Co nas wkurza w fantasy?

71 4 3
                                    

Przeglądając rankingi w kategorii fantasy nie trudno zauważyć wiele kolejnych, powtarzających się motywów. W tym rozdziale opowiem, co mnie denerwuje w książkach fantasy na Wattpadzie (czyli będzie kolejna porcja mojego narzekania xD). Oczywiście wy również możecie się wypowiedzieć w komentarzach, co z kolei was wkurza w takowych tekstach ;) 

O toksycznych związkach i sztampowych postaciach już się wypowiedziałam w poprzednich rozdziałach. Kolejne, co oczywiście mocno się rzuca w oczy, to wałkowanie tysięcznych szkół magii. Fakt faktem, iż sama napisałam książkę, która jest szkolniakiem fantasy, którą zresztą próbuję choć odrobinkę wybić. Ale od początku zdawałam sobie sprawę z tego, że szkolniaków na platformie nie brakuje i jest ich istne zatrzęsienie. Dlatego starałam się, by moja szkoła była jedyna taka. Nie jest to typowa placówka ucząca magii i to tyle, ale uczelnia, którą właściwie można nazwać "szkołą talentów". Kilka ras wymyśliłam sama, fabuła skupia się nie tyle na szkole, co całym otaczającym świecie, a opowieść ma kipieć magią, fantastyką, akcją i ukrytą intrygą. Takie książki potrafią zaciekawić i wnieść coś oryginalnego do popularnego schematu. Niestety wielu pisarzy idzie zwyczajnie na łatwiznę i oczywiście stworzenie kolejnej zwykłej szkoły, mocno wzorowanej na Hogwardzie, jest prostsze i wymaga mniej wysiłku. Co spoglądam na spis szkół fantasy, wciąż tylko przewijają się tytuły typu: "Szkoła Magii", "Akademia Magii", "Szkoła Żywiołów" itd. itp.. Widzę, że naprawdę ludziom ciężko sięgnąć po coś bardziej oryginalnego... Nie mówiąc już o tym, że mamy już dwie szkoły magii, które nawet się wydały na papierze. Nie sądzicie, że jest już takich książek zwykły przesyt? Samej mnie zaskoczyło, iż taki bum nagle wyskoczył na ten motyw i jeszcze trudniej mi wyróżnić moją szkołę. Nagle każdy chce pisać o magicznej szkole ;p Była jedna nawet osoba, która miała na tyle tupet, że przeczytała pierwszy rozdział mojej "Białej Lilii", po czym natychmiast poleciała i prawie splagiatowała moją książkę. Stworzyła identyczną bohaterkę i prawie taką samą szkołę i jeszcze miała czelność zaproponować mi swoje dzieło do przeczytania. Od razu ją zablokowałam, by niczego więcej nie skopiowała i to poskutkowało. Potem zauważyłam, że jej "plagiat" stanął w miejscu i nic więcej w nim nie napisała. Od czasu do czasu widuję jak inni pisarze chyba inspirują się moją książką i jeszcze kilka razy przyuważyłam w tekście te same elementy, co znajdują się u mnie. Mam mieszane dość odczucia, gdy to widzę, jednakże nie przeczę, iż niełatwo o to by pewne rzeczy się nie powtarzały, gdy mamy tak wiele książek na ten sam temat czy nawet zbliżony. Moja Lilia sama była inspirowana pewną książką, która się wydała, choć to takie szambo, że głowa mała. Tak więc o ile to nie jest jawny plagiat, każdy z nas przymyka na pewno oko na takie podobieństwa. 

A więc wracając, wszechobecnych szkół magii jest wiele, choć duże wzięcie mają również szkoły wampirów. Niestety i tu również można zauważyć powtarzające się elementy, nie mówiąc już o tym, iż w kanonie wampirów mocno dominują toksyczne romanse i erotyki. Jak wspomniałam w rozdziale o Garym Stu, natychmiast widzimy w takich szkolniakach bohaterkę musowo zakochującą się w seksownym wampirze i proponująca mu, by ten ją ugryzł, bądź sama jest świeżonarodzonym wampirem i również zakochuje się w innym wampirze, który odgrywa rolę samca alfa. Kiedyś próbowałam przeczytać jedną książkę o szkole dla wampirów i początkowo wydawała mi się ciekawa. Początek był interesujący i wciągający, a bohaterka nie była żadną Mary Sue, a nawet wręcz nie wyróżniała się totalnie niczym. Jednakże ugryziona w pubie przez wampira, była zmuszona pójść do takowej szkoły, aby nauczyć się żyć jako przedstawicielka tejże rasy. Niestety autorka obrała zupełnie inny kierunek niż myślałam swojej książki i nie dość, że im dalej czytałam, tym robiło się coraz bardziej wulgarnie i mdło, to jeszcze postanowiła dokleić tam sceny erotyczne (nie ma to jak bara-bara w szkole, no nie?). Ech, szkoda, bo jej opowiadanie dobrze rokowało, gdyby nie te elementy. 

Dalej, jak wspomniałam wyżej, baaardzo uwielbianym elementem są cztery żywioły, które symbolizują, jak wiemy, fundamenty magii. Okej, zgadzam się co do tego, iż w każdej fantastyce bez wyjątku występuje coś, co się odnosi do ów żywiołów. Czy to bohater, władający magią ognia, czy królestwo, które bazuje na magii wody. O ile jest to bardzo magiczne i pobudzające niewątpliwie wyobraźnię, o tyle znów już jest tego zbyt dużo. Co druga książka fantasy to ciągle tylko coś o żywiołach, szczególnie tych czterech, bo trzeba zaznaczyć, że chyba pisarze nie zbyt rozumieją, iż dziedzin magii może być tysiące, niektóre tak wymyślne i oryginalne, że nawet z trudem można się domyśleć, od którego fundamentu pochodzi ów magia. Takim świetnym przykładem jest choćby anime "Black Clover", gdzie autor właśnie trafnie zrozumiał, iż rodzajów magii może być w nieskończoność wiele i widzimy takie dziedziny jak: magię popiołu, metalu, rtęci, przestrzenną czy nawet związaną z... malowaniem pędzlem. Wyobraźnia twórców nie ma tu granic, ale rzecz jasna lepiej napisać tysiączną książkę o magii czterech żywiołów i sprawa załatwiona. W końcu im mniej wysiłku, tym lepiej...

Kolejną rzeczą, którą z pewnością wszyscy czytający fantasy zauważyli, jest motyw przymusowej miłości w książkach o wilkołakach. Może nie znam się za bardzo akurat na tej kategorii fantasy, ale męczące są już te wszystkie tytuły o mate, alfach, betach, omegach i innych dziwach. Zastanawia mnie, czy naprawdę o wilkołakach można pisać jedynie w taki słaby sposób, zamiast wymyślić coś bardziej oryginalnego? Partner, który jest przeznaczony, znowu ta miłość od pierwszego spojrzenia, która jest zwykłą bzdurą, a jeszcze jeśli te całe mate jest wzorowane na wpojeniu ze sagi Zmierzch, to to jeszcze dalej odbiega od prawdziwej miłości. Wybaczcie, ale trudno mi uwierzyć w taką miłość, gdzie zupełnie obcy sobie ludzie w czarodziejski sposób zakochują się w sobie, a w Zmierzchu wyraźnie zostało jeszcze podkreślone to, iż owe uczucie jest bezgraniczne nawet, gdy partner leje partnerkę po mordzie. Taa, rzeczywiście piękna miłość... Ale luzik, pewnie nie mnie się wypowiadać, skoro książki o tym całym mate srate wbijają po 300 tysięcy wyświetleń...

No i można by poruszyć przy okazji tu fanficki fantasy, gdzie przeważa setka książek o Harrym Potterze oraz popularnych anime. Już nawet nie będę wdawać w szczegóły, bo i tak wszędzie mamy powtarzające się, słabych lotów treści, choć w tej kategorii natychmiast rzucają się w oczy wszechobecne yaoi. Nie mam nic do lgbt w realnym świecie, ale istne załamanie bierze, widząc, że ludzie uwielbiają z oryginalnych postaci robić yaoi i yuri, choć takowe nie występują normalnie w kanonie. Nie wiem już sama, co bardziej mnie mdli: BakuDeku czy Drarry... Jest tego dużo za dużo, jest tym przesyt i rzucają się nachalnie z każdej strony. W efekcie odnoszę wrażenie, że pomału skutek jest odwrotny do zamierzonego. Podczas gdy w prawdziwym świecie autentyczni przedstawiciele lgbt mogą być fajnymi ludźmi, w książkach panuje moda na zwykłe wygłupy nastoletnich maniaczek yaoi i kolejne porcje szambowej erotyki. Trudno potem się dziwić, iż lgbt jest postrzegane coraz gorzej zamiast lepiej...

Napisanie dobrej książki fantasy z pewnością nie jest łatwe, ale ten gatunek daje tak wielkie i nieskończone pole możliwości, że spokojnie można wybić się w obecnym rynsztoku czymś oryginalnym i niepowtarzalnym. Wystarczy trochę bardziej się przysiąść niż pisać byle co, byle zgarnąć 100 tysięcy wyświetleń. Stworzyć piękne światy, wspaniałe postacie czy akcję zapierającą dech w piersiach. Im bardziej oryginalny pomysł, tym lepiej. Obecnie zauważyłam, że mamy modę na klimaty słowiańskie. Mnóstwo takich książek pojawia się codziennie na platformie. Ja nie jestem ich fanką, ale już to jest coś nowego. Fantastyka w końcu ma na celu oderwać od szarej rzeczywistości. A więc dobrze napisana książka z pewnością ten cel wypełnia z nawiązką. 

Jak NIE pisać książek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz