Rozdział VII

60 8 2
                                    


Szepnij tylko słowo a będzie uzdrowiona dusza moja...

**********************************************************************************************************************************************************************************************

David

Ostatnio miałem wrażenie, że każdy dzień zlewa się w jedno. Brakowało mi tej adrenaliny, która czyni życie ciekawszym. Próbowałem ją sobie dostarczyć ryzykownymi inwestycjami na giełdzie, skokami z spadochronu, lataniem czy skakaniem z klifu wprost do oceanu, ale nie przynosiło to efektu. Cały czas czułem tą pustkę, ten niedosyt, poczucie, że czegoś mi brakuje, aż do ostatniego incydentu w firmie.

Zdecydowanie nie było to najszczęśliwsze ani najprzyjemniejsze spotkanie, ale zapaliło tą dawno zgasłą iskrę i wreszcie coś poczułem. W większości pewnie była to złość, irytacja i uczucie którego Sam nie potrafię nazwać ale miło było znowu tego zaznać.

Mimo, że obiecałem sobie, że wyrzucę tę kobietę z głowy jak nic nie znaczący incydent w moim poukładanym życiu to nie potrafiłem a może nie chciałem tego zrobić.

A teraz widzę ją przed sobą z przerażoną miną, na spotkaniu, które miałem sobie odpuścić.

Mój instynkt działa bez zarzutu.

Wciąż przed oczami mam naszą małą sprzeczkę z przed chwili w holu. Nie pamiętam by ktoś kiedykolwiek pozwolił sobie na takie słowa skierowane w moją stronę pomijając oczywiście rodzinę i przyjaciół. Nie zaprzeczę, że daje mi to pewien rodzaj satysfakcji i powiew świeżości.

-Dzień Dobry Państwu- Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymały mnie małe irytujące komplikacje-mówiąc to, patrzę jej w oczy. Nie mogę pozbyć się uśmiechu z mojej twarzy. Moja pracownica Susan myśli pewnie, że coś mnie opętało, ponieważ po pierwsze nigdy nie przepraszam tym bardziej za spóźnienie, którego nie ma. Doskonale zdaje sobie sprawę, że jestem pięć minut przed czasem. Po drugie uśmiecham się na oficjalnym spotkaniu, a to zdarza się jeszcze rzadziej. Podaje rękę na przywitanie mojemu rozmówcy.

-Och jest Pan punktualnie Panie Davidzie, jestem szczęśliwy, że osobiście zaszczycił Nas Pan swoją obecnością. Domyślam się, że jest Pan bardzo zajętym mężczyzną-mówi Patrick, którego poznałem jakiś czas temu przy okazji balu charytatywnego urządzanego przez moją siostrę. To właśnie dlatego zgodziłem się i kazałem zająć mojej dyrektorce finansowej pomocą. Przyznam szczerze, że dawno nie zainteresowało mnie działanie tego typu ośrodków, zazwyczaj kończyło się na wypisywaniu czeku z odpowiednią ilością zer, ale coś w tym człowieku i jego pasji kiedy opowiadał o pomocy zaintrygowało mnie na tyle, że postanowiłem osobiście się w to zagłębić.

-Chyba nie miałem okazji poznać Pana dzisiejszej towarzyszki-mówię na tyle głośno, że wspomniana kobieta odzyskuje rezon i budzi się z szoku.

Jej oczy strzelają w mnie piorunami, ma zaczerwienione policzki i Sam już nie wiem czy z zażenowania z całej sytuacji czy z złości na moją osobę. Chłonę te wszystkie emocje, odrywając wzrok tylko na chwilę, aby dyskretnie przywitać się z Susan.

-Gdzie moje maniery to Miley Jones, serce naszego ośrodka, osoba bez której nie wyglądał i nie funkcjonował tak dobrze.

-Bardzo mi miło Panią Poznać Panno Miley Jones-mówiąc to mocniej akcentuje jej imię i nazwisko a więc moja zmora ma imię, ten dzień nie mógł zakończyć się lepiej.-Jestem David Hariis,dyrektor naczelny, Miło mi Panią poznać.-Widzę na jej twarzy walkę samej z sobą kiedy podaję mi dłoń. Potrząsam nią lekko. Wciąż nie puszczając ręki, proszę moich gości aby zasiedli do stołu. Gdy moja towarzyszka wyrywa swoją dłoń, szepcze-Miley Jones, zagadka rozwiązana -robię to bardzo dyskretnie tak, żeby tylko ona słyszała.

Moja zmoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz