Rozdział 13

79 16 113
                                    

24 września 2018 r. Poniedziałek

Kamińska wprowadziła do sali przesłuchań szamoczącego się z nią Śledzińskiego. Popchnęła go w stronę pustego krzesła i sama zajęła drugie. Wcisnęła przycisk play na dyktafonie i upewniwszy się, że stoi za nią dwóch funkcjonariuszy, rozpoczęła przesłuchanie.

— Imię i nazwisko — rzuciła.

— Marian Śledziński, przecież wiesz — odparł, odchylając się na krześle.

— Co robiłeś trzynastego sierpnia?

— A wy znowu z tym. Mówiłem, że ta baba zaatakowała mnie. Zapytałem ją tylko o parę groszy, a ona jak ruszyła na mnie z pięściami, to aż się kurzyło — zaśmiał się. — Stara, ale jara.

— Gdzie dokładnie spotkałeś poszkodowaną?

— Poszkodowaną? Chyba żartujesz! Ten babsztyl prawie mi oko wykłuł. Waliła mnie po bani jakimś kijem, no to ją odepchnąłem.

— Gdzie to było?

— No koło garaży na osiedlu Piastowskim. Wracałem z Żabki i spotkałem sąsiadkę mojej byłej. No to mówię jej dzień dobry da pani złotówkę? A ona normalnie się zagotowała — tłumaczył, gestykulując zawzięcie rękoma. — Zamachnęła się z lewej, no to ja jej z prawej.. — urwał, zakrywając usta dłonią.

— Ile razy uderzyłeś poszkodowaną?

— Mniej razy niż ona mnie — burknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Co zrobiłeś gdy poszkodowana padła na ziemię?

— Co zrobiłem, co zrobiłem — prychnął — poszłem w chuj.

— Dlaczego nie zgłosiłeś pobicia, skoro twierdzisz, że to ty zostałeś zaatakowany?

— Co? Miałem donieść na pały, że mnie emerytka sprała? To już wolę iść siedzieć.

Drzwi do sali uchyliły się lekko i do środka wszedł Skowroński. Obrzucił zatrzymanego wzrokiem i stanął w kącie pomieszczenia.

— Marek, mam ważne informacje, jak mnie puścicie to ci powiem — rzucił Śledziński, patrząc wyczekująco w stronę aspiranta.

— To może najpierw powiesz, a potem pomyślimy — odparł Marek spokojnie.

Śledziński prychnął i zaklął pod nosem, skupiając się na swoich paznokciach.

— To nic wam nie powiem, a gryzonie dalej będą latać po piwnicach — skwitował, podnosząc dumnie głowę.

Marek już chciał coś odpowiedzieć, ale dźwięk komórki odwiódł go od dalszych negocjacji. Wyszedł za drzwi i odebrał połączenie od prokuratora. Przywitał się i czekał na wieści, które jak się po chwili okazało, wcale nie były dobre. Rozłączył się rzuciwszy krótkie widzenia, i ruszył w stronę biura.

— Klapa, prokurator nie wnosi aktu oskarżenia przeciwko Ząbkowskiemu — powiedział, stając nad skupionym na monitorze Grzegorzem.

— Jasne — odparł przeciągle, wciąż wpatrując się w ekran komputera.

Skowroński potrząsnął partnerem i powtórzył informacje, na co ten wzdrygnął ramionami.

— Trzeba odebrać Kulczyńską — dodał Marek. — Pojedziemy tam za pół godziny. Chyba, że jesteś zajęty to wezmę Kamińską.

— Co? Nie, już kończę — odparł, chwytając kubek po kawie. — Pojedziemy. Nie wiedziałem, że śledztwo jest już zamknięte.

— Tak mnie słuchasz. Mówiłem ostatnio, że idę zanieść prokuratorowi akta. Miał stworzyć akt oskarżenia na ich podstawie, ale uznał, że sprawa jest przegrana. Za mało dowodów.

Zbrodnia [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz