Rozdział niesprawdzony, także wybaczcie wszelkie błędy.
~Dawid~
Kiedy już sądziłem, że z powrotem łapię kontrolę nad swoim życiem, które nieco się zmieniło przez ostatnie dwa lata, tak teraz znowu pojawia się w nim Łukasz i od samego początku wprowadza mały zamęt. Na początku nie poznałem bruneta, w końcu kiedyś ledwo było go widać spod czarnej czupryny. Nie tylko ściął włosy - jego styl i rysy twarzy również uległy zmianie. Nie powiem, nawet podobała mi się ta zmiana. Łukasz wyglądał teraz bardziej... męsko? Chociaż nadal było z niego straszne chuchro, ale w tym również nie widziałem niczego złego.
Muszę przyznać, że w pierwszej chwili, kiedy zdałem sobie sprawę, że jakimś cudem spotkałem Łukasza po dwóch latach i to w tak dużym mieście, jakim jest Warszawa, moje serce załomotało, a brzuch nieprzyjemnie się ścisnął.
Przeznaczenie?
Później nadeszło coś w rodzaju ekscytacji i zaciekawienia. Oczywiście, nie dałem po sobie nic poznać. Nie dałem po sobie poznać, że pierwszym o czym pomyślałem to: kim, do cholery, jest ten laluś obok Łukasza? Szybko jednak porzuciłem rozmyślanie, kim dla Łukasza jest Karol i zacząłem uważnie studiować każde poruszenie i słowo wypowiedziane przez Łukasza. Zaczęło mnie aż niepokoić, że przyglądam mu się tak... łapczywie. Miałem tylko nadzieję, że nikt tego nie zauważył.
A w momencie, kiedy Karol zwrócił się do Łukasza kochanie, wszystko stało się jasne.
Poważnie, Łukasz? Związałeś się z kimś takim? Przecież na kilometr widać, że jest (co najmniej) pięć razy bardziej arogancki od ciebie. Co takiego w nim widzisz?
Rzecz jasne, mimo wszystkiego, co działo się w mojej głowie, podczas tej krótkiej wymiany zdań, nie pozwoliłem, by Karol, a już tym bardziej Łukasz, to zauważyli. Chyba miałem już we krwi ukrywanie emocji, bo przychodziło mi to z zaskakującą łatwością. I dobrze. Bo po co Łukasz miałby się dowiedzieć, że tak naprawdę cieszyłem się w duchu, jak małe dziecko, że go widzę? Lepiej będzie, jak zachowam to dla siebie. Lepiej dla mnie, jak i dla samego Łukasza oraz jego... chłopaka.
~*~
- Pewnie przydałoby się zadzwonić, co? - mruknąłem sam do siebie, kiedy siedziałem w piątkowy wieczór w swoim mieszkaniu, które wynajmowałem ze swoim przyjacielem, Krystianem. - Chociaż, no nie wiem... Może jest zajęty albo rozmyślił się, albo jednak ten jego chłoptaś idzie z nim - przygryzłem wargę, wpatrując się w wyświetlacz telefonu. - Och, to żałosne, po prostu zadzwonię!Szybko przepisałem z kartki numer do Łukasza i jeszcze szybciej, na wypadek, gdybym zaraz miał się rozmyślić, nacisnąłem zieloną słuchawkę. Podszedłem do okna i przyglądałem się przejeżdżającym samochodom, czekając, aż usłyszę w słuchawce znajomy mi głos.
- Halo? - Zmarszczyłem czoło i porównałem numer widniejący na kartce z tym, pod który zadzwoniłem, żeby upewnić się, czy aby na pewno wpisałem wszystko dobrze. Numer zgadzał się, ale głos, który zgłosił się po drugiej stronie bynajmniej nie należał do Łukasza. Ja jednak już go znałem. Pokręciłem głową i przewróciłem oczami, wiedząc już, z kim mam przyjemność rozmawiać.
- Dodzwoniłem się do Łukasza? - westchnąłem.
- Tak, a kto mówi?
- Dawid.
Przez chwilę mój rozmówca nie odzywał się, ale wiedziałem, że nadal tam jest, gdyż słyszałem jego przyciszony oddech. Ten chłopak, Karol, nieźle działał mi na nerwy. Nie miałem w sumie ku temu żadnych powodów, by być do niego sceptycznie nastawionym, ale to nic. Wkurzał mnie i tyle.
CZYTASZ
Let's play a game
JugendliteraturZawsze lubiłem Sopot. Moim zdaniem, to bardzo ładne miasto. Lubiłem też szkołę, do której uczęszczałem. Najlepsze jest to, że było w niej i gimnazjum, i liceum, więc nie miałem żadnych problemów z zaaklimatyzowaniem się w liceum, ponieważ wszystkich...