Rozdział 5

443 85 17
                                    

Wypracowanie z angielskiego zaczęło ją prześladować.

Każdego poranka w autobusie, na przerwie obiadowej, między zajęciami, a dziś nawet w drodze powrotnej ze szkoły. Albo miała urojenia albo przez cały czwartek ten koleś ją śledził. Widziała go wszędzie, a jego śmiech przedzierał się przez hałas na szkolnym korytarzu. Odetchnęła z ulgą, gdy w szkolnym autobusie uśmiechną się tylko i rzucił krótkie cześć, gdy wsiadł do autokaru i zajmował miejsce. Gapiła się na jego tył głowy przez całą drogę powrotną. Było to dla niej tak absorbujące, że prawie zapomniała wysiąść na swoim przystanku. Donald posłał jej złośliwe spojrzenie i mamrotał coś pod nosem, że dzieciaki mają teraz głowy w chmurach zamiast skupić się nad prawdziwym życiu.

Złość na kierowcę autobusu na chwilę odwróciła jej uwagę od Złotego Chłopca. I od prośby, którą skierował w jej stronę.

Poprawiła torbę na ramieniu i spokojnym krokiem ruszyła w stronę domu. Słońce świeciło wyjątkowo mocno, a ona czuła jak po jej plecach spływa pot. Powinna zdjąć swoją skórzaną kurtkę. Zaniechała ten pomysł, gdy przypomniała sobie, że pod spodem ma koszulkę na ramiączka. A taki ubiór nie zasłoni jej dużych ramion. Poza tym zaraz będzie w domu, a trochę potu jeszcze nikogo nie zabiło.

Już miała wchodzić do niewielkiego ogródka, o który tak bardzo dbała jej mama, gdy na sąsiednim podjeździe zobaczyła stary motor. Znała go bardzo dobrze, bo posiadał więcej rdzy niż czarnej farby. Zmarszczyła brwi i z niedowierzaniem wpatrywała się jak z garażu wyłania się wytatuowana postać. Wysoki brunet z kawałkiem wykałaczki w ustach i brudną ścierką w dłoni.

— Toby? — zawołała trochę głośniej. Chłopak poderwał głowę do góry, a na jego ustach wymalował się uśmiech.

— Mała — chłopak zaśmiał się głośno. — Lata cię nie widziałem.

— Tylko pół roku — doprecyzowała.

— I zdążyłem się stęsknić.

Pokonała dzielącą ich odległość i stanęła przy nim. Nie przytulali się na powitanie, nawet po długiej rozłące. Mogli dzielić się jedzeniem, ale nie przestrzenią osobistą.

— Kiedy wróciłeś?

— Kilka godzin temu.

— I od razu zabrałeś się za reanimacje tego? — nogą szturchnęła kawałek metalu. Motor miał już swoje lata i raczej nadawał się na złom, a nie kolejną przejażdżkę. — Nie masz lepszych zajęć?

— Niewiele się ich ma po wyjściu z poprawczaka — zauważył.

W jego głosie nie było żalu czy smutku. Stwierdził fakt, a Naya pokiwała głową. Toby zaczął pakować się w kłopoty, gdy tylko nauczył się chodzić. Jego pierwsze samodzielne pokonanie długości salonu skończyło się na rozciętej głowie, bo uderzył się o krawędź szafki. Do tej pory ma bliznę przy prawym uchu. Kolejne lata przynosiły kolejne blizny i kolejne kłopoty. Naya nie potrafiła zliczyć, ile razy widziała u niego nowego siniaka, zadrapanie lub złamanie. Było chodzącą klęską.

Gdzie był Teodor, tam były kłopoty.

Jej rodzice nie chcieli, by się z nim przyjaźniła. Głownie jej mama, była bardzo opiekuńcza i pełna obaw, że ta znajomość przyniesie więcej nieszczęścia niż pożytku. Ale Naya i Teodor stworzyli dziwnie działającą relację. Spędzali razem czas, odrabiali prace domowe lub szwendali się po osiedlu. Podkradali jabłka z ogórka pani Donberry lub wymyślali nowe przezwiska dla kierowcy autobusu, pana Donalda. Jeżdżenie do szkoły było zabawniejsze, gdy robili to razem. Ale potem Teodor wylądował w poprawczaku za zdarzenie, o którym obiecali, że nie będą mówić głośno.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 15 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Golden Boys Cry Loudly | 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz