❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜
Właśnie byłem prowadzony przez dwóch Umarlaków po tunelach ich podziemnej bazy pod Vinewood. Wyglądała trochę jak Arcade, ale po tym, jak skręciliśmy w jakiś korytarz i zobaczyłem wiele drzwi zmieniłem zdanie.
Całość wyglądała na luksusową, a przynajmniej takie sprawiała pierwsze wrażenie; czarne, matowe i lekko chropowate ściany, niebieskie światła na suficie i panujący tu chłód wprowadzał mroczny klimat. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się zobaczyłem, że przez naturalne czynniki ze ścian odpadała farba, a w niektórych miejscach nawet i tynk.
Dodatkowo z jednego z pomieszczeń przez szparę wypływała spora kałuża krwi. Spojrzałem na nią z małym przerażeniem. Współczuję temu, kto tu stracił życie.
Byłem tu zaledwie kilka minut i całe to miejsce zdążyło mnie przerazić. Obudziłem się jeszcze w samochodzie przez pulsujący ból głowy, w którą oberwałem. Byłem związany i siedziałem na tylnej kanapie jakiegoś samochodu, który pędził przez autostradę. Wtedy nagle zjechał w krzaki, przez co myślałem, że wypadł z trasy, ale było to zupełnie celowe. Właśnie w nich było wejście do ich miejscówki. Tych jebanych Umarlaków.
— Przestań się tak szarpać. — warknął jeden z nich, mocniej zaciskając palce na moim ramieniu.
Skrzywiłem się, gdy naruszył jeszcze niezagojoną ranę. Mimo ich ostrzeżeń nie odpuściłem i wciąż się szamotałem, chociaż wiedziałem, że nie mam żadnych szans się uwolnić.
Wprowadzili mnie do jednego z większych pomieszczeń. Ku mojemu zaskoczeniu były tu wszystkie porwane osoby. Nie spodziewałem się, że będą mnie trzymać z resztą, spodziewałem się, że od razu zaczną mnie torturować czy w inny sposób zechcą mi odebrać życie.
Momentalnie wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a rozmowy ucichły.
— Zakshocie, przyprowadziliśmy wam lidera! — zawołał z szyderczym chichotem były Spadiniarz. To nie wróżyło nic dobrego. — Było go łatwiej porwać niż myśle... CZY TY MOŻESZ SIĘ WRESZCIE KURWA USPOKOIĆ?!
Po tych słowach za ciągle wiercenie się uderzył mnie kolbą karabinu w brzuch z taką siłą, że aż zmiękły mi nogi. Stęknąłem cicho i zaniosłem się kaszlem. Zostałem pchnięty do przodu tak, że upadłem na kolana, po czym obaj, już na dobre wkurwieni mężczyźni wyszli. Od razu podszedł do mnie Vasquez i przy mnie kucnął.
— Wszystko okej? — spytał cicho.
Pokiwałem głową, łapiąc oddech. Rozwiązał moje spętane z przodu ręce, za co byłem mu wdzięczny.
Ukradkiem otarłem krew z kącika ust i rozejrzałem się po zebranych. W jednym kącie pomieszczenia w kółeczku siedzieli policjanci, obok nich kryminaliści. Kawałek dalej rozmawiali ze sobą zwykli cywile, unikając całej reszty.
Podszedłem do kółeczka Zakshotu. Był tu Dia, David, Labo, Vasquez i kilka mniej ważnych osób. Poczułem przypływ smutku, gdy przypomniałem sobie o śmierci Lucasa.
— Ej, jak cię porwali? — nagle spytał mulat.
— Jak wychodziłem z apartamentowca to oberwałem czymś w głowę i mnie zabrali. — mruknąłem. — A właśnie, co z Montanhą?
CZYTASZ
It's okay • MORWIN (NIE CZYTAĆ/W TRAKCIE EDYCJI)
FanficODRADZAM CZYTANIE, KSIĄŻKA JEST W EDYCJI DO CZASU NIEOKREŚLONEGO!! Pewnego dnia Dorian wyznaje Erwinowi swoje uczucia. Siwy sam nie wie, co do niego czuje, raczej jest to braterska więź, ale zgadza się na związek. Jednak wkrótce przekonuje się o dł...