Rozdział 30

46 5 3
                                    

Pociągnęłam nosem, tępo wgapiając się w sufit. Pierwszy raz w swoim życiu czułam się na tyle paskudnie, że postanowiłam nie iść do szkoły, a przeleżeć cały dzień w łóżku i zastanowić się nad swoją żałosną egzystencją.

Dałam się zbyt łatwo. Gideon owinął sobie mnie wokół palca, a ja tańczyłam tak, jak on mi zagrał. Wcześniej nie wydawało mi się podejrzane to, że spotkałam go na dachu opuszczonego magazynu, na dodatek w tak zimny wieczór. Uwierzyłam mu na słowo, że często tam przychodził. A to mogła nie być prawda.

Zmanipulował mnie. Dałam się wciągnąć w jego durną grę, chociaż tyle razy mnie ostrzegano. A ja jak zwykle musiałam zrobić na przekór rodzicom. Ale on wydawał się taki dobry...

Gówno prawda. Każdy zakłada maskę, nie chcąc pokazać swojej prawdziwej natury. Moja rodzina, jak i ja sama, byliśmy tego żywym przykładem. Znałam to aż zbyt dobrze. Z łatwością potrafiłam odróżnić to, kiedy ludzie kłamią, a kiedy nie. Dlaczego tym razem mój instynkt zawiódł?

Spojrzałam na wibrujący telefon, odczytując powiadomienia na pasku. Nie planowałam odpisywać. Od kilku dni siedziałam w pokoju, nie chcąc z niego wychodzić. Nie chciałam dać rodzicom satysfakcji, że znowu mieli rację.

Catherine Marshall: Kennedy, odbierz ten telefon, do cholery!!

Catherine Marshall: Jak mi nie odpiszesz, to możesz mieć pewność, że przyjadę do ciebie i rozwalę tą cholerną bramę, jeśli będzie taka potrzeba!

Przewróciłam oczami, odczytując kolejne wiadomość. Tym razem od Chester'a.

Pierwsza wiadomość została wysłana wczoraj o ósmej trzydzieści cztery.

Chester Montgomery: Jak się czujesz?

A reszta była dosłownie sprzed chwili.

Chester Montgomery: Po szkole chodzą plotki, że wyjeżdżasz do Dubaju. To prawda?

Chester Montgomery: Kenny... ja nie chce, żebyś wyjeżdżała.

Chester Montgomery: Jeśli twoja decyzja była spowodowana sytuacja z Gideon'em, to mogę z nim porozmawiać. Przeprosi Cię i wszystko się ułoży... po prostu nie wyjeżdżaj. Proszę.

Zdenerwowałam się na jego wywody. Przeproszenie to zdecydowanie za mało. Zmanipulował mnie, dał namiastkę przyjaźni, której potrzebowałam, a później zabrał mi ją, upokarzając mnie. Rozumiałam, że był zły na moich rodziców, ale wszystko ci się wydarzyło i miało wpływ na jego przyszłość, zadziało się wtedy, gdy mnie nie było. Kiedy nie byłam nawet jeszcze w planach.

Chłopak dobrze wiedział co robił. Nie miał żadnych skrupułów, aby dostać to, co chciał. No ale przecież chciał tylko spokoju, prawda?

Prawda, ale nie zmienia to faktu, że mógł załatwić to w inny sposób. Oszczędzając mnie...

Zacisnęłam usta w cienką linię, odpisując mu:

Ja: Decyzja o wyjeździe nie należała do mnie, a poza tym, zwykłe przepraszam nie naprawi tego, co on zrobił.

A później dodałam kolejną.

Ja: Jak ty chcesz, to się z nim trzymaj, ale ja nie zamierzam.

Kropka nienawiści.

Wstałam na nogi, postanawiając zejść na dół i rozchodzić szalejącą w moim krwiobiegu złość. Przesunęłam nogą pudła, do których powinnam zacząć pakować swoje rzeczy, a następnie wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu, sprawdzając, czy spotkam któregoś z rodziców. Ich też nie miałam ochoty widzieć.

Damned [Zakończone]Where stories live. Discover now