Rozdział V

61 6 2
                                    


Miley

Dzisiejszy poranek to jeden z tych trudniejszych w moim życiu. Z wiekiem moja tolerancja na alkohol stała się zerowa. Jeszcze „wczoraj" mój organizm regenerował się w ciągu kilkunastu godzin, a dziś jest czymś w rodzaju walki o przetrwanie. Powolnym krokiem udaje się do toalety, licząc, że prysznic chociaż trochę zmyje ze mnie zmęczenie z zeszłej nocy. Po porannej toalecie udaje się do kuchni, żeby sporządzić sobie napar Bogów, bo wiem, że tylko to sprowadzi mnie do stanu używalności. W kuchni czeka na mnie kartka od Nath.

W lodówce czeka na ciebie śniadanie. Pojechałam do rodziców na obiad, pochwalić się moim awansem. Buziaki :* Nath.

Postanawiam, że nie chce zmarnować tego dnia na użalanie się nad sobą i że chcę ten dzień spędzić na plaży. Patrzenie na fale, na morze, a jego bezkres daje mi niesamowity rodzaj wytchnienia. Każdy z nas ma jedno takie miejsce na ziemi, w którym potrafi złapać dystans oraz oddech, który pomaga nabrać sił.
Jazda tam zajmuję mi dwie godziny. Kiedy docieram na miejsce, najpierw udaje się do pobliskiej kawiarni, żeby wziąć herbatę na wynos, pogoda nas dzisiaj nie rozpieszcza, mimo że nie pada deszcz, jest dosyć zimno i pochmurnie tylko od czasu do czasu słońce wychodzi na powierzchnie tylko po to, by za chwile ponownie zaszyć się za chmurami.
Spacerując, rozmyślam nad ostatnimi latami mojego życia, nad tym, co mnie spotkało i ile udało mi się osiągnąć. Jestem z siebie dumna. Wydaje mi się, że udało mi się przepracować większość tego gówna. Zdaję sobie sprawę, że jest w mnie jeszcze jakaś część, która jest popsuta, ale wiem, że chyba taka pozostanie do końca.
Moje rozmyślenia zakłóca płacz, odwracam się, żeby zlokalizować osobę, do której należy ciche pochlipywanie. Mój wzrok koncentruję się na małej dziewczynce, po policzkach której płyną łzy. Zdaje się, że dziewczynka przewróciła się, ponieważ jej ubranie i małą twarzyczkę pokrywa piasek. Na pomoc dziecku rusza nieco starszy chłopczyk i otrzepuje ją, co nieco ją uspokaja, ale nadal jej z dużych przestraszonych oczu płyną łzy. Wreszcie do dzieci podchodzi dwoje dorosłych. Mężczyzna bierze dziewczynkę na ręce i przytula do swojej piersi, co ją uspokaja, natomiast kobieta całuje chłopczyka w głowę i delikatnie go głaszczę, a ja stoję jak zaczarowana. Odgrywająca się scena przede mną to odzwierciedlenie moich marzeń. Wydaje mi się, że jestem nowoczesną kobietą, dla której liczy się kariera, samorozwój i zabawa, ale czuje ciepło, a moje serce bije mocniej na myśl, że kiedyś to ja będę częścią takiego obrazka. Pragnę domku z białym płotkiem.

Cały dzień spędziłam na plaży, spacerując i objadając się przysmakami.
Zadzwoniłam też do mamy, żeby upewnić się, czy u niej wszystko w porządku. Opowiedziała o postępach mojej małej bratanicy i o bracie, który podobno aż kwitnie w roli ojca.
Zakodowałam sobie mentalną notatkę, żeby zadzwonić do niego w przyszły weekend.
Tęsknie za nimi, ale to jest moje miejsce na ziemi.
Przekręcając klucz, słyszę z mieszkania delikatną muzykę, co oznacza, że Nath wróciła od rodziców.Zastaję ją siedzącą w salonie przed komputerem.

-Twój pracoholizm zaczyna mnie przerażać- mówię do niej, odwieszając kurtkę na wieszak

-Muszę udowodnić tym wszystkim dupkom, na co mnie stać i to, że ten awans to nie źródło przypadku.

-Oczywiście, że to nie przypadek, tylko twoja ciężka praca i nie mówię tego, bo się przyjaźnimy. Tyle razy przyglądałam Ci się, jak zarywasz noce, żeby dokończyć jakiś projekt, jesteś niezwyciężona. -Mówiąc to, spoglądam jej w oczy i nie podoba mi się, to co widzę, bo na jej twarzy maluje się zwątpienie. -Hej co się dzieje, jeszcze wczoraj byłaś pewna tego wszystkiego?

-A co, jeśli nie dam rady, słyszałaś tego dupka wczoraj. Na moje miejsce już czeka kilka osób i liczy, że potknie mi się noga, nie wiem, czy dam rade...-mówi na jednym wdechu, a ja jej nie poznaje, gdzie się podziewa moja pewna siebie przyjaciółka, widzę, że ten idiota zasiał w niej wczoraj ziarenko niepewności. Kolejna jego wada, którą zapisuje w głowie do i tak już długiej listy.
-No co ty chyba nie więzłaś słów tego aroganta na poważnie?, wczoraj w windzie nazwał mnie prawie dziwką, a obie wiemy, że w tej kwestii jestem świętsza niż zakonnica. -udaje mi się wywołać chichot z jej ust, na co sama się uśmiecham.

-Wiem, że nie powinnam się tak tym przejmować, ale jeśli chodzi o prace, to on nie ma sobie równych. Rozumiesz Miley, jest najlepszy i nie dostał tego na złotej tacy mimo bogatych rodziców, do wszystkiego doszedł sam.

-I właśnie ten człowiek widzi w tobie potencjał, nie zapominaj, że to właśnie on dał ci szanse na prowadzenie tego projektu samodzielnie, udowodnij mu, że się nie mylił i że jesteś warta więcej niż myśli a ta kolejka, która czeka, aż podwinie Ci się noga, niech lepiej zmieni cel, bo ty jesteś najlepsza i oczywiste jest, że doprowadzisz to do końca.

-Masz rację, co ja w ogóle robię, użalam się nad sobą, podczas gdy powinnam cieszyć się sukcesem i pracować, żeby stworzyć coś najlepszego.


Wydaje mi się, że wątpliwości, które się w niej pojawiły, nie są tylko skutkiem wczorajszych słów jej szefa, ale także wizytą w jej rodzinnym domu. Popieprzona sytuacja rodzinna to kolejna rzecz, która nas łączy.

-Wróciła! Moja pewna siebie przyjaciółka jest tu z powrotem Alleluja! A teraz może wezmę trochę przykładu z ciebie i tez usiądę do pracy.-Mówiąc to, zmierzam do swojego pokoju, żeby chwile usiąść przy komputerze i popracować.

-Miley!!-krzyczy Nath
-Tak?
-Dziękuje, bardzo Cię kocham, wiesz?
-Wiadomo, nie ma tutaj nic, czego dałoby się nie kochać.-Odpowiadam,śmiejąc się.-Ja ciebie też Nath, Ja ciebie też...
Po przejrzeniu kilku emalii nadrobieniu papierkowej roboty mój żołądek daje o sobie znać, dlatego postanawiam, że to koniec pracy na dziś i zmierzam do kuchni.
-Nath zamawiamy coś? -krzyczę z kuchni. - Nie chce mi się nic gotować, w naszej lodówce jest, tylko światło a ja umieram z głodu.
-Pewnie-krzyczy-wyłaniając się ze swojej sypialnia w słodkiej piżamce w serduszka
-SEXY wdzianko-śmieje się, bo wszystko można o niej powiedzieć, ale nie to, że jest sexy — Spadaj, kochasz mnie taką, jaką jestem nawet w tym anty magnesie na facetów. Jest mi zimno, a to jest słodkie i puszyste poza tym masz taką samą, więc zdejmij ten głupi uśmieszek z twarzy.
-Jesteś zbyt nerwowa, znaczy, że ty też jesteś głodna, najszybciej będzie pizza, wchodzisz w to?
-No pewnie, z podwójnym serem brzmi jak marzenie.


Leżymy wraz z Nath na kanapie, objadając się pizza, beż żadnych wyrzutów sumienia związanych z ogromną ilością kalorii, jaką pochłaniamy. Wydając przy tym jęki zachwycania się jej smakiem.

-Miley oficjalnie to powiem Jesteśmy żałosne-wzdycha Nath

-Słucham? Naćpałaś się tym serem? -śmieje się, bo kompletnie nie rozumiem, co może jej chodzić, bo tej niezrównoważonej głowie.

-No spójrz, dwie samotne singielki leżą na kanapie w najbardziej żałosnych piżamach, na jakie je stać, objadają się pizzą, jęcząc zachwycone jej smakiem jakby co najmniej dostały orgazm życia. Kwintesencja żałosności o ile jest takie słowo, a nawet jak go nie ma, to powinni dodać je do słownika,a jako wyjaśnienie dodać nasze zdjęcie z tej właśnie chwili. -rozpacza Nath, na co reaguje śmiechem, bo dokładnie rozumiem, o co jej chodzi.

-Najgorsze w tym wszystkim jest to, że masz racje, ale spokojnie jeszcze nadejdzie dla nas ta chwila, À propos chwili czy twoje małe zauroczonko w pracy już ci przeszło?
Natalii jeszcze nie tak dawno „smaliła cholewki" do jednego ze swoich kolegów z działu niejakiego Logana.
-Totalnie tak, Logan to kutas a ja skończyłam z kutasami no może nie dosłownie, ale z facetami kutasami owszem. Natomiast na moim radarze pojawił się ktoś nowy.
-ACHH, aż boje się pytać o kogo chodzi i czym Ci zaimponował? Okrada staruszki? Zabija małe kotki a może pali kościoły? -moja przyjaciółka ma specyficzny typ mężczyzn, którzy ją pociągają. Oczywiście nie musze wspominać, że to nie kończy się dla niej zbyt dobrze.
-Oj przestań, miałaś okazje go ostatnio spotkać, w mojej pracy
Na jej słowa moje oczy robią się wielkie niczym spodki od filiżanki, bo w głowie ma aroganckiego dupka, przez którego musiałam nie tak dawno odbudowywać jej wiarę w siebie
-Serio? Jesteś większą masochistką, niż myślałam, koleś ma ego wielkości naszej planety, chociaż nie wiem, czy nawet ona byłaby w stanie je pomieścić. W dodatku wtedy przed klubem zachował się w stosunku do ciebie jak złamas, nie mówiąc o mojej sytuacji w windzie.-na moje stwierdzenie wybucha śmiechem, który powoduje, że w kącikach jej oczu pojawiają się łzy.

-Nie on wariatko!!-mówi, w dalszym ciągu chichotając jak mała dziewczynka-Ten koleś to wielka czerwona flaga, nawet ja ją widzę. Słuchając plotek,o nim w biurze wiem, że przez jego łóżko przewinęło się więcej kobiet, niż jestem w stanie sobie wyobrazić. -opowiada, wymachując rękoma i krzywiąc się przy tym lekko-- Poza tym on raczej nie wchodzi w związki, a mi za bardzo zależy na tej pracy, żeby wdawać się w biurowy romans z szefem. -stwierdza-
Mówiłam o jego koledze Ashtonie, był z nim na mojej prezentacji. Jest przystojny, w dodatku jest mega uroczy. Kiedy widział mój stres, kiedy przygotowywałam się do prezentacji, podszedł do mnie i zamieniliśmy kilka słów, które w delikatny sposób zakrajały o filtr. Dzięki jego żartom zeszło ze mnie ciśnienie. Będę współpracowała teraz z jego firmą, wątpię, żeby konkretnie z nim, bo jest prezesem, ale liczę na kolejne przypadkowe spotkanko.

-Już myślałam, że straciłaś wszystkie swoje szare komórki. Proszę Cię, tylko jedno uważaj, tacy kolesie to niekoniecznie coś dobrego.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że taką rade powinnam wystosować również w swoim kierunku.

DAJCIE PROSZE ZNAĆ CZY PODOBA WAM SIĘ MOJE OPOWIADANIE I CZY CHCECIE WIĘCEJ...


Moja zmoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz