Rozdział 2

115 9 7
                                    

 Obudziłam się w momencie gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Natychmiast otworzyłam zaspane oczy, które pragnęły ponownego zamknięcia powiek,  założyłam urocze, różowe kapcie na zmarznięte nogi i wstałam powoli, przeciągając się, aby otworzyć osobie, która ciągle waliła w wejście. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty prowadzenia z kimś rozmowy. Chciałam tylko znowu położyć się w moim nowym ( bardzo wygodnym) łóżku. Po chwili zebrałam się w sobie, przekręciłam klucz w zamku i uchyliłam lekko drzwi.

- Witaj Summer Valentine. - Chciałbym cię serdecznie zaprosić na śniadanie, które odbędzie się równo o dziesiątej - powiedział bardzo formalnie Zayden.


Ubrany był jak zwykle w garnitur i szczególną uwagę zwróciłam na jego włosy. Idealnie ułożone. Nie na żel. Jego fryzurą były rozmierzwione po całej głowie kosmyki, co wyglądało niezwykle ładnie. Jego kolor włosów otrzymał po naszym tacie, a ja z Olivią po mamie - ciemnobrązowe, które podchodziły odcieniem do czerni. Kolor mój i Liv, a Zaydena różnił się naprawdę minimalnie.     


- Dowiesz się droga siostro o zasadach panujących w tym domu i trochę o szkole, do której po wakacjach zaczniesz uczęszczać z Olivią - dokończył, patrząc na zegarek, który wyglądał cholernie drogo.


- Boże, Zayden... - westchnęłam. 

 - Czy ty możesz się wypowiadać normalnie? W sensie tak jak na przykład Ruby? - zapytałam już zmęczona jego ciągłym „eleganckim" gadaniem.
   

Nie wytrzymywałam z moim bratem przez jeden dzień. A miałam z nim spędzić tyle lat...

- Nie dyskutuj ze mną drogie dziecko. Masz przyjść na to śniadanie i tyle - Zay przewrócił oczami i odszedł od mojego pokoju, w kierunki schodów.
   

Nie wiem jakim cudem wytrzymam z nim mieszkanie w jednym domu.
  

 Gdy zobaczyłam, że Valentina nie ma już w polu widzenia, zamknęłam drzwi i ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby, przeczesałam włosy, wyczyściłam twarz i nałożyłam lekki makijaż. Bardzo lekki nawet jak na mnie, gdyż składał się tylko z tuszu do rzęs i błyszczyka. Ja zazwyczaj na buzię nakładałam korektor, rozświetlacz, róż, tusz ( rzęsy też podkręcałem lekko zalotką) oraz błyszczyk. Moja siostra, zaś zawsze miała pełny makijaż. To nas różniło. Ona ubierała się bardziej elegancko, a ja zazwyczaj stawiłam na zwykłe dresy i koszulkę oversize.
   

Po paru minutach schodziłam już po schodach, w samej piżamie, lecz w pełni ogarnięta. Gdy zauważyłam jak ubrana była moja siostra poczułam się mocno zażenowana.
   

Olivia Valentine siedziała przy stole w pięknej sukni sięgającej prawie do podłogi i olśniewających szpilkach.
   

Żal...

Zayden spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

- Summer Valentine. Czemu zawdzięczamy twój strój? - zapytał nieco zdziwiony.

- Ja nie myślałam, że muszę się tu ubrać jak Liv - wskazałam ręką na siostrę, która zatrzepotała sztucznymi rzęsami. 

- Raz tylko pozwolę ci na ten nieodpowiedni strój - oznajmił stanowczo Zayden.

-Dobrze, Zay - odpowiedziałam krótko, poprawiając warkocz, który zwisał po mojej milutkiej piżamie w serduszka. 
   

Od razu dostrzegałam zniesmaczenie na twarzy mojego brata. Nie lubił gdy tak się do niego zwracałam.

„ Lost Hope"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz