5. A co to?

21 11 8
                                    


- Raz, dwa, raz, dwa- podśpiewywał sobie witrażyk drepcząc tajemną, wiewiórczą ścieżką. Chciał przemieszczać się szybko, jednak leżący śnieg dość skutecznie utrudniał mu ten zamiar. Droga prowadziła wśród większych i mniejszych, uśpionych o tej porze roku krzaków, a także niewiele sobie robiących z zimy drzew iglastych. Od dłuższego czasu nie padał śnieg, więc wiatr zdążył otrzepać z niego rośliny. Teraz, zrzuciwszy śnieżne plecaki, stały wyprostowane, kontrastując głęboką zielenią choinek i matowymi brązami krzaczków z błyszczącą bielą krajobrazu. Ciepłe promienie słoneczne, w połączeniu z chłodem bijącym od śniegu, tworzyły przyjemną, orzeźwiającą atmosferę. Witrażyk idąc podziwiał piękną, zimową scenerię.

To pewnie dlatego nie od razu zauważył to coś dziwnego, zjawisko które już raz widział z dziećmi.

Gdy tak szedł, w oddali na jasnym, błękitnym niebie, pojawiła się ciemna chmura a raczej chmara niewielkich, ciemnych punktów. Obiekt, jak poprzednio, zbliżył się i zawisł nad okolicą. I wtedy dopiero Witek zauważył, co się dzieje na niebie. Zaskoczony i wystraszony zeskoczył z dróżki w śnieg. Chciał biec i ukryć się w krzakach. Jednak poza wiewiórczą drogą śnieg tworzył wysokie dla Witka zaspy. Przeprawa przez takie góry stanowiła nie lada wyzwanie. Witrażyk nie poddawał się, zadzierał wysoko nogi, odgarniał śnieg ruchem ręki przypominającym pływanie stylem żabki. Głośno oddychał z wrażenia i ze zmęczenia. Kiedy dotarł do krzaków, postanowił schować się jak najgłębiej między gałęziami. Odchylił głowę by spojrzeć w niebo i... Ojej! Witusiowa noga zachybotała się, cały witrażyk zakołysał... i...Bęc! Upadł i zaczął staczać się z pagórka. Toczył się tak przez chwilę, oddalając co raz bardziej od drogi. A ciemna, wielocząsteczkowa plama na niebie, w tym czasie oddaliła się. Dookoła zrobiło się nieco jaśniej. Jednak dzień już nie był tak słoneczny jak wcześniej. Gęste chmury zaszyły niebo i tylko gdzieniegdzie można było dostrzec słabe słoneczne refleksy. Zaczął padać śnieg.

Witek turlał się i turlał, aż rozbił o drzewo.

- Auć, moja głowa. - powiedział do siebie z obolałą minął. Niezadowolony zmarszczył nos a oczy zmrużył. Posiedział chwilę, bo cały świat jak na karuzeli wirował mu przed oczami. Kiedy już doszedł do siebie, wstał i otrzepał się. Zmierzył wzrokiem pagórek, westchnął ciężko unosząc przy tym ramiona i pomyślał, taki kawał drogi! W dodatku pod górkę! Postał jeszcze chwilkę, powzdychał, po czym powiedział głośno do siebie:

- No nic, trzeba iść dalej.

Zrobił krok w przód, lecz wtedy rozejrzał się i zobaczył, że nieopodal stoi domek ze śniegu. Budowla wyglądała, jakby jego mieszkańcy mieli wzrost dwa razy wyższy od witrażyka. Budynek był okrągły, ze spadzistym dachem i łukowatymi oknami na wysokości piętra. Przypominał wieżyczkę lub basztę. Na dole znajdowały się szerokie, dwuskrzydłowe drzwi zwieńczone łukiem. Całość budynku była wykonana z śnieżnych prostokątów, jakby cegieł. Pod domkiem, jedna na drugiej, stały prostokątne, białe skrzynie.

Witrażyk jeszcze bardziej zmrużył oczy przyglądając się. Odwrócił głowę i spojrzał znów na pagórek. Wiedział, że powinien jak najszybciej wrócić na swój szlak prowadzący do domu. Jednak był taaaki ciekawy. Z jego twarzy zniknął grymas niezadowolenia, zmarszczony nos się rozprostował a oczy z ciekawości zrobiły się aż okrągłe i  wytrzeszczone. Domek ze śniegu! Kto tam mieszka? Co tam może być w środku? I jak to w życiu bywa, ciekawość z rozsądkiem wygrała. Witek postanowił zobaczyć domek z bliska.

Przygody witrażyka Witka, czyli opowieść z okazji Dnia Życzliwości (ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz