Słońce świeciło tego dnia delikatnie, kierując swoje promienie na liście powiewające lekko na drzewach. Chodnik odbijał jego blask, co jakiś czas chowając się w cieniu. Powietrze pachniało końcem wakacji, początkiem września i beztroską.
Adam Stańczewski pomyślałby pewnie, że to piękny dzień, gdyby nie miał innych zmartwień. Mama właśnie wyrzucała go z domu.
Nie zrobiła tego w sposób, który zostaje w ludzkiej psychice przez wiele kolejnych lat, nie wykopała go fizycznie za próg ze zdradzieckim uśmiechem na ustach. Zrobiła to raczej tak, jak robiła wszystko – nonszalancko. Jakby wyrzucała do śmietnika skorupkę po jajku.
– Wiesz, że się jutro wyprowadzasz, synu? – zapytała, stając w drzwiach do jego pokoju. – Dziś dam ci jeszcze spokój, bo masz urodziny, ale jutro ma cię tu nie być.
Adam odłożył na bok pada do konsoli i rzucił jej skonsternowane spojrzenie.
– Nie udawaj zdziwionego! – zakrzyknęła na widok jego miny. – Mówiłam ci to, odkąd tylko zyskałeś świadomość. Co stało się, swoją drogą, raczej późno, ale mniejsza z tym. Mówiłam, że gdy tylko staniesz się dorosły, idziesz na swoje. Tak samo jak zrobił to Julek.
Tak, tyle że Julek chciał się wynieść, pomyślał Adam, a ja nie.
– Myślałem, że żartujesz! – zarzucił matce.
– Cóż, nie żartowałam. Spakowałam cię. Masz tu wszystko, czego potrzebujesz, trochę pieniędzy, ubrań. Znajdziesz sobie jakieś miejsce do spania.
– Mamo, co?
– Nie dyskutuj!
Jej telefon zaczął dzwonić z innego pokoju. Odwróciła szybko głowę w jego stronę, a potem po raz ostatni spojrzała na syna.
– Tylko nas odwiedzaj, jasne? – zapytała, ale nie czekała na odpowiedź, bo już zniknęła w korytarzu. Chwilę później dało się słyszeć jej przymilny głos.
– Dzień dobry, z tej strony Helena Stańczewska, jak mogę pomóc?
Jego mama bardzo troszczyła się o swoich klientów. O niego już nie za bardzo.
Adam westchnął cicho, a potem popatrzył na torbę, którą kobieta postawiła przed jego drzwiami. Otworzył ją niechętnie, a w jego oczy rzucił się od razu spory plik banknotów, wciśnięty między sportowe koszulki. Rozejrzał się odruchowo, sprawdzając, czy nie kręci się w pobliżu jego rodzeństwo.
– O matko boska – wyszeptał, licząc pieniądze. Nie było ich wcale aż tak dużo, ale jako biedny maturzysta nie widział nigdy takiej sumy na oczy. Czy naprawdę musiał znaleźć sobie coś do spania? Już jutro?
Podniósł się, rozejrzał po swoim pokoju, pełnym plakatów futbolowych i sprzętu wideo.
– Chrzanić to – rzucił, zgarnął torbę z ziemi i ruszył w dół schodami.
Cała rodzina siedziała w salonie. Matka skończyła już rozmawiać przez telefon i teraz sączyła herbatę z wysokiej szklanki. Obok niej siedział jego tato, szukał czegoś w telefonie. Jego młodsza siostra i brat bawili się na dywanie, układali coś z klocków w wesołym harmidrze. Gdy zjawił się na dole, wszyscy jak na zawołanie spojrzeli w jego stronę.
– Do widzenia – powiedział głupio, a potem odwrócił się w stronę drzwi. Skoro go nie chcą, to nie. Wyprowadzi się już dzisiaj.
Jego rodzeństwo przerwało na chwilę zabawę, ale po sekundzie znów zaczęło się przekrzykiwać i śmiać. Ojciec spojrzał z powrotem w telefon.
– Uważaj na siebie, kochanie! – krzyknęła za nim mama, gdy przestąpił przez próg drzwi.
Trzasnął nimi najmocniej, jak się dało, i ruszył przed siebie.
CZYTASZ
Czerwone Kostki Rubika
Teen FictionAdam w dniu osiemnastych urodzin zostaje wyrzucony z domu przez własną matkę. Lidia nie może pogodzić się z tym, co widzi w lustrze. Zuzia wraca do Polski, bo tęskni za zapachem bzu. Łukasz przez całe życie ucieka przed demonami. Gdy ta czwórka wpad...