Rozdział 8

1.5K 199 118
                                    

Rozdział 8

– Wszystko dobrze, skarbie? Denerwujesz się? – spytała Nina, patrząc na syna. Jednocześnie próbowała uczesać Iwonę, która za nic nie chciała siedzieć spokojnie. Koniecznie też chciała podejść do brata.

– Troszkę – powiedział szczerze, zapinając Izie spinkę we włosach. Niedawno w szkole ćwiczyli tworzenie takich prostych rzeczy w ramach zajęć technicznych. Nauczyciel wyjaśnił im, że to wprowadzenie do późniejszych zajęć z transmutacji. Spinki wyszły mu jednak tak ładnie, że dał je siostrom.

Kolejny rok nauki przyniósł mu coraz więcej magicznej nauki, co naprawdę go cieszyło. Oczywiście nadal mieli podstawowe przedmioty jak polski, matematykę czy zajęcia z wychowania fizycznego, ale reszta weszła na inny poziom. Na plastyce zajmowali się na przykład zmianą kolorów poszczególnych materiałów, na technice uczyli się zmieniać coś w coś innego, na części zajęć z polskiego czytali magiczne bajki i legendy, które były ważne dla czarodziejów. Zamiast środowiska mieli przyrodę, na której nadal poznawali magiczne zwierzęta i rośliny, a zamiast religii chodzili na lekcje magicznej etyki, gdzie uczyli się o rytuałach i zwyczajach.

Właśnie na tych ostatnich dowiedział się wszystkiego o dzisiejszym wydarzeniu. Była pierwsza niedziela maja, jego siostry niedawno skończyły dwa latka i wszędzie było ich pełno, a on właśnie miał przejść rytuał przyrzeczenia magii, który dla czarodziejów z Polski był największą przysięgą względem niej, jaką składali w życiu.

Za dwie godziny on i jego bliscy mieli się stawić w wyjątkowym miejscu pod najstarszym drzewem w kraju. Na przyrodzie nauczyciel opowiadał im o najstarszych i największych okazach w Polsce. To wtedy dowiedział się, że to wyjątkowe miejsca. Rosnące w tych miejscach drzewa były wręcz manifestacją płynących pod nimi żył magii. Od wieków czarodzieje odprawiali tam swoje najważniejsze rytuały i był bardzo ciekawy drzewa, które miało ponad 1200 lat. Nawet niemagiczni ludzie wiedzieli o nim, ale chyba tylko mieszkańcy wsi o wdzięcznej nazwie Henryków Lubański w jakiś sposób wiedzieli, jak ważny był on dla niektórych ludzi. Gospodarz przy stodole którego rósł cis nazywany „Henrykiem", na pewno o wszystkim wiedział.

– Co roku jego rodzina przygotowuje odpowiednio to miejsce i dbają o ten niezwykły okaz – powiedział im pan Walery.

– A dostają coś w zamian? – spytała Ula ciekawie.

– Oczywiście. Byłoby nieładnie z naszej strony, gdybyśmy nie odwdzięczyli się za gościnę, prawda?

Wyjaśnił wychowankom, że czarodzieje zawsze wtedy przeganiają z jego gospodarstwa szkodliwe stworzenia, odnawiają moc na amulecie, który strzeże jego bezpieczeństwa przed katastrofami i dają kasetkę z określoną ilością pieniędzy, które gospodarz odkłada zawsze na ważne rodzinne okazje. Nie było tajemnicą, że za kilka lat będą mieli w domu dwie panny na wydaniu i chłopca do ożenku, więc rodzina zbierała na wesela i posagi.

– To bardzo miłe – powiedział wtedy Staś, a wszyscy mu przytaknęli.

Leoś zapiął spinki na włosach pozostałych sióstr, a potem sam musiał się przebrać. Przygotowany strój czekał na niego w pokoju. Białe spodnie i biała tunika do kolan, a do tego biały pas haftowany w słowiańskie runy i symbole.

– Jak wyglądam? – zapytał, kiedy się przebrał.

– Niemal jakbyś szedł do komunii – powiedziała Nina.

– Mamo, ja nie idę do komunii. Wiedziałaś, że nie pójdę. To coś złego? – Nie chciał, żeby mama się na niego gniewała za coś takiego.

Poskramiając SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz