XVII - Tylko nie mów tacie

26 3 63
                                    

Mama zawsze powtarzała Łukaszowi, że jest bardzo mądry. Mówiła to, gdy wygłosił swoją rolę na przedstawieniu w przedszkolu, gdy pokazywał jej swoje zadania domowe z podstawówki, oraz gdy wygrał konkurs recytatorski.

– Jaki ty jesteś mądry – mówiła, głaszcząc go po ciemnych włosach.

Jego mama uśmiechała się, jakby była najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, miała długie blond włosy i własny gabinet terapeutyczny.

– Wiesz, co twoja mama robi w pracy? – zagadywał go czasami ojciec, gdy siedzieli razem, jedząc obiad. – Pomaga ludziom. Rozmawia z nimi i im pomaga.

Łukasz nie rozumiał za bardzo, jak to działa, ale cieszył się, że jego mama jest właśnie kimś takim.

– A ty, co robisz? – pytał taty.

– Buduję domy.

– Nauczysz mnie, jak budować domy?

Z dzieciństwa pamiętał dokładnie kilka rzeczy: duży ogród, hamak, w którym czytał, i człowieka, który nigdy nie pokazał mu w pełni swojej twarzy.

Mama nazywała go panem W. Chodź, mówiła, gdy odbierała Łukasza ze szkoły, spotkamy się szybko z panem W. Pan W. musi mi coś pokazać. Pan W. ma coś dla ciebie.

Jego mama widywała się z nim regularnie. Czasami zabierała Łukasza ze sobą: wsadzała go do auta i jechali kilkadziesiąt minut, aż nie docierali do przestronnego domu, który miał wysokie ściany i ogromne okna. Łukasz uwielbiał ten dom, znalazł w nim wszystkie kryjówki i obszedł wszystkie pokoje. Jego mama i pan W. siedzieli zazwyczaj w salonie, przerzucając się papierami i rozmawiając żywo, a on wałęsał się po piętrze lub wychodził do ogrodu. W ogrodzie stała metalowa, zielona ławka, na której chłopiec często siadał i przyglądał się ptakom.

– To wrona – uczył go pan W. – A tamta to sroka.

Pewnego dnia, gdy pojechali do jego domu, przed drzwiami wejściowymi siedział pies.

– Niespodzianka! – wykrzyknął pan W., unosząc szczeniaka do góry. Był cały czarny. – Przywitajcie nowego członka rodziny.

Łukasz pogłaskał delikatnie psa, zauroczony jego zawadiackim spojrzeniem.

– Jak się nazywa?

– Nie ma imienia. Możesz jakieś wymyślić.

Łukasz ucieszył się i aż podskoczył w miejscu.

– Ciapek – wypalił od razu. Zawsze chciał mieć Ciapka.

– Ale on nawet nie ma ciapek – zauważyła jego mama.

Pan W. postawił psa na ziemię, a ten podszedł do Łukasza i zaczął obwąchiwać mu spodnie.

– Trudno – rzekł mężczyzna, zakładając ręce na biodra. – Od dzisiaj to Ciapek.

Łukasz roześmiał się, gdy pies polizał go po twarzy. Tego dnia, gdy musieli już wracać, nie chciał się z nim rozstać. Mama jednak zaciągnęła go siłą do auta i słuchała, jak całą drogę jej syn biadoli o tym, że tęskni za zwierzęciem.

Łukasz nie zastanawiał się za bardzo nad tymi wizytami. Pan W. był dla niego miły, tak samo dla jego mamy. Zawsze nosił ciemne okulary i kapelusz, przez co Łukasz myślał, że jest kimś ważnym.

– Tylko nie mów tacie – mówiła zawsze jego mama, gdy już zajeżdżali pod dom.

– Dlaczego? – pytał, nie rozumiejąc.

Nie odpowiadała. Więc nie mówił.

Jego ojciec zresztą za wiele nie pytał. Wracał do domu przed nocą, szedł się myć i kładł się do łóżka. Tylko na weekendach miał czas, by porozmawiać z synem, ale Łukasz mówił mu o szkole, o książkach i filmach, przemilczając to, co trzeba.

Czerwone Kostki RubikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz