Pugnans umbra tua (j. łaciński) – Walka z własnym cieniem
9 lat temu.
Budzę się z trudem, każdy poranek to walka z chmurami ciemnych myśli, gotowe ogarnąć mnie od razu po przebudzeniu. To nie jest tylko kwestia fizycznego zmęczenia, ale także psychicznego obciążenia, które sprawia, że już na wstępie dnia czuję, że będzie to walka. Budzę się z trudem, a pierwsze myśli, które wtargnęły do mojego umysłu, były jak cienie przeszłości, zaciemniające perspektywę kolejnego dnia. Odczuwam przemożne zmęczenie, które sprawia, że opuszczenie ciepłego łóżka staje się prawdziwym wyzwaniem. Odsuwam zasłonę, odsłaniając moją sypialnię, ale jednocześnie zimną rzeczywistość. Spoza okna do mojego wnętrza przemykają mroźne promienie słońca, ale dla mnie są one jedynie chłodnym odblaskiem na tle mojego wewnętrznego zimna. Wstaję, choć każdy ruch jest jakby przeciąganiem ciężaru, który ciągnie mnie w dół. Kąpiel jest jak ucieczka od świata, ale nawet w ciepłej wodzie nie mogę zmyć z siebie uczucia osamotnienia i przytłaczającej apatii. Codzienna rutyna poranna, choć nieunikniona, jest dla mnie kolejnym wyzwaniem. Proste czynności, takie jak mycie zębów czy ubieranie się, sprawiają, że czuję, jakby moje ciało było przytwierdzone do ziemi ciężkimi łańcuchami. Jestem w martwym punkcie, gdzie jedzenie staje się tylko zobowiązaniem, a nie przyjemnością. Matka, z troską i zrozumieniem, próbuje nakłonić mnie do zjedzenia czegoś, co miałoby być źródłem energii i odżywienia. Stół nakryty jest jedzeniem, a aromaty unoszące się z kuchni próbują przekonać mnie do sięgnięcia po jedzenie. Matka z delikatnością proponuje mi potrawy, starając się znaleźć coś, co mogłoby zainteresować mój apetyt.
- Mamo, przecież wiesz, że nie umiem - mówię, wiedząc, że ta kobieta przeżywa tę chorobę razem ze mną. Spoglądam na jedzenie na talerzu, a jednocześnie czuję, jak bariery psychiczne uniemożliwiają mi podjęcie choćby najprostszej czynności - jedzenia. Utrata apetytu jest tylko jednym z wielu symptomów, które zaznaczają wpływ depresji na moje codzienne funkcjonowanie. Jedzenie staje się czymś obcym, czymś, co nie ma znaczenia w obliczu wewnętrznego chaosu, który mnie ogarnął. Patrzę na mamę i widzę, jak się stara, dla niej jest osobą, dla której jeszcze żyję, a potem słyszę pisk dochodzący z salonu i widzę, jak moja siostra ubrana w różową sukienkę przynosi małego kundelka, którego mama dała w prezencie najmłodszej Marysi. Czuje ciepło na sercu, widząc, jak ta mała dziewczynka robi to, co ja sama nie potrafię. To są dwie kobiety dla Anny są fundamentem, dla którego dom w jej głowie się jeszcze nie zburzył.
- Marysiu masz tutaj jajecznicę. Proszę zjedź- Mama powiedziała z troską.
- Nie zjem, dopóki Ania nie będzie jadła ze mną.
- Marysiu. – Mama chciała jej wytłumaczyć, ale to dziecko siedmioletnie nie wiedziało jakie horror przeżywam w swojej głowie. Nie była niczego winna
- Daj mamo zjem.
- Ale naprawdę nie musisz. – Patrzyła na mnie z niezrozumieniem Więziłam talerz z trochę jajecznicą. Wzięłam powoli pierwszy kawałek do ust i powoli go przeżuwałam. Dla mnie smakowała jak karton jak bym jadła jakąś tekturę. Spojrzałam na Marysię jak by ona tylko wiedział. Mama patrzyła na mnie z uśmiechem pełnym troskliwości. Powoli przeżuwałam. Zjadłam pięć kęsów, żeby tylko widziała, że jem. Wiedziałam, że to dla niej ważne, ale każdy kęs sprawiał mi trudność. Był jak obowiązek, który trzeba spełnić, choć w mojej głowie krążyły myśli, że to jedzenie nie ma znaczenia, że nic nie smakuje tak, jak powinno. Zamykałam oczy, próbując zignorować smak, ale jednocześnie czułam na sobie spojrzenia Marysi, które nieświadomie stawały się kolejnym ciężarem. Powoli, gdy zostało mi trochę na talerzu. Dałam go do zlewu. Czułam czyjąś obecność. Zobaczyłam mamę, która za mną stał która miał łzy w oczach.
CZYTASZ
Mori
HorrorW sercu górskich szczytów, gdzie cisza miesza się z tajemnicą, rozgrywa się historia, która porusza najgłębsze struny ludzkiego strachu i ciekawości. Anna, z pozoru zwykła kobieta, wkracza na ziemie Podhala, nieświadoma, że przekroczyła próg do krai...