując wpatrzonego w siebie Nowaka.

— Będzie obecny na posiedzeniu — rzucił w odpowiedzi. — Zajmijcie się Polatem i ludźmi z jego otoczenia. To na nim koncentruje się sprawa. I trzeba wrócić do akt sprawy Ząbkowskiego i Strzyckiego. Sprawdzić badania pod kątem śladów biologicznych Polata.

Piękniewska skinęła głową i wróciła do pracy.

— A gdzie Skowroński? — Prokurator rozejrzał się po biurze.

Nowak podniósł wzrok znad ekranu komputera i odchrząknął, czym zwrócił na siebie uwagę mężczyzny.

— Co się dzieje Nowak?

Podkomisarz wstał, skinął głową w stronę drzwi i ruszył przodem. Prokurator pożegnał się z pozostałymi i ruszył w ślad za policjantem. Zatrzymali się na korytarzu, a gdy Grzegorz upewnił się, iż są sami, zaczął:

— Może pan wstawi się za Markiem? Trochę sobie nabrechtał. To dobry chłopak, tylko czasem daje się ponieść emocjom.

— Co zrobił?

— Ja bym powiedział, że nic, ale naczelnik nie podziela mojego zdania. — Wzdrygnął ramionami.

— Do rzeczy.

— Tam mu się trochę ręka omsknęła przy przesłuchaniu Polata — wydukał, unikając wzroku Reisa. — Nic się nie stało, facet nie wniósł oskarżenia, ale naczelnik się piekli jak cholera.

Prokurator zamknął oczy i westchnął głośno. Przedłużająca się cisza wprawiła Nowaka w nerwowość, której dał ujście, stukając rytmicznie butem o posadzkę.

— Mamy medialną sprawę — zaczął prokurator. — Wszyscy patrzą nam na ręce. Na moje ręce. Zjeżdżają się ludzie z Warszawy. Ogólnopolskie gazety wypisują wyolbrzymione historie o gnieźnieńskim siedlisku zła, a ty chcesz mi powiedzieć, że Skowroński uderzył głównego podejrzanego podczas przesłuchania?

Zbrodnia [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz