♡ 𝐑𝐎𝐙𝐃𝐙𝐈𝐀𝐋 𝐕𝐈𝐈

307 25 97
                                    


═════ஓ๑♡๑ஓ═════


Janek

Bardzo spieszyłem się na pierwszą lekcję, którą miała być fizyka, czyli moje rozszerzenie. Ale najpierw musiałem wydostać się z plątaniny szafek i korytarzy, jakim była szatnia. Wzrok miałem wbity w błyszczącą podłogę, podczas gdy moje nogi niestrudzenie posuwały mnie naprzód, dalej, z coraz szybszym tempem. 


Aż nagle, kiedy brałem zakręt, ktoś, kto miał podobny zamiar, tyle że zmierzał w stronę przeciwną od mojej, wyłonił się zza ściany, prawie się ze mną zderzając. Na szczęście ja i ów jegomość w porę się zatrzymaliśmy, bo przez rozpędzenie, jakie obaj przybraliśmy, niechybnie uderzylibyśmy w siebie jak dwa magnesy o przeciwnych ładunkach. A przez to, że ten ktoś był ode mnie wyższy, prawie bym przytulał się właśnie twarzą do jego torsu. 
Początkowo nie przyszło mi na myśl, by unieść wzrok do góry. Patrzyłem na wypastowane, błyszczące półbuty i eleganckie, ciemnoszare spodnie od garnituru. Mój wzrok powędrował ociupinkę wyżej, do linii zaznaczającej białą koszulę zaprawioną w spodnie.
I dopiero wtedy pomyślałem, by spojrzeć na twarz tego jegomościa, który wciąż stał w miejscu, jak gdyby cierpliwie czekał na ten ruch. 

A był to nie kto inny, jak profesor Zawadzki, który lustrował mnie bacznie błękitnymi oczyma. No tak, mogłem się domyśleć wcześniej. Przyjrzałem się jego pozornie beznamiętnej twarzy, choć w oczach widziałem błysk zainteresowania. Przebiegłem wzrokiem po jego równych łukach brwi, prostym nosie i idealnie zarysowanej linii szczęki, aż po szyję, gdzie różowiła się jego tajemnicza blizna. 

— Uważaj, prawie byłaby powtórka z rozrywki. — Zanim zdążyłem wydusić z siebie jakiekolwiek przeprosiny, on odezwał się pierwszy, nawiązując do tego wrześniowego wydarzenia, kiedy na siebie wpadliśmy.

— Proszę o wybaczenie — wymamrotałem, usilnie walcząc z samym sobą, by nie spuścić oczu w dół. Lodowy błękit tęczówek Tadeusza, tak blisko moich, wwiercał się w głąb mojej duszy, przez co moja pewność siebie w tym momencie topiła się jak lody w upalny dzień.

— Ależ nie musisz mnie o nic prosić, zwłaszcza o wybaczenie — zaśmiał się cicho, jego głos był delikatny i ciepły, naprawdę bardzo ujmujący. Podniosłem nieco wyżej głowę na ten dźwięk; rzadko widziałem go kiedy tak się śmiał. Przy jego oczach wytworzyły się mile wyglądające zmarszczki. Usta też miał zdecydowanie przyjemne, idealnie wykrojone w swej malinowej barwie, które przy tej okazji jeszcze mocniej się rozciągnęły - wpatrywałem się w nie z ukrytym zachwytem. — Wystarczy tylko, byś na przyszłość uważał na zakrętach i nie chodził z głową w chmurach.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wpatruję się w niego z rozchylonymi ustami. Nie wiedziałem co powiedzieć, a może nie mogłem, więc tylko pokiwałem gorliwie głową. 

— No, leć już na lekcję.
Przez niego zapomniałem o bożym świecie, a zwłaszcza o fizyce, na którą niechybnie się spóźnię. 

— Tak, już idę — zapewniłem, a on przesunął się, robiąc mi przejście. Kiedy już się odwróciłem i zacząłem iść w swoją stronę, usłyszałem ponownie jego głos.

— Powodzenia na fizyce, Janek.

Wymamrotałem jakieś słowa podziękowania i czmychnąłem przed siebie. Dopiero wtedy sobie coś uświadomiłem: skąd on wiedział, że właśnie teraz mam fizykę? Czyżby nauczył się na pamięć planu lekcji mojej klasy? Tylko po co miałby to robić...?
Po pokonaniu schodów i korytarza znalazłem się przed salą fizyczną. Było pusto, więc wszyscy weszli już do środka. Mogłem mieć tylko nadzieję, że nie spóźniłem się zanadto. 

𝐓𝐄𝐋𝐋 𝐘𝐎𝐔 𝐌𝐎𝐑𝐄. rudy x zośka ff.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz