Rozdział 6

7 0 0
                                    

            Lucyfer jak gdyby nigdy nic wleciał do pałacu prosto do gabinetu swojego ojca. A mnie obleciał strach. Stojąc przed drzwiami do gabinetu diabeł zapukał do drzwi. Gdy usłyszeliśmy "Proszę", weszliśmy. Oczywiście ja na nogach jak z waty.
- Witaj ojcze, jest tu gdzieś Isabela?- Szatan podniósł wzrok na syna.
- Drogi Lucyferze, czy ty przypadkiem nie powinieneś być na lekcjach? I kim jest ta pięknotka, którą przyprowadziłeś? - zapytał z podejrzanym uśmiechem. A ja zarumieniłam nie powiem, że nie.
- To... To moja dziewczyna ojcze. Córka Isabeli- oznajmił spokojnie diabeł. Aż za spokojnie. Ja nie byłam jego dziewczyną. Co on do licha gadał?
- Dobrze w takim razie... Isabelo, twoja córka przyszła!
            Po chwili przyszła kobieta, o której nie powiedziałabym, że to moja matka. Ubrana w czarne skórzane spodnie skinny, czarną bluzkę z odkrytymi ramionami i wysokich obcasach. Do tego długie czarne włosy i jaskrawoczerwona szminka na ustach.
- Jak to córka... Ariana!?- krzyknęła mama po czym podbiegłam do mnie i przytuliła.
Kątem oka zobaczyłam jak Lucyfer smutna patrzy na nas. Poczułam ogromną gulę w gardle. Po tylu latach rozłąki, spotkałam mamę.
- Ariano, ty, umarłaś!?- Nie dowierzała mama.
- No jak widać.
- Jak cię długo nie widziałam. Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
- Lucyfer mi powiedział. - odpowiedziałam.
- Dziękuję Lucek. Przyjdę później do szkoły z tobą porozmawiać dobrze?- zapytała z zatroskaniem.
- Dobrze. W takim razie do zobaczenia.- powiedziałam. Szatan spojrzał na nas podejrzliwie po czym pożegnalismy sie z nim. Gdy tylko wyszliśmy z pałacu krzyknełam:
- Powariowałeś z tym naszym "związkiem"?
- Gdybym tak nie powiedział to prawdopodobnie ojciec pobiłby mnie na śmierć. - syknął. Tu mnie zdziwiło.
- On cię bije?- zapytałam z przerażeniem.
- Czasami.
- Przykro mi.- Naprawdę, nie mam pojęcia co się mówi w takich chwilach.
- Czemuż to? To nie ciebie on bije. - Gdy tylko to powiedział, ja zamilkłam.
             Z całego serca było mi go żal. Mogłam nie znosić Lucyfera, ale według mnie rodzic nie powinien bić swoje dziecko. Nawet jeśli jest diabłem czy jakimś innym demonem. Gdy przeszliśmy przez portal do nieba zapytałam:
- Jak dlugo zamierzasz ciągnąć ten udawany związek?- postanowiłam, że nie będę sprawiać jeszcze kłopotów Lucyferowi. Ni i w sumie sobie też nie.
- Możemy nawet teraz zakończyć. To miało być na chwilę. I tak zobaczę go pewnie dopiero w święta.- podczas gdy on wypowiadał te swoją, ja czuła jakiegoś rodzaju smutek. Gdzieś w głębi serca stwierdziłam, iż moje życie jest pozbawione adrenaliny.
- Mamy teraz lekcje z Henrym.- mruknął mój towarzysz.
            I wtedy mnie olśniło. Muszę znaleźć mojego mordercę. Biorę się za to o wiele za długo.
- Lucek, musisz mi pomóc.
- W czym zaś?- przewrócił oczami.
- Chcę znaleźć tego, kto mnie zamordował.
Przystanął, po czym zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, a co?
- Powaliło ciebie na głowę, i to bardzo dobrze. Widać, że nie bierzesz leków.
- Zrozum, chcę aby ten zbir zapłacił za to.
- Ariano,- złapał mnie za nadgarstek.- Możemy mieć tyle problemów, ile nigdy byś sobie nie wyobraziła. Mimo to, z wielką chęcią złapię tego drania.- mówiąc to jego oczy rozbłysły czerwonym blaskiem.
Zrozumiałam, że przez to będę mieć masę kłopotów. Ale co mi tam.
- Dobra idziemy na lekcje.- powiedziałam, ponieważ zadzwonił dzwonek.
             Przy sali porozmawiałam z Giną oraz inną diablicą- Meave. Ucieszyła mnie tym, że nie byłam na tej jednej lekcji- Melody odpytywała wszystkich z historii nieba. Wreszcie rozbrzmiał dzwonek na lekcję, musiało wyglądać podejrzanie, gdy jako pierwsza wbiegłam do klasy i zajęłam miejsce obok Lucyfera.
- Dzień dobry moi drodzy. Dzisiaj znowu macie zadanie na Ziemii. Te same co zawsze. Robicie je w parach, czyli tak jak siedzicie. Jakieś pytania? Cisza. To do roboty.- wyczarował wir.- Skaczcie i róbcie zadanie. Macie godzinę.- pociągnęłam demona i skoczyliśmy do wiru.
            Po wykonanym zadaniu postanowiłam robić poszukiwania.
- W takim razie pani detektyw, gdzie mamy rozpocząć śledztwo?- zapytał mój towarzysz, a ja stanęłam jak wryta, a potem przyszedł mi do głowy szalony pomysł.
- Musimy podszyć się za policjantów i znaleźć jakieś dokumenty w departamencie policji.
- Zapowiada się niezła przygoda.
Zmieniliśmy strój oraz teleportowaliśmy się do departamentu.
             Udawaliśmy policjantów a następnie po chodziliśmy po gabinetach oraz grzebaliśmy trochę w szufladach.
             Po naszych poszukiwaniach wiedziałam już wszystko o tym incydencie. Mój morderca nazywający się Marcos Goldberg, po prostu zaatakował mnie nożem, wbijąc narzędzie w klatkę piersiową. Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia po czym popełnił samobójstwo. Poczułam łzy w oczach, bo nawet nie znałam nikogo takiego. Być może mężczyzna miał jakieś problemy psychiczne i bez powodu mnie zamordował? Nie znamy przyczyny postępowania mordercy, ponieważ nie żyje.
Lucyfer objął mnie po czym powiedział miękko:
- Wiedziałem, że to okropny pomysł aby pozwolić tobie na to. Może koleś rzeczywiście miał jakieś problemy ze sobą.
-Chcę wracać do szkoły. Proszę.
- Jasne zaraz będziemy.- powiedział, a po chwili wir wciągnął nas.
             Dlaczego byłam tak zachłanna i chciałam poznać szczegóły? Umarłam to umarłam. I tyle powinno mnie wystarczyć.
             To kolejny dowód na to, iż jestem głupia. Nie dziwię się, że z moim rozsądkiem, (którego nie posiadałam) spotkała mnie tak szybką śmierć.

Afrer life Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz