2. A kuku!

33 14 31
                                    



Zosia pierwsza zjadła kolację i wróciła do pokoju dzieci. Usiadła na wcześniej pościelonym łóżku. W pomieszczeniu panował półmrok, ponieważ włączone były tylko małe, nocne lampki przy łóżkach.

Za oknem płatki śniegu miękko jak baletnice opadały na parapet. Wiatr lekko przeczesywał gałęzie drzew niczym włosy przed snem. Było cicho. Dziewczynka spojrzała na witrażyk.

Wtedy w pokoju rozszedł się delikatny, prawie niesłyszalny szelest.

Czy ty też czasami w pokoju słyszysz jakieś dziwne dźwięki, jakby coś szeleściło albo szeptało? Dorośli zazwyczaj mówią, że ci się wydaje, albo że to meble skrzypią. Ale dzieci często wiedzą swoje.

Kiedy usłyszała szmer uśmiechnęła się. Domyślała się kto, a raczej co, go wydało.

Były to lilianki, mieszkające w domach dobrych ludzi duszki życzliwości. Jako że są wrażliwymi, dobrymi istotami, przygnębienie Zosi je wzruszyło i westchnęły chórem. Wiedziały, że Zosia, po wyjeździe przyjaciółki, czuje się po prostu przygnębiona.

Lilianki są maleńkie. Powstają w sercach dobrych ludzi. Potem, jeśli ludzie tego chcą i na to pozwalają, często im towarzyszą. Zazwyczaj starają się być niezauważone, chowając się w kątach i szczelinach. Czasami jednak pozwalają się zobaczyć lub usłyszeć. A wyglądają prześlicznie. Są podobne do chłopców i dziewczynek, mają tylko dodatkowo smukłe, jasne, opalizujące skrzydełka, które potrafią świecić białym, ciepłym światłem tak jak małe lampki. Najwięcej powstaje ich w okresie Bożego Narodzenia. Wtedy też prawdopodobnie najłatwiej jest je zobaczyć. Chociaż trzeba się dobrze przyjrzeć, bo czasami są mylone z lampkami choinkowymi albo innymi drobnymi światełkami, którymi ludzie ozdabiają dla przyjemności domy, ogrody i ulice.

W pokoju Antka i Zosi mieszkało ich naprawdę sporo. Po pierwsze dlatego, że rodzeństwo im na to pozwalało, a po drugie, że tak jak opowiadałam na początku, były to życzliwe i po prostu dobre, chociaż nie zawsze bardzo grzeczne dzieci.

Zosia jeszcze siedziała na łóżku gdy do pokoju wszedł Antek i odsłonił okno.

- Śpimy przy odsłoniętym bo ja nie lubię jak jest tak zupełnie ciemno, można się potknąć gdyby się w nocy wstawało czy coś takiego - powiedział.

Za oknem płatki śniegu lekko opadały i okrywały świat białą kołdrą. Noc rozgościła się na dobre.

Dzieci już spały, kiedy z zakamarków pokoju wyszły świecące ciepłym światłem lilianki. Chciały dokładniej zobaczyć witrażyk. Były bardzo ciekawe, gdyż nigdy wcześniej czegoś podobnego w domu na szybie nie widziały. Z tej ciekawości ich skrzydełka zajaśniały jeszcze bardziej. Było widać je z daleka.

Tak się złożyło, że akurat przelatywała tędy dobra i trochę szalona wróżka. Zauważyła mnóstwo jasnych, świecących, maleńkich punkcików. Ponieważ nie był to czas Bożego Narodzenia i wszystkie choinki już dawno rozebrano z ozdób, bardzo ją te światełka zaintrygowały. Zbliżyła się więc do domu, chcąc zobaczyć co się tam dzieje. Gdy zobaczyła, że to lilianki, wleciała do pokoju zapytać co to za zbiegowisko.

- Witajcie lilianki, co wy takie jesteście rozżarzone? Myślałam ze to lampki bożonarodzeniowe się świecą.

- Nie, nasze się przepaliły. Co prawda wiszą tu wokół okna jeszcze od świąt, ale nie działają. - powiedziała jedna z nich wysuwając się przed resztę.

- Nie działają? To trzeba je naprawić. Ja to mogę zrobić. Jestem dziś w świetnym humorze! - to powiedziawszy podleciała bliżej. Wyciągnęła z kieszeni srebrnej spódnicy różdżkę i poruszając nią jakby wykręcała numer na tarczy telefonu starego typu (jakie drzewiej były używane), zaczęła wypowiadać zaklęcie. Nagle spódnica wróżki zaczęła się bardzo szybko obracać. Powstał w ten sposób wir. 

Była to wróżka  dobra, lecz jednak niezbyt wprawna w czarach.

Ledwo ustała na nogach gdy kręcący pęd powietrza wylatywał z jej zaczarowanej, furkoczącej spódnicy. Wróżka straciła równowagę i wir zamiast w lampki pofrunął wirować wokół witrażyka. Był on na tyle intensywny, że zerwał go z szyby i zaczął kręcić nim jak na karuzeli. Wir zajaśniał kolorami tęczy i... Plask! Witrażyk rozpłaszczył się na szybie jak naleśnik na talerzu. Nagle powietrze uspokoiło się.

Lilianki stały osłupiałe, zdziwione i zaskoczone.

- No nie wcelowałam w lampki, zdarza się. W dodatku rozładował się mój magicznik, akumulator z czarami. Nic tu po mnie, lecę do mojego domu. - powiedziała wróżka poprawiając płomiennorude, kędzierzawe włosy.- A co to się stało? No tak, nie mogę teraz latać. Ale na szczęście dam radę jeszcze przeniknąć przez okno i stąd wyjść. No to żegnam was i cóż... Powodzenia życzę, pa, pa! - to powiedziawszy, przeniknęła przez okno, zeskoczyła z parapetu, usiadła okrakiem na swoją różdżkę, założyła odblaskowe opaski na ramiona i kurcgalopem pomknęła przed siebie w ciemną dal.

Powodzenia? Ale w czym? O co jej mogło chodzić? W myślach dziwiły się lilianki.

Witrażyk wisiał na szybie. Teraz nie potrzebował taśmy klejącej, ponieważ jego ciało nabrało nowych właściwości. Potrafił sam się przykleić do szyby i odkleić. Stał się jakby miękki, lekko rozciągliwy, w konsystencji przypominał trochę żelkowego cukierka. Jednak nadal był witrażykiem. Otworzył oczy, rozejrzał się po pokoju i zawołał:

- Ha! Ha, ha! Jestem żywy!

Okrzyk obudził Antka. Lilianki zgasiły więc skrzydełka po czym ukryły się w pokoju. Chłopiec usiadł na łóżku, przetarł oczy i potrząsnął głową.

Odsłoniłem okno, a dziś jest chyba pełnia księżyca, pewnie stąd ten dziwny sen, pomyślał.

Nie do końca obudzony, z jednym na wpół otwartym okiem a drugim ściśniętym powieką, podszedł chwiejnym, zaspanym krokiem do okna i naciągnął na nie zasłonę. Potem położył się po omacku z powrotem do łóżka i zaraz znowu zasnął.

- No nic, to jutro pogadamy. - powiedział witrażyk i odwrócił się przodem do szyby by popatrzeć w niebo.

Przygody witrażyka Witka, czyli opowieść z okazji Dnia Życzliwości (ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz