John POV.

30 5 0
                                    

Servus! Przepraszam że tak późno jak i wcześnie ale przez ostatnie dwa dni, nie mogłam złapać weny, więc nie bijcie. Rozdział ma troche dramy. Tak naprawdę trochę, tyci, tak tyciuśke. No dobra, bez przedłużania zapraszam do rozdziału!

Autorka!

---

Nie spodziewałem się jej tu. Wiedziałem że przyjechanie tu, do Dartmoor, będzie mi przypominało stare czasy. Ale naprawdę nie sądziłem że mogłem ją tu spotkać. Heh "Ella Raymond", dalej korzysta z sztucznych imion w nagłych wypadkach.

Tak naprawdę inaczej się nazywa. Doktor Shelby Little. O to jej prawdziwe imię. Shelby zajmowała się głównie na zdobywaniu próbek DNA, lecz kiedy dano jej dostęp do eksperymentów na ludziach, jakby to powiedzieć... Zainteresowała się mną.

Kiedy wychodziłem z Gregiem z laboratorium, nie była z tego powodu szczęśliwego. Ponieważ nie dokończyła jednych "bardzo ważnych", w jej mniemaniu, badań na MNIE

Westchnąłem rozglądając się po górnym piętrze.

-3b...4b...5b...-Zatrzymałem się przed drzwiami. Obszedłem je wzrokiem, po chwili otwierając. Moim oczom ujrzał się biały pokój, z dwoma dwu osobowymi łóżkami i na końcu pomieszczenia, mała kuchnia, a obok drzwi. Zapewne prowadziły do łazienki.

Wchodząc do środka odstawiłem walizkę pod ścianę i podszedłem do jednego z łóżek. Kilka sekund się w nie wpatrywałem, po czym wylądowałem twarzą w poduszce.

-Wszystko dobrze?- Usłyszałem głęboki głos detektywa. Jęknąłem cicho, podnosząc się i siadając na brzegu łóżka by dobrze spojrzeć na bruneta. Twarz miał lekko zakłopotaną.

-Tak.- Odpowiedziałem udając, że nie wiem o co brunetowi chodzi. -Coś by miało się stać?

-No, twoja reakcja na tamtą kobietę.- Mruknął zakładając ręce na piersi. -Ty ją zna...

-Stara znajoma.- Przerwałem mężczyźnie. Westchnąłem po czym dokończyłem. -A raczej nieprzyjaciel. Wstałem i rozciągnąłem się, wyciągając ręce do góry.- Idziemy?

-Gdzie?

-Rozwiązać sprawę, geniuszu.- Burknąłem. Zauważyłem że młodszy Holmes od razu się rozchmurzył. Kiwnął głową na zgodę i ruszyliśmy w stronę wyjścia z lokalu.

***

Chodziliśmy po wrzosowiskach już dwie lub przynajmniej trzy godziny, co powodowało lekki ból w mięśniach nóg. Z daleka nagle zauważyliśmy, w bardzo kiepskim stanie, ruiny. A raczej resztki po ruinach, na wysokiej górce.

Przyśpieszyłem z nadzieją że jak tam dojdziemy, to będziemy mogli się na chwilę zatrzymać. W końcu doszliśmy na szczyt. Odetchnąłem z ulgą i wyprostowałem plecy. -W końcu. Chwila przerwy.- Wymamrotałem i usiadłem na kamieniu.

Skuliłem trochę nogi i podparłem ręce na kolanach.

-Co mówiłeś?- Zapytał brunet, marszcząc brwi. Machnąłem ręką że nic i rozejrzałem się. Nie było widać nic więcej niż same polany, które wyglądały jakby się nigdy nie kończyły.

Czekaj... Daleko, daleko stał wielki budynek. Nie był dobrze widoczny przez odległość która była między nami. Przyjrzałem się lepiej. I w tym momencie zorientowałem się, gdzie jesteśmy i co to za budynek.

The London Wolfs.    Johnlock & MystradeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz