Rozdział 19

15 2 20
                                    

Lavinia wybiegła z sali, choć można powiedzieć, że bardziej wymaszerowała, lecz to było zrozumiałe, skoro leżała nieprzytomna przez kilka dni i jeszcze przebywanie w niej mocy Miraculum Wspomnień dodatkowo szkodzi.

- Jest największym tchórzem, jakiego widziałam- szepnęła wściekle.

Nienawidziła Alby i jej rodziny. Rodzina Yang nie była święta, ale miała swój honor i nie wykorzystała pijaka do swoich celów w wzbogaceniu się. Takie zachowanie było jak cios poniżej pasa.

Chciała stąd jak najszybciej uciec, aby być jak najdalej od tej wiedźmy, lecz nie zbyt umożliwiała jej to wyczerpanie jej organizmu. Mimo szybko miała nad Albą znaczącą przewagę z powodu, że wiedźma nadal siedziała oszołomiona w sali i dodatkowo Lavinia znała szpital, jak znała swoją własną kieszeń, ponieważ spędziła dość dużo czasu i choć to było kilka lat temu układ korytarzy i schodów nie uległ zmian, odróżnienie od sal, ale nie były teraz takie ważne.

                   ***           

Sylvia siedziała na krześle oszołomiona i myślała o tym, co się stało.

Chciała tylko pomóc Limie w ujawnieniu kim są członkowie triady, ale zawiodła jak zawsze, kiedy chciała. Dlaczego tak było? Dlaczego kiedy chciała pomóc, pogarszała tylko sprawę? Musiała być taką porażką? 

Nie znała odpowiedzi na te pytania. Może była od początku skazana na porażkę?

Jednak przez jej decyzję nie dość, że Lavinia w młodym wieku przeżyła wypadek samochodowy, utratę pamięci i siostry, teraz dowiedziała się o tym, że ona, Alba Sylvia jest wszystkiemu winna i przez to piętnastolatka nienawidzi ją z całego serca oraz pewnie uważa też, że jest potworem.

- Może jestem potworem?- zapytała siebie na głos i wstała chwiejnie, podchodząc do drzwi. 

Nawet jeżeli czuła się potwornie z samym sobą, musiała wyperswadować Lavinii ucieczkę z szpitala, jeśli nawet piętnastolatka nienawidziła ją całym sercem. 

Otworzyła drzwi wyjrzała na korytarz, ale nie zobaczyła Lavinii...

                   ***

Lavinia Lima opierała się o ścianę, dysząc ze zmęczenia i wyczerpania, chociaż nie biegła, czy nawet nie truchtała, tylko maszerowała, lecz czuła się tak, jakby przebiegła maraton.

- Jeszcze tylko zejdę po tych schodach i dotrę na parter- szepnęła do siebie pocieszająco, próbując się pocieszyć, pokrzepić. Czy to coś dało jej i tak wymęczonemu organizmowi? Nie wiele dało, bardzo niewiele.

- Wyglądasz fatalnie dziewczynko. Źle się czujesz?- spytała nastolatka uprzejmie wyglądająca pielęgniarka, która chyba jako jedyna zauważyła obecność Lavinii i zwróciła na to uwagę. Podczas, gdy  inni, którzy zauważyli Limę, uznali, że śpieszy się do toalety lub na badania i nie zawracali sobie tym głowę.

- Nie, proszę pani- odpowiedziała pośpiesznie piętnastolatka i oddaliła się najszybciej, jak potrafiła, chcąc uniknąć kolejnych pytań od pielęgniarki.

Podeszła powoli do schodów i trzymając się mocno barierki, schodziła na dół, ciągle przypominając sobie w duchu, że w każdej chwili Alba może ją dogonić i zakończyć jej wycieczkę.

- Jeszcze tylko dwadzieścia stopni...- pocieszała się w myślach- piętnaście... dwanaście... dziesięć... pięć... trzy... i koniec.

Postawiła z ulgą nogi na podłogę i uśmiechnęła się lekko, choć temu ruchowi towarzyszył ból.

- Zaraz czeka mnie wolność- szepnęła radośnie i na tyle cicho, aby nikt nie usłyszał.

Postawiła krok, a po tym kroku kolejne, czując się jak astronauci, którzy zbliżali się wyjścia z rakiety, aby postawić pierwszy krok na księżycu. Dotarła do drzwi, chwyciła klamkę i pociągnęła ją, otwierając drzwi, drzwi do jej wolności. Westchnęła z uczuciem, które było większe od ulgi i jeżeli Lavinia chciałaby je opisać, zabrakłoby jej słów podobnie, jak teraz, w tym momencie, gdy wyszła z tej instytucji, zwanej przez wszystkich szpitalem.

- Co tu robisz?- usłyszała dobrze jej znany głos, który przerwał jej wielką chwilę tryumfu, głos Santiago.

Zwróciła swój wzrok w kierunku Santiago i Lyrze, którzy patrzyli na nią zdumieni.

- Dlaczego nie jesteś w szpitalu?- zapytała Lyra, spoglądając na przyjaciółkę podejrzliwie.

- Wybudziłam się i ponieważ czułam się świetnie, zostałam wypisana- wymyśliła na szybko Lavinia.

- Jakoś nie widzę- Santiago uniósł nie dowierzająco brew, zakładając ręce na klatkę, chcąc usłyszeć prawdę, najprawdziwszą prawdę z ust przyjaciółki.

- Lavinia, dlaczego nas okłamujesz? Dlaczego nie jesteś z nami szczera?- spytała smutno Lyra, nie mogąc znieść, że Lavinia nadal ich okłamuje i nie mówi prawdy.

- Jeseśmy twoimi przyjaciółmi i zawsze ci pomożemy- pochwycił bliźniak Alves.

- To jest trudna sprawa...- szepnęła ponuro Lima, spuszczając głowę.

Rodzeństwo wymienili między sobą spojrzenia, coraz bardziej nie wiedząc, co się dzieje.

- Co jest takiego trudnego, że nie możesz nam powiedzieć?- drążyła nadal bliźniaczka.

- Mam im pwiedzieć, czy nie?- zastanawiała się w myślach Lima.- Czy mam inne wyjście? Czuję się tak, jakbym miała zaraz umrzeć. Krew coraz wolniej pompuje serce i niedługo stanie... Co ja mówię?! Niemożliwe! Nie umrę, będę żyła! Jestem zbyt młoda, aby umierać! Całe życie jest przede mną i tyle rzeczy do zrobienia! Nie mogę opuścić rodziców, oni tego nie przeżyją! Nie chcę umierać! Śmierć jest... straszna. Nie mogę się oddać w jej okropne ręce. Nie, nie i jeszcze raz nie, nie pozwolę na to!

- Lavinio, dlaczego tak nagle na zbladłaś?- zapytał niespokojnie Santiago.

- Co?- wydukała rozkojarzona Lima, nie rozumiejąc, o co chodzi Santiago, aż potem uzmysłowiła sobie, że dopiero co rozmyślała o swoim bliskim końcu... znaczy "nie-końcu".- Och to nic- próbowała ich uspokoić.

- Tacy nie świadomi. Może widzą mnie ostatni i nie zdają sobie z tego sprawy. Może im powiem, aby przywykli do myśli, że umrę i nie spotka ich zbyt wielki szok?- zaproponowała w myślach.- Czekaj, czekaj, przecież nie umrę, nie umrę, nie mogę umrzeć i nie widzą mnie ostatni raz- przypomniała sobie nagle, ale postanowienie pozostało, musi powiedzieć o wszystkim rodzeństwu Alves, zbyt długo trzymała tą tajemnicę.

- Powiem wam o wszystkim, tylko znajdźmy jakąś ławkę w ustronnym miejscu- odparła niby rezygnującym tonem, ale czuła, że dobrze zrobi, wszystko będzie dobrze...

                      ***

Z szpitala wybiegła Alba Sylvia i rozejrzała się  nerwowo, poszukując wzrokiem Lavinii Limy, ale jej nie zobaczył, ponieważ już dawno oddaliła się od szpitala z przyjaciółmi i siedziała na ławce z dala od budynku i przed wzrokiem Alby, wyznając wszystko bliźniakom.

Natomiast Sylvia uklękła załamana na schodach i użalała się nad sobą.

- Nic mi w życiu nie wychodzi- odparła ciężko.

                 ***

- Nie wierzę- odrzekł, nie dowierzając Santiago.

To co usłyszał z ust Lavinii nie mieściło się w jego głowie. To wszystko było, jak jakiś scenariusz do filmu fantazy w rzeczywistym świecie, na Ziemi, a nie w jakieś wymyślonej krainie, jak Śródziemie.

- Te słowa powiedziałam ja, chyba mi wierzysz, prawda?-zapytała Lima zmęczonym głosem, sądziła, że Santiago może nie uwierzyć, lecz i tak psychicznie i fizycznie nie czuła się na nic gotowa i nie mogła zdobyć się na zrozumienie.

- Wiesz... ja... eee...- plątał się w słowach, aż w końcu powiedział stanowczo- wierzę ci.

Nastolatka odetchnęła z ulgą i spojrzała na Lyrę, która wyprzedzając Lavinii, zanim ta w ogóle pomyślała o spytaniu się jej, odpowiedziała:

- Wierzę ci- odparła poważnie, co mogłoby wywołać szok u Santiago, ale był zbyt zajęty ułożeniu sobie wszystkiego w głowie.- Jaki jest plan?- wypaliła szybko, nie mogąc się doczekać, usłyszeć jaki plan ułożyła Lima.

- Mam plan...- zaczęła Brazylijka, uśmiechając się konspiracyjnie.


W labiryncie wspomnień| MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz