11. Przyjaźń

101 25 87
                                    

W poniedziałek wybrałam się jednak do szkoły. Nie było sensu, ciągnąć dłużej sytuacji z Milą i Staszkiem. Moje zachowanie było głupie i niesprawiedliwe. Nie zamierzałam na własne życzenie stracić jedynych przyjaciół.

Wyszłam z domu dosyć późno i musiałam się spieszyć, żeby zdążyć na pierwszą lekcję, zbiegłam po schodach i po wyjściu z budynku wpadłam wprost na Eda.

— Co tak późno? — powiedział z wyrzutem — Przez ciebie spóźnimy się do szkoły!

— A co ty w ogóle tutaj robisz? — wykrzyknęłam — Zamierzasz teraz prześladować mnie na każdym kroku?

— Nawet jeśli tak jest, to nie masz nic do powiedzenia. Przypominam, że obowiązuje układ, zgodziłaś się na kontrolę.

— Serio? — powiedziałam, żeby go wkurzyć — Byłam pewna, że wczorajszy dzień to jeden, wielki koszmar senny.

— No właśnie — Ed uśmiechnął się złowieszczo — dlatego postanowiłem cię oznaczyć.

Na te słowa zatrzymałam się gwałtownie.

— Co zrobić? — wrzasnęłam — Ty jesteś nienormalny, Ed! Jeśli myślisz, że pozwolę ci na jakieś głupie oznaczenie, to grubo się mylisz.

— Mam coś dla ciebie — powiedział, nic sobie nie robiąc z moich słów. Sięgnął do kieszeni kurtki. — Chcę, żebyś to nosiła — rozciągnął przed moimi oczami łańcuszek w srebrnym kolorze, do którego była przyczepiona srebrna zawieszka w kształcie konia. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

— Mam nosić na ręce coś, co kojarzy mi się, przez ciebie, wyłącznie z... męskim przyrodzeniem? — powiedziałam szczerze zdumiona, ten chłopak potrafił mnie zaszokować — Po co?

— Po pierwsze dlatego, że ja mam taki kaprys i mogę ci zwyczajnie kazać to zrobić, a ty musisz się zgodzić, po drugie dlatego, żebym co pięć minut nie musiał przypominać ci o naszym układzie, a po trzecie na wypadek, jakby zdarzyła ci się chwila słabości, a mnie nie byłoby przy tobie. Zamiast o samotności, pomyśl wtedy o koniu — powiedział, a po chwili przerwy dodał.— Po czwarte jesteś już dużą dziewczynką, powinnaś oswajać się z myślami o koniu.

Wpatrywałam się w Eda szerokimi ze zdziwienia oczami. Stałam na chodniku jak zamurowana, a on zapinał mi na przegubie lewej ręki bransoletkę.

O co mu chodzi? Faktycznie przejął się moim problemem? A może zwyczajnie chce mnie upokorzyć?

— Miało być bez dotykania! — wyrwałam mu swoją rękę, na której zdążyła już zawisnąć bransoletka — może ja ciebie też powinnam oznaczyć, żebyś pamiętał o wszystkich naszych ustaleniach!

— Fajny pomysł — odparł, uśmiechając się — A skoro nie jesteś na to przygotowana, póki co możesz zrobić mi malinkę.

— Co ty nie powiesz? — skrzywiłam się z niesmakiem — A może wytatuuję ci na ręce przypomnienie?

Ed wyjął z plecaka czarny marker i podał mi go, po czym podciągnął rękaw. Nie zamierzałam się wycofać i dać mu satysfakcji. Na przegubie ręki narysowałam mu literę D.

— Wiesz, co to oznacza? — zapytałam.

— D, jak dotykanie ciebie? Jezu, Hazy, przez to nie będę mógł się skupić na niczym przez cały dzień! — powiedział, a moje zdradliwe ciało zareagowało jak zwykle dreszczami i rumieńcami na twarzy.

— D, jak dupek — powiedziałam, ale bez przekonania. Ed zobaczył moje zawstydzenie i roześmiał się cicho.

— No chodź już! — pociągnął mnie za rękę, nadal ignorując zakaz dotykania — Przez ciebie spóźnimy się na matmę.

Dość (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz