7. Tycjan

16 9 8
                                    


Nazajutrz witrażyk obudził się skoro świt. Gdy tylko otworzył oczy, zeskoczył z szyby na parapet, a potem wskoczył na łóżko Antka.

- Wstawaj Antku, muszę ci coś powiedzieć! - wołał podekscytowany Witek ściągając kołdrę z chłopca - No wstań, proszę cię!

- Zosiu, Zosiu, obudź się! - zawołał po czym wskoczył na łóżko dziewczynki i próbował ściągnąć z niej okrycie.

- Co się stało?- zapytała zaspana Zosia.

Gdy Antek się obudził i usiadł, witrażyk stanął na nocnym stoliku obok łóżka dziewczynki. Poważnym i jednocześnie pełnym emocji, drżącym głosem powiedział:

- Porwano Wiosnę. Dowiedziałem się tego od śniegulaków. Pamiętacie ciemną, okropną chmurę a raczej chmarę drobnych punktów, pyłków czy też owadów? To właśnie przelatywał Ponurak i porwał Wiosnę. Musimy ją uratować! Skoro Wiosna nie przyjdzie to Lato i Jesień pewnie też nie. Będzie już tylko Zima przez cały czas!

- Wiedziałem, że ta chmura zwiastuje jakieś nieszczęście - powiedział Antek przygryzając wargi.

- A gdzie Ponurak jest teraz? Gdzie on mieszka? - zapytała Zosia.

Antek i Witek wykrzywili usta wzruszając ramionami na znak, że nie mają pojęcia.

- Chodźcie szybko się ubieramy, myjemy i idziemy na śniadanie. A potem pójdziemy z mamą do parku. Zrobimy rozeznanie w terenie by znaleźć Ponuraka. Od czegoś trzeba zacząć. Musimy znaleźć jakiś punkt zaczepienia. - postanowiła.

Był to bardzo szary poranek. Gęste chmury wisiały nisko przez co można było odnieść wrażenie, że dzień ledwo dawał radę podnieść swoje zaspane powieki. Wiał zimny wiatr i prószył śnieg.

Mama bardzo się zdziwiła, że w taką pogodę, w dodatku z samego rana, dzieciom chce się wyjść z domu. Ale nic to, pomyślała, skoro chcą, to możemy iść. Zwłaszcza skoro, jak mówią, mają do załatwienia bardzo ważne sprawy.

Po śniadaniu, wszyscy się ciepło ubrali i poszli do parku. Nie odział się tylko Witek, gdyż jak się okazało, witrażykom jest znacznie cieplej niż ludziom i nie potrzebują ciepłych okryć. Kwietnikowa Dziewczynka też nie marzła, ponieważ miała swoją odzież. Poza tym, jak zazwyczaj, podróżowała w rękawiczce przyszytej do kurtki Zosi.

Gdy doszli na miejsce, mama poszła aleją która łączyła dwa przeciwległe wejścia. Idąc tą trasą, miało się widok na prawie cały park. Dzieci i witrażyk zostali na polance. Wiosną i latem rośnie tam miękka, delikatna trawa, mlecze i stokrotki. Teraz oczywiście polanka spała przykryta kołdrą ze śniegu.

Dzieci, chcąc się dobrze przygotować do rozeznania, zabrały ze sobą lupy. Wyciągnęły je a następnie chodząc, oglądały śnieg w poszukiwaniu śladów. Co jakiś czas Antek zatrzymywał się i nadstawiał uszu by sprawdzić, czy słychać jakieś podejrzane odgłosy. Witrażyk natomiast obserwował niebo, przyglądał się drzewom, krzakom i też chodził. Wszyscy razem zachowywali się dość nietypowo, czym przyciągali uwagę porannych spacerowiczów.

Zauważył ich także pewien parkowy gołąb. Mieszkał przy fontannie, grał na grzebieniu, żywił się tym co znalazł i czym poczęstowali go ludzie. Na głowie miał dziwny kapelusz o nieregularnym kształcie. Wyrastały z niego miniaturowe drzewa, widać było alejki, strumyk, fontannę, jakieś postacie, domki, górkę. Jego rondo przypominało półkole- z przodu okrągłe, z tyłu proste. Na tym rondzie, z prawej strony przodu, stał mały samochodzik. Spod kapelusza, gdzieniegdzie, wystawały jakby kosmyki włosów w słomianym kolorze. Na szyi miał zawieszony długi naszyjnik z muszelek. W pasie - zapinaną torbę - nerkę, a w niej grzebień i kawałek papieru.

Szczególną uwagę gołębia przykuł witrażyk. Ptak wcześniej widywał podobne stworzenia w oknach ludzkich domów, ale nie widział nigdy chodzącego witrażyka w parku.

- Gru- gru, to coś samo się rusza. - powiedział do siebie pod nosem. Popatrzył na witrażyk lewym okiem, popatrzył trochę prawym. Strzepnął pióra, podleciał bliżej i usiadł na daszku parkowego śmietnika. Wyciągnął głowę do przodu aż wreszcie zapytał:

- Gru-gru, dzień dobry papierowa wycinanko, czego szukasz w parku?

- Dzień dobry, jestem witrażykiem i nazywam się Witek.

- Ach rozumiem gru- gru papierowa wycinanka z aspiracjami, cudooownie bratnia duszo. Ja, widzisz, jestem gołębiem i nazywam się Gołąb. Ale mów do mnie Tycjan. To mój pseudonim artystyczny. Jestem początkującym muzykiem, gram na grzebieniu.

To powiedział a następnie wyciągnął spod kapelusza małą buteleczkę z jakimś płynem, odkręcił ja, napił się, po czym podfrunął i podał ją Witkowi.

- Proszę, napij się. To soczek sroczek.

- Co?- Witek bardzo się zdziwił nie rozumiejąc nazwy zaproponowanego trunku.

- Soczek sroczek.- powtórzył Tycjan a widząc pogłębiające się zdziwienie na twarzy Witka kontynuował- No sok srok. Sroki produkują taki pyszny sok. Chcesz trochę?

-Dziękuję, nie piję.- odpowiedział Witek, popatrzył w niebo, błogo się uśmiechnął i dodał- My witrażyki żyjemy światłem słonecznym.

Gołąb pociągnął jeszcze jeden łyk, zakręcił butelkę i schował ją pod kapelusz.

- A co tu robisz, ty i twoi przyjaciele?- zapytał.

Wtedy Witek opowiedział, co się ostatnio wydarzyło, czego, gdzie się dowiedział i po co tu przyszli. Ptak słuchał w milczeniu, z otwartym ze zdziwienia dzióbkiem. W końcu zawołał:

- Ja wiem gdzie mieszka Ponurak! To znaczy prawie wiem, bo wiem, kto na pewno wie!

- Więc mów! - zawołał witrażyk - Poczekaj, przedstawię cię moim przyjaciołom. Zosiu, Antku, Kwietnikowa Dziewczynko, znalazłem punkt zaczepienia!

Dzieci na tą informację przybiegły szybko. Kiedy już wszyscy się ze sobą poznali, Tycjan kontynuował:

- Wiem mniej więcej, gdzie mieszka Ponurak ale wiem też, kto na pewno dokładniej to wie. To krasnal Lubomir. Mieszka sam w chatce w krzakach, nikogo do domu nie wpuszcza, rzadko z niego wychodzi, stroni od wszystkich. Ale podobno jest bardzo mądry bo gdy tak siedzi w domu, dużo czyta książek. I jak trzeba było, nie raz kogoś ratował dobrą radą. Spójrzcie. - gołąb ściągnął kapelusz, nacisnął znajdujący się na nim samochodzik a ten zaczął jeździć od prawej do lewej i z powrotem. - Mój kapelusz to makieta naszego parku. My jesteśmy tu. - ptak pokazał na kapeluszu palcem - A Lubomir mieszka tu. To wszystko to nasza cześć parku, po której możemy gru- gru w miarę bezpiecznie się poruszać ale tutaj... - teraz wskazał na prostą linię ronda i ściszył głos.- Dalej jest Kraina Ponuraka, tam nikt z mieszkańców naszego parku nigdy nie był. I nikt nie wie, gdzie dokładnie on mieszka. To znaczy, tylko Lubomir na pewno wie.

- W takim razie, nie traćmy czasu tylko chodźmy do niego, Tycjanie prowadź nas. - powiedział Antek. - Zaraz, zaraz, czy mama nas widzi cały czas? Musi wiedzieć, gdzie jesteśmy. Tak, widzi, pomachajmy do niej i chodźmy.


Przygody witrażyka Witka, czyli opowieść z okazji Dnia Życzliwości (ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz