Ostatnio coraz rzadziej miałyśmy z mamą okazję spędzić wspólnie wieczór. Ciągle się mijałyśmy. Zmieniałyśmy się w herbaciarni, a po pracy każda z nas miała swoje sprawy. Mama spotykała się z Marcinem, a ja miałam korki, naukę, albo wspólną z Edem pracę przy projekcie. Dlatego jednego z wieczorów zrobiłam naszą ulubioną sałatkę ze świeżych warzyw, sera feta i uprażonych na patelni ziaren słonecznika i czekałam na mamę, żeby razem z nią zjeść kolację.
Ciągle zastanawiałam się, co miał na myśli Ed, mówiąc, że powinnam odpiąć się od mamy. Uważałam się za samodzielną osobę, nietrzymającą się matczynej spódnicy. Wiele razy musiałam być dla niej oparciem, pomagałam jej w różnych sprawach, a nawet starałam się wziąć jak najwięcej na siebie, żeby ją odciążyć. To ja ogarniałam sprawy techniczne w domu i herbaciarni, szukałam sposobu na rozwiązanie naszych różnych problemów. Czasami podejmowałam decyzje za nas dwie i byłam dumna z siebie z tego powodu. Nie byłam córeczką mamusi wymagającą trzymania za rączkę i całodobowej opieki. W naszej małej, dwuosobowej rodzinie funkcjonowałyśmy na tych samych prawach i to od dawna, od kiedy zabrakło taty. Ed po prostu za słabo nas znał, skoro twierdził, że jestem do niej "przypięta".
Tak jak się spodziewałam, mama przyszła z Marcinem. Odprowadzanie jej do domu, po zamknięciu sklepu, stało się ich stałym zwyczajem. Namówiłam go, żeby został na kolację, podczas której opowiadaliśmy sobie, jak minął nam dzień.
— Opowiem ci coś, Helenko — powiedziała mama. — Po południu przyszedł do "Serca" pan w podeszłym wieku, siwiuteńki, pochylony, wspierający się o lasce, ale niezwykle dystyngowany, taki dżentelmen starej daty. Zamierzał kupić herbatę i filiżankę w prezencie dla swojej schorowanej małżonki. Zdał się na mój wybór w kwestii herbaty, a później oglądał bardzo dokładnie wszystkie filiżanki. Na początku był małomówny, ale zagadnęłam go delikatnie i wdaliśmy się w ciekawą rozmowę. W międzyczasie obsługiwałam innych klientów, ale towarzyszył mi aż do zamknięcia. Opowiadał o sobie. Urodził się tuż przed wojną i przez całe życie był nauczycielem matematyki w lubelskich liceach. Na koniec okazało się, że zestaw, który wybrał, jest dla niego za drogi, bardzo się tym zmartwił, posmutniał, pochylił się jeszcze bardziej...
— Oj, to przykre... — powiedziałam.
— Mnie też zrobiło się przykro, chciałam sprzedać mu wszystko bez marży, ale nawet wtedy brakowało mu trochę — mówiła mama, z szerokim uśmiechem i iskrami w oczach, wcale nie pasującymi do opowieści — I wiesz, co się stało?
— Nie mam pojęcia — odparłam zgodnie z prawdą.
— Marcin zapłacił za jego zakupy! Dziękuję — Uśmiechnęła się do Marcina i wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą on pocałował.
Autentycznie się wzruszyłam. Pomyślałam, że Marcin musi być dobrym i wrażliwym człowiekiem. Jak to dobrze, że mama trafiła na kogoś takiego.
— Fajnie! — powiedziałam. — Dobrze by było, jakby każdy zrobił, przynajmniej raz w roku, coś dobrego dla drugiego człowieka. Świat byłby lepszym miejscem, jakby było w nim więcej dobra. Co na ten temat mówi filozofia? — zwróciłam się do Marcina.
— A jak dużo czasu mamy? — odpowiedział i wszyscy się roześmialiśmy.
Marcin był z wykształcenia filozofem, zdaje się, że z wysokim tytułem naukowym, autorem książek i publikacji naukowych. Niewiele o nim wiedziałam, ale wzbudzał moją sympatię i zaufanie. Robił wrażenie mądrego, spokojnego, ciepłego człowieka. Miałam nadzieję, że doceni łagodność i delikatność mojej mamy, otworzy się na jej bezgraniczną miłość i odpowiednio się nią zaopiekuje, a ja nie będę musiała się o nią martwić.
CZYTASZ
Dość (Zakończona)
Fiksi RemajaŚmierć rodzica, przeprowadzka, trudności w nowej szkole, samotność, incydenty samookaleczenia - tak wygląda codzienność 17-letniej Heleny. Czy nowy uczeń, amerykański playboy, pogrąży dziewczynę jeszcze bardziej, a może odwróci zły los? Jak poradzi...