Wieczorna pora gdy słońce już ku zajściu się zbliża,
W obliczu leśnego amoku otacza mnie delikatnie szumiąca cisza,Każdy szmer maleńki, krok mój czy oddech płytki,
Powoduje, że wracać chcę spowrotem krokiem szybkim,Hipnotyzująca zieleń jednak mnie zniewala,
Opuścić zaczarowanego naturą miejsca nie pozwala,Stojąc w bezruchu rozglądam się dokoła,
Z tyłu głowy słyszę cichy szept - ktoś mnie woła.Zaprasza dalej wgłąb siebie,
Mówiąc, że nie będę chciał opuścić lasu, że będzie mi tu jak w niebie,
Bezmyślnie kroczę za szeptem kuszącym,
Tak wspaniałym tonem szepcze... delikatnym, kojącym,Wkraczam w coraz ciemniejsze leśne sfery,
Nie ruszają mnie już żadne szmery,
Dotrzeć do źródła szeptu mózg mi każe,
Wierzyć chcę, że szept drogę do szczęścia mi ukaże,Ostatnie słońca promienie zniknęły za moimi plecami,
Szept ucichł, zostawił mnie samego między dwoma pustymi drzewami.Wybudzając się z tego amoku,
Zrozumiałem, że znów zabłądziłem słuchając wyimaginowanego obłoku,
Myślałem, że będzie tym, co da mi zapomogę,
Jednak z własnej głupoty znów zgubiłem powrotną drogę.
CZYTASZ
Szaro, buro i ponuro - zbiór wierszy
PoetryWiersze - o ile wierszami można je nazwać. Bardzo monotematyczne