♡ 𝐑𝐎𝐙𝐃𝐙𝐈𝐀𝐋 𝐗𝐗𝐈𝐈𝐈

149 15 42
                                    


═════ஓ๑♡๑ஓ═════

Janek


Dziś nadszedł wielki dzień... zakończenie roku szkolnego. I ogólnie, całej szkoły. Kończyłem drugą klasę, a za dwa tygodnie miały rozpocząć się matury...

Czułem, jakby w moim życiu kończył się jakiś rozdział — kończyły się czasy nastoletnie, te frywolne lata (chociaż w gruncie rzeczy, wojna zabrała większość owej beztroski, jeśli mam być szczery), dorosłość była tuż tuż.
Odczuwałem pewną ulgę, kończąc szkołę. Oczywiście, podobały mi się te lata, ale wiem, że nie mogę się zatrzymywać, powinienem iść dalej, przed siebie.

I tak, jak wypełniała mnie lekkością ulga, tak też ciążyła mi jednocześnie niepewność: strach o to, co będzie dalej.
Owszem, wiem, że pójdę do szkoły imienia Wawelberga (i będę uczyć się na tajnych kompletach Agrykoli) a w chwilach wolnych podejmę się jakiejś pracy, ale mimo to łaskocze mnie swymi szponami lęk — lęk przed nieznanym, bo choć to zupełnie naturalne zjawisko, to przyszłość przedstawia mi się jako majaczący gdzieś w oddali krajobraz, tonący w straszliwie gęstej mgle.

— Jasiek, chłopie! — Do rzeczywistości przywraca mnie gromki okrzyk Alka oraz jego klepnięcie mnie w plecy. — Minę masz, jakbyś na ścięcie szedł.

— Zamyśliłem się po prostu — odparłem, uśmiechając się słabo.

Szliśmy razem do szkoły na zakończenie, choć on przez swoje długie nogi i niewyczerpane pokłady energii zawsze był krok lub dwa przede mną.

Maciek przyciągnął swoim spojrzeniem moje i popatrzył mi badawczo w oczy.
— Boisz się — czytał ze mnie jak z otwartej księgi.

— Nie, żebym się od razu bał, choć jakąś niepewność czuję. Wiesz, koniec znanego, początek nieznanego... No i jakby nie patrzeć, zżyłem się trochę z tą szkołą — wyraziłem swe obawy i troski. Maciej zatrzymał się wraz ze mną i oparł swe dłonie na moich ramionach.

— Kochany, za cztery miesiące studia. Jeszcze ci minie tęsknota za nauką — zaśmiał się, a ja nie umiałem powstrzymać się od tego samego.

Potem Aleksy dodał już odrobinę poważniej:
— Wiem, masz wątpliwości, ale każdy przez to przechodzi. Pomyśl tylko, ile przed tobą szczęśliwych chwil! Dlatego głowa do góry i idź prosto przed siebie! — zawołał optymistycznie. — A jako, że mamy jeszcze sporo czasu, to możemy wstąpić na szklankę wody sodowej, coby nas orzeźwiło. Co ty na to? Ja stawiam!

— Och, Alek... Dziękuję, że cię mam — westchnąłem z ulgą. Wystarczyło parę słów z jego ust i promienny uśmiech, by moje troski usunęły się w kąt, jak ręką odjął. 

Uściskaliśmy się długo, mocno i serdecznie, a następnie zamówiliśmy w pobliskiej kawiarence dwie szklanki wody sodowej. Tak jak zapowiadał Maciek, musujące mój język i podniebienie bąbelki orzeźwiły mnie i dodały mi sił. 

Po wypiciu napoju przyjrzałem się samemu sobie w szybie od stóp do głów — błyszczące lakierki, czarne spodnie, bialutka koszula i marynarka nonszalancko przewieszona przez ramię, bo dzisiejszy dzień mile zaskoczył wszystkich ciepłem, i włosy, które całkiem nieźle się ułożyły. 
Tylko czegoś tu brakuje.
To uśmiech, w który zaraz się przystroiłem! Byłem gotów, by pójść na zakończenie roku szkolnego. 

Większość osób już zajmowała swe miejsca przypisane do klas w sali gimnastycznej, choć do inauguracji ceremonii zostało jeszcze kilkanaście minut. 

Mój wzrok wyłapał Tadeusza, który stał nieopodal wejścia do sali gimnastycznej. 
Zaraz potem moje spojrzenie przeniosło się na drzwi do trzech pomieszczeń — szatni damskiej, męskiej oraz kantorka, gdzie przechowywano sprzęt sportowy.
W zamku tych ostatnich tkwił klucz... Uśmiechnąłem się pod nosem. 
Tadeusz plus kantorek, równa się... Jaki będzie wynik tego równania? Z przyjemnością się o tym przekonam. 

𝐓𝐄𝐋𝐋 𝐘𝐎𝐔 𝐌𝐎𝐑𝐄. rudy x zośka ff.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz