Rozdział 12 🧁

23 1 1
                                    

Jo

Splotłam palce z palcami Theo i w końcu poczułam się lżej. Cały ten okropnie smutny marsz do domu kompletnie do nas nie pasował. To nie byliśmy my. To nie mogliśmy być my.

    Nie wiem dlaczego myślałam, że bariera, która między nami powstała, zniknie w jakiś magiczny sposób. Nie zniknęła, ale musiałam zrobić wszystko, żeby udało nam się przez nią przebić.

    Wspięliśmy się do domu na drzewie i z zaskoczeniem stwierdziłam, że wciąż jesteśmy się w nim zmieścić we dwójkę.

    – Kiedyś wydawał się dużo większy – powiedział Theo poprawiając swoją pozycję. W swojej flanelowej koszuli i krótkich jeansowych spodenkach pasował tu idealnie. Myślałam, że już nigdy nie usiądziemy tutaj razem i chciałam zatrzymać ten widok w pamięci.

    – Tak, ale kiedyś my byliśmy mniejsi – zaśmiałam się.

    Tata miał rację, że podążanie za głosem serca sprawia, że człowiek czuje się lekko.

    – Jaki był najlepszy moment twojego dnia?

    Dźwięk tego pytania sprawił, że moje serce na chwilę się zatrzymało. Nie słyszałam go już tak dawno, że prawie zapomniałam, jak słodko brzmi. Uwielbiałam dzielić się z Theo swoimi momentami i miałam nadzieję, że będziemy potrafili do to tego wrócić.

    On widocznie też miał nadzieję.

    – Najlepszym momentem dzisiaj było wyciągnięcie z piekarnika świeżo upieczonych brownie. Możesz sobie tylko wyobrazić jak cudownie pachniały – wyznałam, chociaż prawdę mówiąc, w głębi ducha chciałam powiedzieć, coś zupełnie innego. Tak naprawdę najlepszym momentem tego dnia, była chwila, kiedy mnie przytulił. W jednej chwili byłam przerażona, a chwilę później zrozumiałam, że to ma szansę się udać. Możemy odbudować naszą relację i sprawić, żeby nasza przyjaźń była jeszcze mocniejsza. Muszę tylko na nowo się na niego otworzyć, co nie będzie takie proste, bo przez ostatnie dwa lata usilnie sobie powtarzałam, że go nienawidzę.

    Dasz radę.

    – Jaki był najlepszy moment twojego dnia? – odbiłam pytanie, bo zawsze tak robiliśmy.

    – Najlepszy moment mojego dnia jest właśnie teraz – powiedział, a w moim sercu rozlało się ciepło. Tęskniłam za takimi momentami. W Green Bay miałam przyjaciółki, ale to nigdy nie było to samo. Z nikim nigdy nie było tak jak z Theo i wiedziałam, że z nikim nie będzie. Dlatego warto zawalczyć o naszą relację. Niezależnie od tego jak bardzo bolało.

    – Mamy dwa lata do nadrobienia Jo. Nigdy sobie nie wybaczę, że musiałaś przejść przez rozwód rodziców bez mojego wsparcia – przyznaje, wplatając dłonie w swoje włosy. Po jego minie wnioskuję, że faktycznie jest na siebie zły. Tyle, że akurat za to ja nigdy nie byłam na niego zła.

Czy przydałoby mi się jego wsparcie w tamtym okresie? Myślę, że tak. Z drugiej storny na pewno utrudniłoby mi to decyzję, gdzie chcę być, z którym z rodziców. Byłam pewna, że wtedy naciskłabym na pozostanie w Blue River.

Na szczęście w całym tym szaleństwie emocji miałam Clarie i wsparcie psychologa szkolnego, więc jakoś sobie poradziłam. W tamtym czasie poznałam też Emily, która kilka lat wcześniej przeszła przez rozstanie rodziców, więc rozumiała wszystkie moje frustracje.

Było milion powodów, przez które byłam na Theo wściekła, ale za to naprawdę nie powinien się obwiniać.

    – Theo, nie. Widocznie musiało tak być. Przeszłam przez to wszystko i żyję dalej. Mam się dobrze. I wcale nie było tak strasznie jak mógłbyś sobie to wyobrażać. Zamiast kłótni w końcu pojawił się spokój. Czasem dwie osoby po prostu muszą się rozstać.

Słodki zapach lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz