Rozdział 3

9 0 0
                                    

           Na lekcjach wcale nie słuchałam. Bo wtedy dopadły mnie ciekawe myśli. Jeżeli jestem już w niebie, to może spotkam moją zmarła mamę?
           Moja matka zmarła, gdy miałam 12 lat. Biedna Mia miała tylko 2 lata, więc w ogóle jej nie zna. Pamiętam jedynie urywki jakichś sytuacji z dzieciństwa. Ale najgorsze, było okres żałobny. Ja znosiłam to gorzej niż tata. Rzeczywiście tęsknił za nią, przez parę miesięcy był dosłownie wrakiem człowieka. Ja jednak przez najbliższe chyba dwa miesiące płakałam, abym nie wychodziła z domu. No bo co, gdy nie ma się przy sobie ukochanej osoby? Osoby, która przytuliłaby mnie, gdyby żyła. Powiedziała, że to tylko zły sen, że żyje, że ma się dobrze po czym uśmiechnęła się i powiedział dobranoc. Na szczęście po wielu wizytach u psychologa poradziłam sobie z tym. Na szczęście.
           Po chwili zadzwonił dzwonek i każdy wyszedł z sali. Kolejną lekcje miałam z Henrym, co bardzo mnie pocieszało. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się z zamiarem uderzenia kogoś, ale okazało się, że to Gina.
- I jak szkoła? Podoba Ci się?- podejrzewam, iż ona pewnie tylko się uśmiecha.
-Tak, jest tu dość przyjemnie.- odwzajemniłam uśmiech.
-To super. Tak przy okazji to dyrektor mówił , że mam się tobą zaopiekować i tak pomyśla...Oj, wołają mnie tam, po lekcji z tobą porozmawiam, pa!- Gina przez cały ten czas paplała jak nakręcona, przez co nawet jej nie odpowiedziałam.
           Ledwo moja koleżanka poszła po czym ktoś mnie zawołał.
-Hej!- odwróciłam się po czym zobaczyłam jakiegoś chłopaka z blond włosami sięgającymi do ramion. Miał wyraźnie zarysowaną żuchwę no i był dość wysoki. I umięśniony. Widać, że jadł dużo drożdży w dzieciństwie.
-Hej.-odpowiedziałam cicho.
-Ty jesteś nową prawda?- uśmiechnął się do mnie, a ja myślałam, że padnę. Ten uśmiech... Taki czarujący.
- Tak, jestem tutaj od dzisiaj.- rzekłam.
- Fajnie, jestem Diego. - jestem tego pewna, że skądś go kojarzę. Oczywiście z wyglądu.
- A ja Ariana.- delikatnie się uśmiechnęłam.
- Miło Cię poznać Ariano. I do zobaczenia, mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.- powiedział Diego po czym zniknął w tłumie uczniów.
          A niech kurczak! Co ja wyprawiam? Nawet nie zerwałam z Peterem a już uśmiecham się głupkowato do jakiegoś innego kolesia.
Na ostatnią chwilę zdarzyłam dobiec do sali. Gdy weszłam do środka już była cala klasa.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.- wydyszałam.
-Dzień dobry Ariano. Tak jak skończyłem...- zaczął mówić Henry. Usiadłam niestety koło niejakiego Lucyfera. Jakoś odpychał mnie on nie powiem, że nie.
          Był dość przystojny, nie zaprzeczam, ale miał bardzo arogancki charakter. Przywitałam się z nim po cichu, ale dupek nie odpowiedział. Przyjrzałam mu się z bliska. Miał czarne niczym smoła włosy, czarne tęczówki, muskularny jak cholera oraz pachniał wodą kolońska.
          Całe zajęcia jak i uczniowie mało mnie interesowali, do czasu.
Nagle Henry powiedział coś, co mnie zdezorientowało:
-Drodzy uczniowie, będziecie pracować w parach, tak jak siedzicie.
-Co!?- ryknął Lucyfer - Nie będę pracować z jakimś człowiekiem!
-Trudno Lucyferze, do pracy klaso macie dwie godziny na to.
Problem w tym, że nawet nie wiem co mamy robić...

Afrer life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz