Tajemne przejście

106 25 82
                                    

Wparowałam z powrotem do sali lekcyjnej.

– Panie profesorze! – zawołałam, szukając go wzrokiem. – Panie profesorze, jest pan jeszcze tutaj?

Weszłam w głąb pomieszczenia. Rozglądałam się, szukając wzrokiem nauczyciela.

– Panno Liwio? – spytał tuż za moimi plecami.

Błyskawicznie okręciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z belfrem. Pan Oh nachylił się, więc nasze oczy znajdowały się teraz na jednym poziomie. Nie wiedziałam, jakim stworzeniem jest nauczyciel, ale coś błyszczącego przemknęło po jego tęczówkach, jakby koniecznie chciało się uwolnić.

– W czym mogę służyć, panno Liwio? – zapytał Oh.

Po co ja tu... a, już wiem!

Zebrałam się na odwagę i powiedziałam twardym głosem:

– Panie profesorze, dowiedziałam się o tym, że zostałam przypisana do całuśnej budki. – Ble, co za ohydna nazwa. – Nie wyraziłam zgody na podobne działania i nie zamierzam brać udziału w tego typu aktywnościach. Rozumiem – dodałam od razu – że jako uczennica muszę zdecydować się na jakieś koło zainteresowań, ale to na pewno nie będzie Klub Przyjaźni i nic, co jest z nim związane.

Mężczyzna przez chwilę przyglądał mi się tymi swoimi niesamowitymi, lekko skośnymi oczyma. Potem wyprostował się i skierował się ku tylnej ścianie sali.

– Proszę za mną, panno Dracca.

Popatrzyłam sceptycznie na jego plecy, ponieważ nawet nie pofatygował się, by się do mnie odwrócić. Mieliśmy wejść w... ścianę?

Nagle przed nauczycielem pojawiły się piękne drewniane drzwi zdobione wymyślnymi reliefami. Otworzyły się, a Oh śmiało przeszedł przez próg. Następnie drzwi powoli zaczęły się za nim zamykać. Rzuciłam się do przodu i w ostatniej chwili wskoczyłam do przejścia, nim się zatrzasnęło. Znajdowałam się w całkowitej ciemności, której nie przenikał nawet mój wzrok. Byłam skazana na słuch i węch, ale ten drugi chyba zawodził, bo poza wilgocią i ziemią czułam coś jakby... psa?

– Proszę za mną, panno Liwio – rozległ się niski szept tuż przy moim uchu. – Ten korytarz nie jest przeznaczony dla uczniów i lepiej, by nikt nie dowiedział się, że cię tu zabrałem.

Ktoś – nauczyciel – delikatnie ujął mnie za nadgarstek i poprowadził w sobie tylko wiadomym kierunku. Miałam gęsią skórkę. Nie bałam się ciemnych ani wąskich pomieszczeń, ale coś w atmosferze tego miejsca sprawiało, że wszystko w moim ciele aż drżało z niepewności i strachu. Zawzięłam się jednak i przypomniałam sobie, po co w ogóle zjawiłam się w tej przeklętej akademii. Jeśli ten nawiedzony facet może doprowadzić mnie do celu, to muszę za nim podążać.

Nie wiem, ile czasu tak szliśmy, jedno za drugim, z długimi, smukłymi palcami belfra zaciśniętymi na mojej ręce. Mijaliśmy kolejne odnogi korytarza, co jakiś czas przechodziliśmy też obok drzwi – wiem to, bo wolną ręką sunęłam po skalnej, wilgotnej ścianie, nie przejmując się tym, że się ubrudzę czy trafię na jakiegoś robaka – i ze zdumieniem odkryłam, że faktura materiałów, z których były wykonane, różniła się między sobą. Jedne drzwi były niewielkie, wykonane z miękkiego, nieolejowanego drewna, inne znów były ogromne, ale kamienne, inne jeszcze miały normalną wielkość, lecz wyczuwałam, że zrobione są litego, polerowanego drewna.

Przez jednymi przystanęłam. Te zrobiono z jakiegoś metalu, którego dotyk sprawiał mi lekki ból – niewielki, lecz sprawiający dyskomfort. Spod szpary pod drzwiami sączyło się zimne powietrze cuchnące śmiercią, zupełnie jakby w środku znajdował się jakiś grobowiec lub czaiło się coś złego. Stawiałam na drugą opcję, ponieważ nawet włoski na moim karku stanęły dęba, alarmując, iż oto znalazłam się w sytuacji zagrożenia.

Akademia CiemnogrodzkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz