Obudziły mnie poranne promienie słońca. Chwilę poleżałam i wstałam. Skierowałam się do garderoby po jakieś ciuchy. Zdecydowałam dziś ubrać się w lawendowe bluzkę i krótkie spodenki. Spiełam włosy w luźny kok. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Ładnie wyglądam. Nie potrzebuje makijażu.
Zeszłam na dół do salonu. Byli już tam moi rodzice, którzy oglądali telewizję. Usiadłam w fotelu i spojrzałam na to, co oglądają. Jakiś paradokument.
-Cześć - powiedział Mark, który wziął się z nikąd. - Co tam u ciebie?
-A dobrze, a u ciebie?
-Też dobrze, tylko Mackenzie ciągle za mną łazi.
-Mackenzie? - spytałam się.
-Ta młodsza karyna. Trochę wczoraj z nią porozmawiałem - wyjaśnił - Byłaś już w ogródku?
-Nie, nie byłam. A co?
-To chodź zobaczyć. Jest naprawdę ładny.
Sprawdziłam godzinę. Pół godziny do śniadania. Obróciłam się w stronę Marka. On już wychodził. Szybko do niego podeszłam. Ogród był przepiękny! Dużo kwiatów i motyli. Altanka, a obok duży basen. Przed basenem leżaki. Po prostu ogród marzeń. Mark stał obok mnie.
-I co? - spytał się. - Podoba Ci się?
-Tak, podoba mi się.
-To chodź się przejść po ogrodzie.
Objął mnie ramieniem i poszliśmy na spacer po ogrodzie. Po spacerze wróciliśmy do domu na śniadanie.
Śniadanie było przepyszne. Ciotka powiedziała, że za godzinę idziemy na miasto pozwiedzać i lunch i obiad zjemy na mieście w jakieś 5 gwiazdkowej restauracji. Ja poszłam do siebie do pokoju porobić coś w telefonie. Sprawdziłam godzinę i okazało, że za pół godziny wychodzimy. Poszłam do garderoby i wzięłam
do plecaka bluzę, jakby było mi chłodno.Zeszłam już na dół, żeby poczekać na resztę.
Rozsiadłam się w swoim fotelu i w spokoji przeglądałam swój telefon.-Odczep się od Marka - powiedział ktoś, kto był za mną. Odwróciłam się, żeby zobaczyć kto jest za mną. To była Mackenzie. - On jest mój!
-Ale o co ci chodzi? My jesteśmy tylko przyjaciómi.
-Obejmował cię! To jest przyjacielski gest?!
-Dziewczyno, uspokój się! Jesteś po prostu zazdrosna!
Karyna chciała coś powiedzieć, ale nie powiedziała, bo przyszli dorośli. Powiedziałam im,że idę ubrać buty i poczekam na nich na dworze.
Zauważyłam przed domem ławeczkę, więc na niej usiadłam.
Matko, ile można ubierać buty. Siedzę już tu 10 minut.
Po chwili wyszedł Mark.-Co oni tam robią? Już 10 minut na was czekam.
-Mama i Mackenzie zgubiły telefon i wszyscy szukają ich telefonów - wyjaśnił.
-A nie mogą po prostu do nich zadzwonić?
-Mama ma wyciszony telefon. A o tym pomyślę Mackenzie nie powiem, bo jej nie lubię. Zresztą nikt nie ma do niej numeru.
-A to spoko. A co do Mackenzie, to ona powiedziała, że mam się od ciebie odczepić - powiedziałam mu.
Mark nic nie powiedział. Przez kolejne 10 minut siedzieliśmy w ciszy i cieszyliśmy się latem. Ciszę przerwali dorośli. Czyli już znaleźli telefony.
Wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy jechać.Jechaliśmy pół godziny. I dojechaliśmy do Prado. Weszliśmy do budynku. Okazało się, że to jakieś muzeum sztuki. Nuda. Teraz 2 godziny będziemy oglądać jakieś obrazy.
Jakieś nudy.Chyba wynudziłam się za wszystkie czasy. Jeden obraz oglądali chyba pół godziny. Jakby nie mogli popatrzeć i iść do kolejnego. Ciotka ciągle musiała uspokajać kuzynostwo, bo latali po całym muzeum. Mark podziwiał obrazy, jakby to było nie wiadomo co, a Mackenzie robiła sobie selfie przy każdym obrazie.
Kiedy wyszliśmy z muzeum, była już porą na lunch. Poszliśmy do jakiejś drogiej kawiarenki. Ja zamówiłam sobie jakieś ciastko i owocowe smothie.
Oczywiście jedliśmy chyba z godzinę, bo karyny zrobiły awanturę niewiadomo o co. Aż menadżer musiał przyjść. Ciotce i wujkowi było wstyd za karyny. Po zjedzeniu niu poszliśmy pochodzić po jakimś parku i do pizzerii. A na kolację wróciliśmy do domu.
Zaraz po kolacji poszłam spać, bo byłam bardzo zmęczona. Mam nadzieję, że jutro nie będziemy tyle chodzić.