Poszukiwanie następnego punktu podróży zdecydowanie przerosło nasze możliwości. Zgodnie z wytycznymi z Księgi wysiedliśmy we wskazanym mieście i dalej za pomocą miejskiego, bardzo niewygodnego i zdecydowanie niedostosowanego do osób niepełnosprawnych, autobusu dojechaliśmy do olbrzymiego osiedla. Proste uliczki z rzędami identycznych domków jednorodzinnych ciągnęły się w nieskończoność, a od białych płotków otaczających niewielkie, zadbane posesje kręciło mi się już w głowie.
Lawirując między uliczkami w pewnym momencie dotarło do nas, że zgubiliśmy się! Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, widzieliśmy dokładnie ten sam widok, żadnego charakterystycznego punku odniesienia, a numeracja domów była całkowicie dowolna. Wyglądało, jakby właściciele sami sobie wybierali numery, nie przejmując się czymś takim, jak ich kolejność.
Zrezygnowany zrzuciłem niemiłosiernie ciążącą mi torbę z ramienia i usiadłem na krawężniku. Victor z ciężkim westchnieniem położył plecak obok mojego bagażu. Zadygotałem i szczelniej owinąłem się bluzą Chrisa, którą założyłem jeszcze w pociągu. Na szczęście przyjaciel w żaden sposób tego nie skomentował, chociaż spojrzał wtedy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Ja to jednak zignorowałem i nie miałem zamiaru nikomu tłumaczyć się z decyzji o założeniu akurat tej bluzy, bo prawdę mówiąc wciąż sam tego nie rozumiem. W każdym razie dzięki temu mam wrażenie, jakby mój chłopak był obok i właśnie otaczał mnie ramionami, chroniąc przed złem tego świata, czego już bardzo, bardzo dawno nie robił...
– Jestem głodny, śpiący, zmarznięty, wkurzony, stopy mnie bolą, głowa chyba też i zaraz oszaleję! – Jak zawsze w takich chwilach aktywował mi się tryb marudzenia. Tym razem w pełni uzasadniony.
Ani ja, ani Vic, nie pomyśleliśmy, by gdzieś wynająć pokój i odpocząć kilka godzin po niewygodach podróży pociągiem. Praktycznie „z buta" z dworca wskoczyliśmy do autobusu i nie spodziewaliśmy się, jak długa i męcząca czeka nas dalsza część drogi. Przekąski, które zaradnie Victor spakował na podróż, skończyły się już w nocy, a teraz nigdzie w zasięgu wzroku nie widziałem żadnego sklepiku osiedlowego, by uzupełnić zapasy. Jakby naszych kłopotów było mało, dzisiejszy poranek był zdecydowanie jednym z zimniejszych tego lata.
– Wszystko mnie boli – jęknąłem.
– Sprawdź w Księdze – poprosił zmęczonym głosem przyjaciel. Zerknąłem na niego z obawą. Wyglądał na dużo bardziej wycieńczonego niż ja, pomimo iż praktycznie cały czas siedzi na wózku, który w większości ja popycham. Jego blada twarz, wory pod oczami i grymas bólu poważnie mnie niepokoiły. Mam wrażenie, że ciepły koc zarzucony na niesprawne nogi i polarowa bluza wcale nie chronią go przez chłodem.
Z rezygnacją sięgnąłem do torby i otworzyłem Księgę na odpowiedniej stronie.
– Tu pisze, że fragment Kamienia jest pod adresem WishStreet 16 – mruknąłem pod nosem. Zamknąłem Księgę i rozejrzałem się. – Projektant musiał być pijany, gdy numerował te domki. Jakim cudem obok numeru dwanaście jest nagle dwadzieścia, a kolejny ma numer osiem?!
– Musi być jakiś system numeracji. Może coś przeoczyliśmy? – zastanawiał się przyjaciel.
– Nie ma żadnego systemu, widać, że ktoś na chybił-trafił przyklejał numerki. Nigdy w tej plątaninie identycznych domków nie znajdziemy kolejnego Strażnika, nie zdążę zebrać wszystkich fragmentów Kamienia Życzeń na czas i nie odzyskam już Chrisa. – Smętnie pociągnąłem nosem. Teraz nie tylko psioczyłem, ale i widziałem wszystko w czarnych barwach.
– Jesteś zmęczony i marudzisz – podsumował moje zachowanie Vic. Zmierzwił mi włosy, a ja odruchowo oparłem głowę o jego nogi.
– A co zrobię, jeśli naprawdę nie uda mi się odzyskać Chrisa? – jęknąłem załamany.
CZYTASZ
✨Moc Życzeń✨ Boy x Boy
Fantasy✨~°~✨~°~✨~°~✨~°~✨ "Szczęście chadza krętymi ścieżkami(...)" ✨~°~✨~°~✨~°~✨~°~✨ Życie Daniela nigdy nie było usłane różami, albo miał po prostu pecha i najczęściej nadeptywał na kolce. Wyrzucony z domu za coś, na co nie miał żadnego wpływu, znalazł po...