9.

427 9 1
                                    

Gdzie jest moja czternastoletnia królewna?

Słysząc ten jakże dobrze znany mi głos, pisnęłam zaskoczona, po czym z niedowierzaniem przeniosłam wzrok na tatę.
Gdy do mojej głowy dotarło, że to naprawdę on, łzy napłynęły mi do oczu.

Spojrzałam na moich braci. Ich miny wyraźnie dały mi do zrozumienia, że wiedzieli. Wiedzieli, że przyjedzie. Jak zwykle dowiaduję się wszystkiego ostatnia.

Nie myśląc więcej, rzuciłam się ojcu w ramiona. I w końcu to poczułam. Nieważne, gdzie, kiedy, z kim. Nikt nie da mi tego uczucia co on. Człowiek, który mnie wychował. Który mimo, że nie często bywał w domu przez swoją specyficzną pracę, zawsze znajdował dla mnie czas. Mogłam przy nim płakać, krzyczeć, śmiać się. Był moją definicją bezpieczeństwa. Żaden z braci, nawet Vincent, nie był w stanie sprawić, że poczułabym się tak bezpiecznie, jak przebywając w ramionach taty.

W końcu się od niego odkleiłam i spojrzałam w jego twarz z wielkim bananem na twarzy.

- Co ty tu robisz? - udało mi się wreszcie wyrzucić.
- Jak to co? Moja królewna ma urodziny. Nie mogłem tego przegapić - odpowiedział jakby to było oczywiste.
- Ale, to nie jest dla Ciebie niebezpieczne. Przecież w sumie, to jakby nie patrzeć, nie żyjesz? - zdziwiłam się.
- Spokojnie królewno, Vincent się tym wszystkim zajął.
No właśnie, Vincent. Spojrzałam na braci z udawaną złością.
- Dlaczego żaden z was mi nie powiedział?
Will uśmiechnął się do mnie i odpowiedział:
- To chyba oczywiste. Gdybyś wiedziała, malutka, nie byłoby niespodzianki.
Pokiwałam głową, rozumiejąc.
Niedługo potem siedzieliśmy razem przy stole jak kiedyś i jedliśmy tort, śmiejąc się i rozmawiając. I mimo, że wiedziałam, że to nie będzie trwać wiecznie, bo w końcu tata będzie musiał wrócić, postanowiłam cieszyć się chwilą. A muszę przyznać, że rzadko kiedy widzę wszystkich moich braci w tak dobrych humorach.

✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡✡

Tydzień później, po tym jak tata niestety musiał wyjechać, leżałam na łóżku, ze słuchawkami w uszach i słuchałam mojej ostatnio ulubionej piosenki : Skin and Bones.

Wrap me in your skin and bones, yeah, you're electrical
Oh, I'm gonna lose control, yeah, as you pull me close
Wrap me in your skin and bones, yeah, you're electrical
Oh, I'm gonna lose control

Podśpiewywałam cicho refren, puki nie usłyszałam pukania do drzwi. Zdjęłam jedną słuchawkę i zaprosiłam do środka, jak się okazało, Vincenta.

- Coś się stało? - zapytałam na starcie.
- Nie. Chciałem Ci tylko przypomnieć, że za godzinę jedziemy do restauracji i musisz się przygotować.
- Okej, dzięki. Już się ubieram.

No tak, kompletnie zapomniałam. Mamy iść do restauracji. Chłopaki wymyślili sobie ostatnio, że za mało czasu spędzamy razem, powinniśmy gdzieś razem wyjść i padło na restaurację.

Gdy tylko Vincent wyszedł z mojego pokoju, wstałam z łóżka i weszłam do garderoby poszukać sukienki. Było raczej zimno. Jak to grudzień, więc wzięłam sukienkę z długim rękawem, sięgającą, do połowy łydek i czarne rajstopy. Do tego czarne buty i białą torebkę. Zrobiłam jeszcze makijaż i tak gotowa zeszłam do garażu.

Od początkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz