Rozdział 7 🧁

28 5 0
                                    

Jo

W tym momencie uwielbiałam poniedziałki. To zdecydowanie był mój ulubiony dzień tygodnia. Stało się tak głównie dlatego, że mama oznajmiła mi, że ten dzień mam dla siebie, a ona ogarnie wszystkie sprawy związane z cukiernią.

Czy to nie brzmiało jak najpiękniejszy sen świata?

Świadomość, że nie spotkam Theo była pocieszająca. Nie byłam gotowa na kolejne spotkanie i szczerze mówiąc wciąż nie otrząsnęłam się po tym jak ostatnio z nim rozmawiałam. Jego słowa cały czas odbijały się echem w mojej głowie.

Dlaczego zatem nikomu nie powiedziałaś, że już się nie przyjaźnimy?

I sam przyznał, że on nikomu też nie powiedział. Czy my żyliśmy w symulacji? Czy teraz mieliśmy nagle udawać przed całym miastem, że wszystko między nami w porządku, a przez te dwa lata mieliśmy ze sobą regularny kontakt? To byłoby absurdalne z naszej strony. Chyba.

Wiedziałam, że kiedy go zobaczę, moja silna wola ulegnie załamaniu. W jego oczach odbijał się ból i byłam pewna, że on widział dokładnie to samo w moich. Tyle, że to nic nie zmieniało. Nie ważne jak bardzo tęskniłam za swoim przyjacielem, po prostu nie potrafiłam mu zaufać na nowo.

Pieprzyć to.

Nie chciałam spędzać całego dnia na zadręczaniu się i postanowiłam zrobić dla siebie coś dobrego. Włożyłam wygodne legginsy, spięłam włosy w wysoki kucyk, założyłam na głowę słuchawki i żywym krokiem udałam się w stronę jeziora Blue Lake. Ze sprawdzonych źródeł (od Clarie) wiedziałam, że Theo jest w Old and Dusted w pracy, więc szanse na to, że na niego wpadnę były zerowe.

Z uśmiechem na twarzy dotarłam do swojego trzeciego ulubionego miejsca w miasteczku. Usiadłam na drewnianym pomoście i pozwoliłam swoim stopom zanurzyć się w chłodnej wodzie. Dookoła rozciągał się prawdziwie boski widok. Z miejsca, w którym siedziałam nie było widać drugiego brzegu jeziora. Przypomniałam sobie, jak magicznie wyglądały tutaj wschody i zachody słońca.

Do pomostu przyczepiona była mała łódka, ale nie miałam odwagi z niej nigdy skorzystać. Na szczęście zaraz obok znajdowała się wypożyczalnia rowerków wodnych, które były już w mojej ocenie dużo bezpieczniejsze.

Po mojej lewej stronie znajdował się też wielki dąb, który w lecie był niczym olbrzymi parasol chroniący przed słońcem. Razem z Theo uwielbialiśmy organizować pod nim pikniki. Zawsze piekłam dla nas tuzin czekoladowych babeczek, a on przynosił aktualnie czytaną przez siebie książkę i czytał mi na głos kolejne rozdziały.

Przed południem nad jeziorem panował spokój. Brakowało mi tego uczucia wolności i beztroski, jakie zawsze mi tutaj towarzyszyło. Bliskość wody działała na mnie kojąco.

Nie wierzę, że istnieje świat, w którym mogłabyś mnie nienawidzić.

Raz po raz, te słowa wracały do mnie jak bumerang. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Czy naprawdę nienawidziłam chłopaka, który przez połowę życia był moim najlepszym przyjacielem? Rzuciłam mu tymi słowami w twarz, bo zabrakło mi innych słów. Miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, ale nie zamierzałam go przepraszać.

Ciepłe promienie słońca ogrzewały moją twarz i postanowiłam, że już nie pozwolę, żeby myśli o Theo zakłócały mój wolny dzień.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

Szczególnie, kiedy spokój przerwał mi dźwięk przychodzącej wiadomości.

Nieznany numer: Mam nadzieję, że nie zmieniłaś numeru telefonu. W każdym razie tutaj Theo. Chciałem ci życzyć miłego dnia Josephine.

Wpatruję się w ekran i przecieram oczy ze zdumienia. Zablokowałam Theo we wszystkich mediach społecznościowych. Nie chciałam, żeby do mnie pisał. Poza tym byłam na niego wściekła i naprawdę chciałam usunąć go ze swojego życia. Jak widać, skoro już wiedział, że jestem w Blue River, nie zamierzał mi dać spokoju i planował zepsuć mi całe lato swoją obecnością. Dziwne, że wciąż miał zapisany mój numer. Ja jego skasowałam w przypływie złości.

Jo: Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że nie chcę z tobą rozmawiać? I nie nazywaj mnie Josephine. Nikt tak do mnie nie mówi.

Wściekła zacisnęłam palce na telefonie.

– Kiedyś uwielbiałaś, że tylko ja zwracałem się do ciebie pełnym imieniem.

Na dźwięk głosu chłopaka podskoczyłam zaskoczona, a moje serce z nerwów zaczęło bić zdecydowanie zbyt szybko.

Co on tu robił? Powinien być w pracy. Przynajmniej według tego, co mówiła Clarie.

– Dlaczego nie jesteś w księgarni?

Celowo zignorowałam fakt, że kiedyś uwielbiałam, jak zwracał się do mnie pełnym imieniem. Czułam się wtedy taka ważna, taka dorosła. A w naszym świecie pachnącym starymi książkami i czekoladowymi babeczkami Josephine była bardzo szczęśliwa. Tylko, że ja nią już nie byłam. Teraz byłam po prostu Jo.

– Betty poprosiła mnie o rozwieszenie plakatów – wzruszył ramionami i wskazał głową na plik kartek trzymanych w ręce.

– I akurat przypadkowo postanowiłeś rozwieścić je nad jeziorem?

– Oczywiście, że nie. Betty sama wybrała miejsca. Ja tylko wykonuję swoją pracę.

– No nie powiedziałabym. Gdybyś wykonywał swoją pracę, to nie traciłbyś cennych minut na wysłanie durnych wiadomości i zaczepianie przypadkowych ludzi.

– Nie jesteś przypadkowym człowiekiem Josephine – odpowiedział patrząc mi prosto w oczy. Kiedy tak stał przede mną, zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem mój mózg nie robi sobie ze mnie żartów. Chłopak stojący przede mną był tak bliski, ale jednocześnie tak obcy, że trudno było mi się w tym odnaleźć.

– Tęsknię za moją przyjaciółką i wiem, że nie nie chcesz ze mną rozmawiać, ale już raz pozwoliłem ci zatrzasnąć wszystkie drzwi i mnie odepchnąć. Jeśli myślisz, że pozwolę ci na to kolejny raz to się mylisz... Muszę przynajmniej spróbować – powiedział bardziej do siebie niż do mnie, po czym odwrócił się i poszedł w kierunku najbliższego słupa ogłoszeniowego, gdzie przykleił wspomniany plakat.

Nie ważne jak bardzo się opierałam i jak bardzo nie chciałam tego przyznać, w głębi serca czułam, że ja też za nim tęsknię. Tylko jak mogłam mu wybaczyć, największe upokorzenie mojego życia?

Nie potrafiłbym spojrzeć na ciebie jak na kogoś więcej, niż młodszą siostrę Jo.

Czasem miałam poczucie, że obwiniam niewłaściwą osobę. Bo czy nie powinnam być wściekła na Andrew, za jego słowa? A z jakiegoś powodu nie potrafiłam się na niego złościć.

Zdawałam sobie sprawę, że on raczej nigdy nic do mnie nie poczuje. Tyle, że moje serce miało nadzieję. I chciałam żyć w swojej uroczej krainie pierwszego prawdziwego zauroczenia, tak długo jak tylko mogłam. Chyba właśnie dlatego, to co zrobił Theo tak bardzo mnie zabolało.

Był moim przyjacielem i powinien zachować to, co mu powiedziałam dla siebie. Niezależnie, co sobie myślał, nie miał prawa mówić bratu o moich uczuciach.

– Dlaczego mi to zrobiłeś? – powiedziałam sama do siebie, ocierając spływającą po policzku niechcianą łzę.

Słodki zapach lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz