Od początku

12.

- Dobrze, a teraz wstawaj Perełko. Czas na zabawę - rozkazał, jednocześnie odcinając kajdanki.
- Nigdzie z tobą nie idę - powiedziałam, chcąc brzmieć groźnie, ale nie udało mi się przykryć strachu.
- Nie byłbym tego taki, kurwa, pewien.
Zaraz potem złapał mnie boleśnie za włosy i zaczął ciągnąć w kierunku drzwi. Ból był tak silny, że nie wyrywałam się i posłusznie szłam za mężczyzną.
Kiedy wyszliśmy z tamtego pomieszczenia, zaczęliśmy iść korytarzem wgłąb budynku. Po jakimś czasie mężczyzna otworzył jakieś drzwi i wepchnął mnie do środka.
A to co tam zobaczyłam sprawiło, że moje serce najpierw się zatrzymało, a potem boleśnie uderzyło.
Był to po prostu pokój. Znajdowało się w nim tylko łóżko i dywan. Ale nie to mnie przeraziło, a to co zobaczyłam na łóżku.
Były do niego przypięte różowe kajdanki. Ale to nie wszystko, bo na materacu leżał nóż, prezerwatywa i pistolet.
Tak zapatrzyłam się na te przedmioty, że nie zarejestrowałam głośnego parsknięcia porywacza, który następnie pchnął mnie na łożko.
Nie zdążyłam zareagować, gdy moje stopy i nadgarstki, zostały przypięte do ram łóżka.
Zaczęłam płakać, krzyczeć i błagać, aby tego nie robił. Zamiast tego zostałam dość boleśnie uderzona w twarz.
Przez łzy zobaczyłam jak mężczyzna bierze do ręki nóż i nie siląc się na delikatność zaczyna przecinać mi ubrania.
Nie obchodziło go czy mnie skaleczy czy nie. Podczas rozrywania koszulki i spodni, dość głęboko przeciął mi skórę.
Gdy zostałam w samej bieliźnie nie wytrzymałam i krzyknęłam tak głośno, jak w tamtej chwili umiałam:
- POMOCY!!!
- Zamknij się suko - usłyszałam jego słowa, a zaraz po tym poczułam coś mokrego w okolicach podbrzusza.
Otworzyłam w szoku usta orientując się, co się właśnie stało. Miałam nóż wbity w brzuch. Jak tylko przetrawiłam tą informację, zaczął do mnie dochodzić potworny ból.
Łzy spływały mi po policzkach. Mężczyźnie jednak chyba oto chodziło, aby mnie osłabić, bo nie obchodziło go, że się wykrwawiam. Zaczął mnie bezlitośnie bić. Gdy już całkowicie opadłam z sił, zaczął się mój koszmar.