Rozdział 12

8.4K 754 214
                                    

Wtorek, jesteśmy w Warszawie już piąty dzień. Odjeżdżamy jutro zaraz po zakończonym meczu finałowym. Tak, dokładnie - udało nam się. Sam jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Jestem dumny z nas jako drużyny, ale też z każdego z osobna. Z siebie również. Może to niezbyt skromne z mojej strony, ale chyba nie grałem nigdy wcześniej tak dobrze, jak podczas tych ostatnich kilku meczów. Jesteśmy już tak blisko, musimy wygrać. Zwycięstwo jest nasze, jestem tego pewny.

Co do samego pobytu - wspominałem wcześniej, że jestem zadowolony ze swoich współlokatorów i nie będzie żadnego problemu, prawda? Ta, trochę się pomyliłem. Konkretnie co do jednego - Michała. Podejrzewam, że nie jest to jakieś wielkie zaskoczenie. Jego klaustrofobia i narzekania nasilały się każdego dnia, czego wprost nie dało się wytrzymać. Do tego zachowywał się wręcz żenująco, wspominając każdego, cholernego dnia o tym, jak świetnie układa mu się z Łukaszem. Opowiadał o nim jak o siódmym cudzie świata. Uśmiechał się przy tym wrednie, jakby sądził, że robi to na mnie jakieś wrażenie. Mylił się prawie tak samo, jak ja kiedy założyłem, że będzie on dobrym kompanem do dzielenia pokoju.

Sam Łukasz praktycznie ze mną nie rozmawiał, jednak czułem jego wzrok na sobie dość często. Z tego, co mówił Michał, byli razem, jak to on się wyraził "kurewsko szczęśliwi", tylko, że ja tego nieopisanego szczęścia nie dostrzegałem na twarzy Łukasza. Właściwie, kiedy on był szczęśliwy? Cóż, gdy spędzałem z nim czas często się śmiał, chyba nawet szczerze, co u niego jest rzadkością. Teraz nie śmieje się prawie wcale, więc z czego ten Michał jest taki zadowolony? No nie wiem, może mu wystarcza, jak Łukasz wpycha mu język do gardła, a reszta jest nieistotna? Kto go tam wie.

- Jak tam nastroje przed jutrem? - zagadnął Eryk.

- Nie wiem, ja chcę po prostu iść spać - mruknął Michał i opadł na łóżko, ziewając przeciągle.

Eryk przeniósł wzrok na mnie, zapewne oczekując również ode mnie odpowiedzi.

- Staram się o tym nie myśleć, żeby nie zacząć świrować - wzruszyłem ramionami. - Pójdę się jeszcze przewietrzyć i też idę spać. Zaraz wrócę - dodałem i opuściłem pomieszczenie.

Zszedłem z dość starych schodów, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Oparłem się o ścianę budynku i zaciągnąłem chłodnym, grudniowym powietrzem. Stałem tak dłuższą chwilę, myśląc o wszystkim, co zaprzątało mi głowę w ostatnich dniach, a było tego dużo. Nabrałem ochoty zadzwonić do Agaty, chciałem usłyszeć jej głos. W tym momencie jednak nie nadawałem się chyba do jakiejkolwiek rozmowy, także zrezygnowałem. Jutro się zobaczymy i pogadamy.

Usłyszałem skrzypienie otwieranych drzwi, którymi ktoś chyba powinien się zająć, i spojrzałem w tym kierunku. Łukasz. Cóż za przypadek.

Brunet zerknął na mnie i zaraz przeniósł wzrok gdzieś na bok, wkładając ręce do kieszeni spodni. Staliśmy w milczeniu dosyć długo, miałem wrażenie, że wieczność. Czułem, że mam mu dużo do powiedzenia, ale nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego słowa.

- Chciałem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza - odezwał się w końcu, nadal na mnie nie patrząc.

- Tak, ja też.

Znowu cisza. Wcześniej już dawno dogryzałby mi jakoś i robił sobie żarty, a teraz? Nie ma kompletnie nic do powiedzenia?

- Ekhem - odchrząknąłem. - Jak tam z Michałem? - Dlaczego o to zapytałem?

- Nie wiem, normalnie - wzruszył ramionami. - To nic poważnego.

- Bawisz się nim? - Pokręcił przecząco głową.

- Nie nazwałbym tego tak.

- Więc go kochasz?

- Nie. To tylko seks. Chociaż on chyba myśli inaczej - odparł i zauważyłem, że kącik jego ust lekko drgnął.

Let's play a gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz