Rozdział 4 📖

30 4 0
                                    


Theo

Betty od rana była w dobrym humorze. Układała książki na półkach i nuciła osobie Here comes the sun pod nosem. We włosy wpięła dziś metalową spinkę z motylem. Ta nawet mi się podobała. Na pewno bardziej niż, ta z obrzydliwą muchą, która chyba była jej ulubioną.

Naprawdę nie potrafiłem tej jej fascynacji owadami, ale widocznie każdy ma jakieś dziwactwa.

– No dobra dzieciaku, skoro chcesz pracować, to bierz miotłę i zamieć podłogi.

– Zadanie na poziomie, szefowo – uśmiechnąłem się poszedłem na zaplecze, żeby zabrać tę miotłę.

Old and Dusted nie było dużą księgarnią. Powiedziałbym nawet, że bardzo kameralną. To jednak nie znaczyło, że było tutaj mało książek. Półki się od nich uginały, a jeśli brakowało miejsca, to Betty układała je na ziemi, stolikach, parapecie. Gdzie tylko przyszło jej do głowy.

Moim ulubionym miejscem w całej księgarni była niewielka skórzana kanapa, stojąca pod regałem z klasyką literatury. Z tego, co wiem była kupiona specjalnie na spotkanie autorskie, a jakąś niepopularną autorką romansów, a kiedy Betty zaczęła organizować raz w miesiącu spotkania klubu książki, kanapa była wykorzystywana regularnie. Byłem jednak przekonany, że to ja najczęściej korzystałem z tej kanapy. Spędzałem na niej godziny, siedząc i przeglądając książki. Wciąż się zastanawiałem dlaczego, Betty nigdy mnie stąd nie wyrzuciła, ale podejrzewałem, że w głębi serca miała do mnie słabość.

– Zrobione – powiedziałem opierając ręce na biodrach. – Co dalej szefowo?

– Na razie możesz zająć się układaniem książek w porządku alfabetycznym, na półce z romansami.

Uśmiechnąłem się i bez słowa zabrałem do pracy. Nic mnie tak nie uspokajało jak kontakt z książkami. Zapach kurzu, dotyk papieru i świadomość, że każda książka to nowa historia do odkrycia, działały kojąco na moją głowę.

– Theo, wiedziałeś, że Jo będzie pomagać przez całe lato w cukierni?

To jedno zdanie. Jedno niewinne pytanie. I cały mój świat roztrzaskał się na milion małych kawałków.

Josie będzie w Blue River. Dłużej niż jeden dzień.

– Nie, nie wiedziałem – powiedziałem szybko, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

– Hm, wydawało mi się, że jesteście przyjaciółmi. Nie powiedziała ci?

– Może chciała zrobić mi niespodziankę? – odpowiedziałem, chociaż wiedziałem, że to nie prawda. Jo ze mną nie rozmawiała. Jo nie była już moją przyjaciółką. Wyrzuciła mnie ze swojego życia. Nie pozwoliła mi sobie niczego wytłumaczyć. Nie miałem szansy jej powiedzieć, dlaczego zrobiłem to, co zrobiłem. Nie chciała słuchać.

Nie widziałem jej od dwóch lat. Skutecznie udawało jej się mnie unikać. Wiedziałem, że odwiedzała mamę regularnie, ale nigdy nie wychylała się dalej niż jej pokój.

Ale teraz będzie w Blue River przez całe lato. I będzie pomagać w Sweet Doughnut. Będzie spędzać całe dnie dosłownie kilkanaście metrów ode mnie.

Ciekawe, czy wciąż piecze najlepsze czekoladowe babeczki na świecie?

– Pewnie się cieszysz, co?

Czy się cieszyłem? Tego nie byłem taki pewny. Mogłem mieć tylko nadzieję, że Jo zechce ze mną porozmawiać i że uda nam się wyjaśnić te chore niedopowiedzenia.

Była na mnie tak wściekła. Nigdy nie widziałem jej tak zdenerwowanej. Miałem nadzieję, że zapyta mnie, dlaczego to zrobiłem. Tyle, że nie zapytała. Po prostu wyrzuciła mnie ze swojego życia.

Boże, ale ja za nią tęskniłem.

Nie było dnia w ciągu ostatnich miesięcy, gdybym nie zastanawiał się co by było gdyby... Nie mogłem tak ot wyrzucić kilku wspaniałych lat przyjaźni do kosza. Jo wiedziała o mnie więcej niż ktokolwiek inny na świecie.

I jak widać dla niej nie miało to żadnego znaczenia.

W mojej głowie panował huragan myśli, więc żeby chociaż trochę go uspokoić wróciłem do układania książek na półce. Przyznaję - chwilami miałem problem, żeby przetwarzać w głowie alfabet, ale zmusiłem się do tego. Nie chciałem już pierwszego dnia zawieść Betty.

Nagle moją uwagę przykuł ruch za oknem.

Była tam. Stała przed cukiernią razem z Clarie i Margaret i wszystkie trzy się z czegoś śmiały.

Nic się nie zmieniła.

Josie była ubrana w kolorową sukienkę, a długie brązowe włosy miała spięte w luźny kok. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Chciałbym do niej pobiec i powiedzieć, że tak bardzo ją przepraszam. I że tęsknię. Tak kurewsko tęsknię. Za jej śmiechem, za jej przemyśleniami, za długimi godzinami spędzanymi w ciszy. Za nią.

Czy między nami cokolwiek by się zmieniło, gdyby zrozumiała mój punkt widzenia? Nie miałem pojęcia, ale musiałem się dowiedzieć. Musiałem chociaż spróbować z nią porozmawiać.

O ile będzie chciała cię wysłuchać.

Jak jakiś zboczeniec obserwowałem ją, jak wyjmowała z samochodu pojemniki ze słodkościami. Byłem zbyt daleko, żeby zobaczyć, co tam było, ale serce podpowiadało mi, że to babeczki.

– Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

– Hm? – odwróciłem wzrok w kierunku Betty, czując się jakbym został wyrwany ze snu.

– Mówiłam, że wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

– Nie, nie. Ja po prostu... Nie ważne. Romanse same się nie ułożą – posłałem jej promienny uśmiech, zupełnie jakbym przed chwilą nie stracił gruntu pod nogami.

Przez kolejną godzinę układałem na półkach książki, ale jedyne na co miałem tak naprawdę ochotę, to przebiec przez ulicę i zamknąć Jo w swoich ramionach.

Czy była szczęśliwa?

Wiedziałem, że rozwód rodziców był dla niej ciężkim przeżyciem. A przez swoją głupotę nie mogłem przy niej być. Nawet gdybym spróbował, byłem pewien, że w tamtym okresie nie chciałaby mojego wsparcia.

Co tu dużo myśleć - zepsułem wszystko, chociaż jedyne czego zawsze tak naprawdę chciałem, to mieć ją blisko.

– Theo, czy mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytała Betty, kiedy podszedłem do niej, żeby przekazać jej uszkodzone egzemplarze książek, które znalazłem podczas układania.

– A o co chodzi?

– Zamówiłam u Margaret trzy duże ciasta na dzisiejsze spotkanie klubu książki. Wszystko jest opłacone, trzeba tylko odebrać. Czy mógłbyś to zrobić?

Z jakiego powodu moje serce bije tak szybko?

– Przy okazji będziesz mógł przywitać się z Jo – dodała z uśmiechem.

Nie wiem dlaczego nigdy nikomu nie powiedziałem, co zaszło między mną i Josie. Z niezrozumiałego dla mnie powodu wolałem oszukiwać całe miasteczko niż powiedzieć, że już się nie przyjaźnimy.

Może to dlatego, że sam nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że Jo nie jest już twoja.

– Tak, nie ma sprawy. Skoczę tylko się napić i pójdę odebrać twoje zamówienie.

Jeśli w ostatnich latach opanowałem coś do perfekcji, to było to udawanie. Udawanie, że wszystko jest w porządku i że wcale nie mam złamanego serca. Miałem nadzieję, że uda mi się utrzymać pozory, bo zdecydowanie nie byłem gotowy na konfrontację z rzeczywistością. 

Słodki zapach lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz