Prolog

84 6 9
                                    

Łukasz widział go wtedy i wiedział, że widzi śmierć. Lidia potrzebowała paru dni, by dotarło do niej, co się stało, a potem wyparła to z pamięci.

Otaczały ich wtedy pióra wróbli, a pod sandałami chrzęściły im ziarna słonecznika. Stali niedaleko przypieczonego słońcem pola kukurydzy, a w ich uszach odbijał się przytłumiony dźwięk dobiegający z oddalonej o kilkadziesiąt metrów sceny plenerowej.

Człowiek, który przed chwilą śpiewał pogodną piosenkę otaczającym go ptakom, leżał na ziemi.

Widzieli, jak upada. Jak jego usta milkną, a twarz wykrzywia się w dziwnym grymasie. Był ubrany w ciepłą, choć podziurawioną kurtkę, i Lidia pamiętała, że dziwiła się temu strojowi. Było przecież z trzydzieści stopni.

Usłyszeli dźwięk podjeżdżającego samochodu. Wyglądał jak ambulans, ale był cały biały. Na jego boku błyszczało ciemnozielone logo. Patrzyli, jak dwójka mężczyzn ciągnie człowieka po ziemi, a potem ładuje go do środka przez tylne drzwi wozu.

Znaleźli się w tym samym miejscu o tym samym czasie. Ich rodzice byli gdzieś w tłumie wiwatujących ludzi, pośród ryku motocykli i zapachu waty cukrowej. Ich przywiodła tu piosenka i mnóstwo wróblich skrzydeł. Nie poznali nawet swoich imion, wiedzieli jednak, że stało się coś, co sprawiło, że ich życie nie będzie już takie samo.

– Też to czujesz? – zapytał wtedy chłopiec, patrząc z niepokojem na dziewczynkę.

Lidia spojrzała na niego, mrugając szybko. W jej piersi coś trzepotało, jej oddech zwolnił, a ona miała wrażenie, że zaraz uniesie się do góry.

– Tak.

Czerwone Kostki RubikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz