22-gold

279 7 1
                                    

Operują już od jebanych dwóch godzin. John B pojechał się szybko wykapać, bo śmierdział i był w błocie, a piętnaście minut temu przyjechał. W reszcie nie wytrzymałem. Usiadłem na krzesełko obok sali operacyjnej i po prostu zacząłem płakać.

-stary, wszystko będzie dobrze-poklepał mnie po plecach John B.

-rodzice będą za pięć minut-powiadomiła nas Kiara.

Nagle z sali wyszedł lekarz i jakaś pielęgniarka. Szybko do nich podszedłem.

-co z nią?

-kim Pan jest dla pacjentki?-zapytała pielęgniarka.

-jej chłopakiem. Muszę wiedzieć, co z nią.

-operacja przebiegła po naszej myśli. Pani Carrera powinna się obudzić do jutra wieczorem. A teraz przepraszam, ale muszę iść do innego pacjenta-odszedł.

Po kilku sekundach z tej samej sali wyjechały jakieś pielęgniarki, a na tym leżącym łóżku, czy jak to tam ma, leżała nieprzytomna Rosie. Po chwili można było wejść do jej sali. Wpierw weszli rodzice i Kiara.

-widzisz JJ, wszystko jest dobrze-powiedział Pope.

Mimo, że każdy to mówił, nawet lekarze, to i tak ja cholernie się bałem. Zawsze to co kochałem, traciłem. Przyzwyczaiłem się już do tego, ale jej nie mogłem stracić. Nigdy.

Po około godzinie każdy już poszedł, a ja nadal siedziałem. Bałem się, że gdy coś się stanie, mnie nie będzie. Martwiłem się o nią. Chyba nigdy nie czułem niczego takiego.

-proszę Pana, niech Pan już idzie. Pacjentka dostała leki nasenne, więc najszybciej obudzi się z rana. Niech Pan się idzie przespać-powiedziała do mnie jakaś pielęgniarka.

-zostanę.

Tak jak powiedziałem, to tak było. Przesiedziałem całą noc, nie zmrużyłem oka tylko patrzyłem się na śpiącą blondynkę. Czemu akurat ona? Czemu ta stara baba nie mogła postrzelić mnie?

-J...-usłyszałem cichy głos dziewczyny.

-Jezus, Rosie-powiedziałem-tak się martwiłem-dodałem, łapiąc dziewczynę za rękę.

-przepraszam. Nie powinnam olewać twoich słów-powiedziała nadal osłabiona.

-spokojnie, wszystko jest okej-odparłem-poczekaj tu, ja pójdę po lekarza, czy po jakąś pielęgniarkę.

Pov Rosanna:

-mówił, że wygląda jakoś tak-powiedziała Kiara, wskazując na jakiś rysunek, czy co to tam było.

-kto to narysował?-zaśmiała się Sarah.

-a jak myślisz?-zaśmiała się Kie, patrząc na Pope'a.

-oby to zadziałało-podszedł do nas JJ-nie sprzedamy ich jeśli będą mieć symbol.

-zadziała-powiedziałam.

Paliłam złoto Kie. Dużo śmiechu było, ale jednak blondynowi coś tam się udało i nie było widać znaku. Po kilku minutach złoto się roztopiło, a mu pojechaliśmy do lombardu.

-dobra robota, Carrera-powiedział mój chłopak do mojej siostry.

-sam byś lepiej nie umiał-powiedziała.

-umiałbym. Byłem na kursie spawania.

I znowu kłótnia? A jednak nie. John B wkracza do akcji.

-wyluzujcie-powiedział.

-łatwo ci mówić, bo nie ty musisz to sprzedać-odparł J.

-dlatego Rose pójdzie z tobą-dodał nagle Pope.

-dlaczego akurat my?

-bo wy najlepiej kłamiecie-odpowiedział John B.

Weszliśmy, trzymając się za rękę. Ja pierdole, jaki stres. Oby JJ tylko gadał, bo ja boje się, że coś zle powiem.

-dzień dobry, Pani-powiedział blondyn, kiedy byliśmy przy kasie.

-dzień dobry.

-widzę, że skupujecie złoto-kontynuował.

-tak jest napisane-powiedziała ciemnoskóra.

-jak zobaczy ile mam, to opadnie ci szczęką.

-wiele w życiu już widziałam.

Widać po tobie.

-co Pani powie na to?-zapytał chłopak, kładnąc złoto na jej biurku.

-nie są prawdziwe-zaśmiała się.

-proszę to zważyć-kontynuował chłopak.

-posprejowane-stwierdziła.

-serio? Proszę sprawdzić kruchość-odezwałam się. Zrobiłam to z własnej woli. Jestem dumna z siebie, pzdr.

-mogę?-zapytała, patrząc na blondyna.

Toć ci powiedziałam to przed chwilą. Skleroza? Bardzo możliwe.

-oczywiście.

-jeszcze nie było próby kwasowej-powiedziała.

-kwasowa, moja ulubiona.

-nie jest pozłacane ani pomalowane-odparła.

Serio? Kto by się spodziewał?

-mówię serio, to najszczersze złoto.

-ktoś je próbował przetopić-zauważyła.

-moja mama-powiedział szybko chłopak-miała dużo biżuterii i postanowiła wszystko stopić.

Widziałam Kiare i Sarah, które chyba zaraz wybuchną śmiechem. Nie dziwie im się.

-7 kilo? To na prawdę dużo kolczyków.

-powiem otwarcie. Nie mogę patrzeć jak choroba wyniszcza mi mamę.

-daj mi chwile-powiedziała i poszła do jakiegoś pokoju.

-oby się udało-szepnęłam do chłopaka, który mnie do siebie przytulił.

-uda się.

-rozmawiałam z szefem-wróciła-tyle mogę zaoferować-wskazała na karteczkę.

-50 tysięcy? Myśli Pani, że nie wiemy ile to jest warte?-zapytałam.

-warta jest przynajmniej 140 tysięcy-dodał blondyn.

-dzieciaki, jesteście w lombardzie.

Woooow, wiedzieliście? Bo ja nie.

-90 tysięcy-targował się J.

-niech będzie 70 tysięcy i nie zapytam skąd je macie.

Spojrzałam na John'a B, który pokazał kciuka w górę. Stajemy się bogaci, kochani.

-niech będzie-powiedziałam.

-poproszę w grubych banknotach-dodał JJ.

-w tym problem, że nie mamy na miejscu takiej kwoty. Mogę wypisać czek.

-nie ma mowy-wkurzył się-chce gotówkę.

-tak napisaliście na drzwiach-zauważyłam.

-musiałbyś podjechać podjechać do magazynu-znowu zwróciła się do blondyna.

One boy-JJ MaybankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz