Rozdział XIV

50 3 3
                                    


Knucie intrygi nie jest czymś złym jest oznaką, chęci zwycięstwa...

****************************************************************************************************************************************************************

Jak tak dalej pójdzie wyląduje w szpitalu psychiatrycznym, mój układ nerwowy nie będzie w stanie znieść tych ciągłych rewelacji i niespodzianek. Podążając za kobietą jak mi się wydaje wprost do paszczy lwa nie mogę pozbyć się tego irytującego głosu z głowy, który jasno daje mi do zrozumienia, że ta seria przypadków jest jakąś złośliwą grą Davida.

-Panie Davidzie, Pani Miley Jones już jest.

-Zapraszam-mówi jakże dobrze mi znany głos. Kiedy wreszcie go dostrzegam uzmysławiam sobie, że na moje nieszczęście wciąż wygląda tak dobrze. Dziś ma na sobie trzyczęściowy garnitur w kolorze granatowym. Muszę przyznać choć niechętnie, że prezentuję się w nim zdecydowane za dobrze. Nie każdemu mężczyźnie pasuję taki styl, ale on wygląda jakby był stworzony dla niego. Dobrze dobrana kamizelka u mężczyzn jest czymś na czym zdecydowanie warto zawiesić oko i wywołuje małe łaskotanie na dole mojego brzucha.

-Witam, miło mi znowu Cię widzieć, mam nadzieje że nie przeszkadza Ci ta mała zmiana planów, ale poczułem się osobiście zaangażowany w ten projekt i chciałbym w nim uczestniczyć od początku do końca nie pomijając żadnych etapów.-mówi wpatrując się wprost na mnie. Nie czuję się z tym zbyt dobrze, ale staram się nie okazywać swoich słabości. Przyszłam tu z konkretną misja i jeśli będę musiała przebrnąć przez spotkanie z nim to to zrobię.

-Oczywiście rozumiem.

-Kim możesz Nas zostawić- rzuca do swojej asystentki, nawet na nią nie patrząc. Kobieta obdarza mnie jeszcze czujnym spojrzeniem i zostawia nas samych.

-Proszę siadaj-wskazuję na jedno krzeseł znajdujących się przy ogromnym stole. Nie umyka mi chłód bijący z wystroju jak się zdaję jego gabinetu. Podobnie jak na w holu utrzymany jest w trzech kolorach bieli, czerni i złota.

-Dziękuje mówię kiedy odsuwa dla mnie krzesło.

-Napijesz się czegoś?

-Nie dziękuje, może przejdziemy od razu do rzeczy. Nie ukrywam, że chciałabym dowiedzieć się więcej- mężczyzna unosi lekko prawą brew i uśmiecha się lekko w charakterystycznym dla siebie stylu. Jednak nic nie mówi siadając naprzeciwko. Cisza utrzymuję się na mój gust zbyt długo, ale on jak się zdaje nie zamierza jej przerwać wciąż się wpatrując w mnie.

-Zamierzasz przejść do omówienia planu, czy będziemy tak milczeć?

-Chciałem sprawdzić czy wciąż tam jest?-mówi zagadkowo, a ja zastanawiam się czy się czegoś nie naćpał, o czym on mówi?

-Kto jest ?

-Mała zmora którą spotkałem w windzie i przed budynkiem Press kiedy wylała mi kawę na garnitur. Na wczorajszym spotkaniu Patricka byłaś taka spokojna i wycofana, miałem wrażenie, że to nie ty. Dzisiaj też zachowujesz się dziwnie.

-Mała zmora?-pytam zaciekawiona, ale o dziwo nie urażona tą nazwą-Jestem tą samą osobą Davidzie, ale jak zdążyłeś zauważyć zależy mi na mojej pracy więc na spotkaniach z nią związanych staram zachować profesjonalizm. Tu nie chodzi o mnie, tylko o ludzi, którzy mają już wystarczająco ciężko w życiu i jeśli moje ugryzienie się w język sprawi, że im pomogę to zrobię to z największą przyjemnością.

Moja zmoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz