V - Jeden sposób na herbatę

24 4 53
                                    

Lidia robiła herbatę przy długim, drewnianym blacie. Nadal nie czuła się w tym mieszkaniu jak u siebie, ale pocieszała się myślą, że to nie szkodzi, bo i tak zaraz będzie musiała się wynieść. Zuzi nie było. Musiała wyjść, gdy dziewczyna jeszcze spała. Za to na podłodze kuchni siedział ciemnobrązowy kot. Lidia wystraszyła się go na początku, ale potem kucnęła przy nim i wyciągnęła dłoń. Zwierzę podeszło do niej nieufnie, a potem dało się pogłaskać.

Z błyszczącego kubka unosiła się para. Lidia delikatnie włożyła do niego torebkę czarnej herbaty i przykryła wierzch talerzykiem. Sięgnęła do lodówki, by wyjąć mleko, a obok naszykowała cukier. Zawsze robiła herbatę w ten sposób. Była smaczniejsza i pachniała ładniej, a Lidia czuła, że pije coś wyjątkowego.

Tego ranka była tak zmęczona, że ledwo wstała z łóżka. Podniosła się dopiero, gdy rozdzwonił jej się telefon.

- Halo?

Przez chwilę było słychać jedynie czyjeś oddychanie. Potem Łukasz odezwał się.

- Cześć. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. Chcę ci tylko powiedzieć, że teraz będę się kontaktował tylko z tobą. Powiedz reszcie, by trzymali się od całej tej sprawy z daleka.

Lidia potrzebowała chwili, by przetrzeć oczy i ziewnąć. Słońce lało się do jej pokoju przez falbaniastą firankę.

- Jaja sobie robisz? - zapytała.

- Nie, jestem poważny. Możesz mi obiecać, że będziesz trzymać ich z dala?

Dziewczyna zirytowała się. Kim on myślał, że jest?

- Dlaczego? Przecież je widzieli. Nie wytnę im tego z głowy, nie jestem zjawą.

Łukasz milczał przez chwilę, a potem podjął bardziej spokojnym tonem:

- Po prostu powiedz im, żeby już o tym nie myśleli. Gdybym był na ich miejscu, z własnej woli trzymałbym się z daleka. To dotyczy tylko nas. Nie możemy ich w to wplątywać. A co, jak stanie im się krzywda? Pomyśl.

Lidia nie odpowiedziała. Zamiast tego rozłączyła się, zmartwiona. Nie wiedziała, kto ma rację. Z jednej strony nie chciała, by Zuzi czy Adamowi się coś stało, a z drugiej czuła, że gdyby ich teraz ignorowała, zachowałaby się jak ostatni drań.

Minęły dwie minuty, herbata była gotowa. Dziewczyna uniosła talerzyk i wyjęła na niego przesiąknięty woreczek. Gdy odkręcała mleko, usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.

- Cześć - Zuzia przywitała ją na progu.

- Hejka. Gdzie byłaś?

Zaraz po tym, jak zadała to pytanie, zrozumiała, że było nieodpowiednie. To przecież nie jej sprawa. Powinna się raczej skulić i słuchać Zuzi, która pozwoliła jej tu zostać. Po raz kolejny w życiu przeklęła swój język i szybkość, z jaką potrafił czasem działać.

Dziewczyna weszła do kuchni, wciąż w butach, i schyliła się, by podnieść kota.

- W kościele - odpowiedziała po prostu, a następnie pogłaskała zwierzaka za uszami. - To Kapsel. Kiedyś się do mnie tutaj przypałętał. Kapsel, to Lidia.

Podała kota dziewczynie, a ta wzięła go niepewnie i spojrzała w jego oczy. Były ciemnozielone i skrzyły się irytacją. Jak najszybciej odstawiła go na ziemię.

W tym czasie Zuzia zdjęła buty i stała teraz przy blacie, wpatrując się w leżące na nim przedmioty.

- No nie gadaj.

- Co? - zapytała cicho Lidia. Bała się, że właścicielka mieszkania zruga ją zaraz za bałagan czy za to, że się rządzi, chociaż powinna już się wynieść.

Czerwone Kostki RubikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz