XIV - Cztery bilety

27 3 45
                                    

Kreda wydawała nieprzyjemny odgłos skrobania, gdy nauczycielka pisała nią po tablicy. Adam przytknął dłonie do uszu i schował głowę w ramionach.

Nie potrafił się skupić. Powinien przerabiać Dżumę, doszukiwać się oznak egzystencjalnego światopoglądu u głównych bohaterów i zapisywać motywy, które przydadzą mu się na maturę. A jednak jego mózg miał ochotę robić wszystkie rzeczy na świecie oprócz tych, które powinien.

To była jedna z niewielu lektur, które przeczytał. Nigdy nie lubił książek, wydawały mu się nudne i lamerskie. Kto czyta, gdy wokół jest tyle ciekawych rzeczy do robienia? Wychodziło na to, że on. Poprzedniej nocy bardzo wczuł się w perypetie doktora Rieux, tak bardzo, że przy ostatnich stronach aż miał łzy w oczach. Nie wiedział teraz, czy to faktycznie były łzy wzruszenia, czy raczej zmęczenia. Zasnął przed piątą, a musiał wstać o szóstej trzydzieści.

Teraz myślał o tym, dlaczego Łukasz go okłamał, że pracuje w kwiaciarni. Myślał również o tym, dlaczego Lidia tak szybko zadomowiła się w domu Zuzi. Jasne, on też czuł się tam bardzo dobrze, czasami nawet lepiej, niż czuł się we własnym domu, ale dlaczego dziewczynie z taką łatwością udało się tam dopasować? Rozmawiała z Zuzią jak ze swoją najlepszą przyjaciółką, powierzała jej wszystkie sekrety, znalazła z nią wspólny język. A on? Czuł się trochę jak niepasujący element układanki. Wątpił w to, że Lidia go lubi. Wydawało mu się raczej, że patrzy na niego z góry. Podobnie Zuzia. Nazywała go dzieciakiem i lekceważyła. Żadna z nich nie traktowała go jak równego. Dochodząc do tego wniosku, skulił się w sobie.

Jedynie Łukasz traktował go poważnie, na tyle, na ile się dało. Ale z nim były inne problemy. Na przykład takie, że niezapowiedzianie znikał, a potem okazywało się, że kłamał. Adam zerknął na telefon, na zapisane kontakty. Może by do niego zadzwonił? Albo napisał? Nie, to nie był dobry pomysł. Mieli czekać, aż to Łukasz się do nich odezwie. Miał się przecież wytłumaczyć.

Adam westchnął cicho, przywołując sobie w głowie obraz chłopaka w płaszczu. Mimo, że brak wspomnień powinien uczynić go bladym i nijakim, Łukasz zdawał się być kimś bardzo wyrazistym. To, jak się ubierał, jak przeczesywał włosy i jak się wypowiadał w ogóle nie wskazywało, że ten chłopak nie wie, kim jest i jak naprawdę ma na imię. Adam czasami przyglądał mu się z zazdrością, ponieważ chciałby tak bardzo móc być sobą, jak Łukasz był Łukaszem.

Nagle na korytarzu rozległ się dzwonek, co wybudziło Adama z transu. Zamrugał kilka razy, a potem jeszcze raz westchnął i wstał z miejsca.

Cały dzień błądził korytarzami, czując się odciętym od rzeczywistości. Tak się działo, odkąd zaczęła się cała ta papranina ze zjawami. A może tak działo się, odkąd matka wyrzuciła go z domu? Nie wiedział. Po szkole musiał iść kupić sobie jedzenie do lodówki, bo na swojej półce nie miał już zupełnie nic. Czekał go jeszcze jutro sprawdzian z historii, no i trzeba było poćwiczyć... A on wciąż nie znalazł żadnej pracy. Wszystkie te obowiązki nawarstwiały się i straszyły go swoją dobitnością. Kiedy był ostatni czas, gdy w coś grał na swojej konsoli? Nie pamiętał.

– Wyglądasz jak trup – powiedział mu kolega, gdy siedzieli w szatni. Blondyn wiązał właśnie sznurówkę, a jego palce nie współpracowały. – Spałeś w ogóle?

Adam skusił się na tępy uśmiech.

– Półtorej godziny.

Gdy wychodził ze szkoły, miał wrażenie, że zaraz się przewróci. Chyba odpuści sobie zakupy i pójdzie od razu do łóżka. Założył kaptur, bo na zewnątrz mocno wiało, i wtedy dostrzegł Zuzię.

Stała na krawężniku naprzeciwko wejścia i kołysała się na nim, próbując utrzymać równowagę. Szyję miała owiniętą ciasno szalikiem, spod którego wyślizgiwały się pukle brunatnych włosów. Gdyby był mądry, też wziąłby szalik.

Czerwone Kostki RubikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz