{12 ~ czy mogę coś zrobić?}

253 22 3
                                    

Wiklinowy koszyk położony na zimnym betonie przez siwowłosego wyglądał dość śmiesznie. Końcówka listopada była raczej nienajlepszym okresem na piknikowanie, ale póki biały puch nie zagościł w mieście to Knuckles był przekonany że to świetny pomysł. Chłód łatwo mógł zbyć ciepłą puchową bluzą, a ściany postawione z trzech stron były idealną przeszkodą na rozwiewające włosy zjawisko.

Mógł zaprosić przyjaciela w inne miejsce, chciał jednak by było ono dostępne tylko dla nich. Dach, na którym już zdarzyło im się spotkać być idealny. W zasadzie Erwin pomyślał jedynie o nim, nie biorąc pod uwagę żadnego innego miejsca. Czekał teraz na swojego przyjaciela czując stres, ale nie taki, który czuje się przed klasówka. Czuł ścisk w żołądku, a w głowie miał milion scenariuszy, głównie tych złych.

Szatyn, który nie miał pojęcia dlaczego przyjaciel zaprasza go na dach, na którym za pierwszym razem ujrzał go kompletnie naćpanego tez nie miał najpiękniejszych myśli w głowie. Co prawda tym razem nie był środek nocy, a sam środek dnia kiedy słońce świeciło najmocniej dając i tak znikome ilości ciepła, jednak wczorajszy stan Erwina nie pomagał jego myślą się rozpromienić. Rozszerzył szeroko oczy ujrzawszy młodszego przyjaciela siedzącego po turecku na różowym kocu w białe kwiatki. Uśmiech jakim obdarzył go siwowłosy był przepełniony stresem ale i szczęściem.

Spojrzenia ich skrzyżowały się, przez co twarz Erwina pokryła się mocnym rumieńcem. Podniósł się z ziemi i podszedł do Gregory'ego rozkładając ramiona.

- Erwin?- spytał niepewnie i oddał powitalny uścisk.
- zrobiłem pare kanapek i nawet wyciągnąłem sok z pomarańczy. Mam nadzieje, że lubisz- zawstydzony i przepełniony dumą glos rozniósł się po dachu.
- nawet nie wiem co powiedzieć- patrzył to na Erwina, to na przygotowany przez niego koszyk.

Uczucie ciepła przyjemnie rozgościło się w jego ciele gdy tylko zrozumiał o co tu chodzi. Erwin to wszystko przygotował sam. Ten sam chłopak, który nieraz wspominał, że ostatnie co dla kogoś zrobi to gotowanie. A jednak na ziemi leżał koszyk wypełniony głupimi kanapkami i karafką własnoręcznie wyciskanego soku. Być może kanapki nie maja najwiecej wspólnego z gotowaniem, ale szatyn dobrze wiedział, że to również zalicza się do znienawidzonych czynności siwowłosego. Złe myśli uciekły, a na nich miejscu pojawiły się same pozytywne.

*

Długie rozmowy ciągnęły się przez pare dobrych godzin, kiedy bluzy nie dawały już najlepszego ocieplenia, a słońce znikało powoli za horyzontem. Koc, który wcześniej leżał na ziemi teraz otulał dwa ciała siedzące już obok siebie stykając się ramionami.

- wiesz, rozmawiałem dzisiaj z Heidi- oznajmił młodszy z nich przerywając chwilową ciszę.

- och- szatyn tylko tyle wyrzucił z siebie, wzrok od razu zwrócił na Erwina z wyrazem współczucia. - i jak się czujesz?- podjął się ciągnięcia tematu dalej.

- myślałem, że będzie gorzej ale... zrozumiałem, że nic do niej nie czułem.. od bardzo długiego czasu totalnie nic nas nie łączyło. A kiedy zobaczyłem jakiegoś fagasa który po nią przyjechał nie poczułem nic. Kompletne zero. Byłem zamknięty w jakieś relacji której żadna ze stron już dawno nie chciała- rzeczywiście. W głosie siwowłosego nie można było wyczuć żadnego głębszego uczucia poza czystą obojętnością. - wiem, że się o mnie martwiłeś. Przepraszam- odwrócił głowę w przeciwną stronę jak pies, który właśnie został przyłapany na zbiciu wazonu.

- nie masz za co przepraszać, Erwin- sięgnął dłonią twarz chłopaka zwracając ją z powrotem ku sobie. - najważniejsze, że już wszystko w porządku malutki i oby było tak jak najdłużej- ciepły uśmiech spowodował po raz kolejny rumieniec na bladej twarzy.

- ja...- cichy głos, niemal szept dotarł do ucha Gregory'ego- czy mogę coś zrobić?- spojrzał ciekawsko w złote oczy jakby szukając odpowiedzi. Powiedzieć, że policzki Erwina płoną to za mało, rumieniec sięgnął już nawet jego uszu i szyi.

- co takiego?-

- zamknij oczy- pewność siebie wróciła. Może nie w pełni, ale pozwoliła Erwinowi na wykonanie tego co miał w planach od początku.

Szatyn posłusznie zamknął oczy ufając złotookiemu na tyle, by wierzyć w jego dobre intencje. Z reszta, nawet gdyby mu nie ufał jego ciekawość by wygrała. Miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi przez jedną głupią myśl, która przewijała się nieustannie w jego głowie. W zasadzie nie była to myśl, a wręcz oczekiwanie wobec Erwina. Nie był jednak pewny co ten kombinuje, a z każda sekundą jego głupia nadzieja oddała się.

Erwinowi serce również uciekało gdzież poza horyzont jego ciała, jakby miało zerwać się i wyskoczyć jak na bungee pozbawiając chłopaka przytomności. Zbierał się w sobie uspokajając oddech. Niepewność reakcją starszego budziła w nim sprzeczność. Nie chciał robić nic co zburzy jego komfort i co będzie wspominał źle. A przede wszystkim czegoś co zniszczy ich relacje.

Trzęsące się ze stresu ale tez z zimna dłonie położył na policzkach szatyna, ostatni raz wypuścił drżące powietrze i nabrał w płuca kolejną dawkę tlenu. Zbliżał się na prawdę powoli, tak jakby ktoś zwolnił tempo albo jego mięśnie zamarzły. Przymknął oczy będąc pare centymetrów od przyjaciela, chociaż to określenie robiło się dziwne w tej sytuacji. Pozwolił własnemu instynktowi działać, nie może się już wycofać.

Wilgoć obcych (choć wcale nie tak obcych) ust muskających lekko te jego rozbudziła wszystkie jego mięśnie powodując elektryczny niemal wstrząs. Krotki buziak złożony na jego ustach był słodki a po nim pozostało tylko nieprzyjemne zimno. Nie na długo. Kiedy Knuckles upewnił się, że Gregory wcale nie uciekł i nie zaczął rzucać obraźliwych komentarzy, wrócił z kolejną dawką pewności siebie.

Usta znów przywarły do tych drugich tym razem w dłuższym, dwustronnym pocałunku. Poznawali swoje wargi pomału, nigdzie się nie spiesząc w końcu odnajdując wspólny rytm. Motyle rozmnażały się i trzepotały skrzydłami prawie, że boleśnie. Oderwali się od siebie obdarowując się szerokimi usmiechami.

*
Zachodzące słońce dodawało klimatu sytuacji, ale jednocześnie potęgowało chłód. A przynajmniej Knuckles dodał taki argument, gdy wtulil się w tors starszego. Uścisk przyniósł ciepło im obu.

- czy to randka?- zapytał szatyn, chociaż był pewny, że to spotkanie można tak nazwać.

- jeśli uważasz to za randkę to tak- telefon Erwina nieznośnie wydobył z siebie dzwonek i zmusił siwowłosego do wstania.

Rumieniec znowu obszedł jego twarz kiedy przelotnie spojrzał w brązowe tęczówki. Erwin przeklną się w myślach za reakcje własnego ciała.

- tak, mamo?... tak wszystko okej... mhm... dobra... pa, tez cię kocham-

*

- Dziękuje za dzisiaj, mam nadzieje, że częściej będę mógł jeść twoje Dania- stanęli pod bramką prowadząca na posesje Erwina.

- jeśli chcesz jeść spaleniznę to będę cię częściej gdzieś zapraszał. Ja tez dziękuje, do zobaczenia jutro w szkole- miał już otwierać bramkę, ale szatyn mu przeszkodził.

- jeszcze jedno, malutki- przyciągnął mniejsze ciało do siebie i po raz ostatni dzisiejszego dnia złożył całusa na ustach złotookiego. - dobranoc, spij dobrze-

*

Na wejściu czekał na niego Leo. Jak zwykle zbyt ciekawski dopytywał o każdy szczegół zadając coraz więcej pytań, nie dając ani chwili na odpowiedzi.

- Leo spokojnie. Po kolei-

- jak całuje?-

jedno pytanie wystarczyło, by Erwin wiedział, że dzisiaj czeka go długa noc wywiadu z młodszym kuzynem, który za nic w świecie nie odpuści mu i nie poczeka do jutra.

~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>~>
No to co? Zaczynamy!

Party  || MORWINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz