Rozdział 17

40 0 0
                                    

-Mogę pojechać z wami? -Spytałam nieśmiało.
Zielony ninja spojrzał ukradkiem na mistrzynię wody, jakby się wahał.
Może to faktycznie nie był dobry pomysł?
Nie znam żadnych sztuk walki, ani nie umiem posługiwać się bronią, a na takiej wyprawie napewno nie obejdzie się bez walki.
Byłabym tylko ciężarem.
-Przepraszam, nie pomyślałam. -Westchnęłam.
-Ale ona jako jedyna zna dokładnie Lavę i jej plany. Na dodatek ma sporą wiedzę na temat tego całego stowarzyszenia smoków, czy jak to tam. -Stwierdził Cole, drapiąc się po szyi.
- Nie pamiętasz co zrobili Kai'owi?! - Lloyd ze złości machnął ręką, niechcący z hukiem uderzając o stół.
-Kurwa. -Burknął, a ja nie umiałam powstrzymać śmiechu.
-Sory. -Dodałam, kiedy już się ogarnęłam.
-Dobra, w takim razie możesz jechać z nami do klasztoru, później ustalimy. -Stwierdził zielony ninja, ignorując mój chichot.
Od razu pojawił mi się banan na twarzy. Przeszedł mnie taki dziwny dreszczyk emocji, jakbym spełniała właśnie swoje największe marzenie.
A przecież nigdy nawet nie myślałam o tym, żeby spotkać zielonego ninje.

W podskokach wybiegłam z klubu, chcąc obejrzeć dokładnie wszystkie nowoczesne pojazdy.
Przed wejściem zaparkowany stał czarno - zielony sportowy samochód.
Nie znam się na takich rzeczach, ale wyglądał na szybki.
Pewnie należał do mistrza energii.
Obok dostrzegłam granatowy, błyszczący motor, którym zapewne przyjechał ninja piorunów.
Później wytrzeszczyłam oczy na widok szaro- niebieskiego odrzutowca Zane'a, i czarnego quada ninja ziemi.
Nya wskoczyła do swojego luksusowo wyglądającego samochodu w odcieni błękitu, i odpaliła go.
A ja nadal stałam jak słup soli i przypayrywałam się temu wszystkiemu.
Dla nich to pewnie nic wielkiego. Cholernie drogie pojazdy, ubrania, portfele po brzegi wypełnione kasą. Ja niestety nie mam tyle szczęścia.
Nie mam mocy żywiołu, przyjaciół, nawet rodziców nie posiadam.
Jedyne co mi zostało, to rodzinne mieszkanie w jednym z bloków naprzeciwko klubu karaoke. Ledwo stać mnie na jedzenie i ciepłe ubrania, co dopiero rachunki i te sprawy.
I pewnie głównie przez to nie mam przyjaciół.
- To wszystko... wasze? -Spytałam, nie przyzwyczajona do luksusu.
-Tak. -Odpowiedział Lloyd.
- Nie jest Ci zimno? -Spytał, zauważając że jestem ubrana w cienki T-shirt.
Jest.
Jest, i to strasznie.
Zamarzam na kość.
- Nie, jest idealnie. -Uśmiechnęłam się, próbując wyglądać autentycznie.
Nie wyglądałam, a zielony ninja to wyczuł. Zauważył, że trzęsę się z zimna.
Stres zżerał mnie od środka.
I co teraz?
- Nie umiesz kłamać. -Zaśmiał się, po czym rozwiązał czarny pas swojego kimona i zdjął z siebie jego górną część.
-Trzymaj.
Wzięłam je do ręki. Przez chwilę wahałam się, czy napewno powinnam to założyć.
A co jeśli pobrudzę? Albo zniszczę?
Pewnie Lloyd ma takich ze sto w swojej szafie.
Przecież on nie jest mną. Nie musi martwić się o każdy skrawek swoich ubrań. Nie musi się bać, że w nocy będzie mu zimno.
-Dz... Dzięki. -Wyjąkałam, wciąż się wahając.
-Spokojnie, nie gryzę. -Uśmiechnął się przyjaźnie po czym wsiadł do auta i zapisał pas.
I wtedy zorientowałam się, że jestem czerwona na twarzy.
Boże, Rose, ale wstyd.
-No wsiadaj! -Zawołał zielony ninja, który miał na sobie teraz tylko biały T-shirt.
Szybko założyłam nieco za duże na mnie ubranie i wsiadłam do auta.
Po chwili maszyna głośno mruknęła i ruszyliśmy.

Chyba nigdy nie jechałam tak szybko.
Lloyd chyba zauważył moje zamieszanie i zaśmiał się pod nosem.
-Szybko, co? A wiesz że razem z kumplami startowałem w wyścigu samochodowym?
Pokręciłam głową.
-I co, kto wygrał?
-Oczywiście że my!
Uśmiechnęłam się.
-A tak w ogóle, jak masz na imię?
-Rose.
Pokiwał głową.
-Mnie chyba znasz, co nie?
-Każdy cię zna.
Zapadła cisza.
Nie wiedziałem dlaczego, ale Lloyd posmutniał.
-Opowiesz mi więcej o twojej przyjaciółce?
Skinęłam głową.
-Obiecałam jej, że nikomu nie powiem, ale... Nie chcę, żeby jej plan się powiódł. To chore! Jeśli tego szybko nie zakończymy, wszyscy podniesiemy skutki.- Westchnęłam, a on słuchał dalej.
Fajnie było móc się tak komuś wygadać, wiedząc że ten ktoś cię słucha.
To było coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.
- Lava ma 27 lat, a ja 20. Wiem, duża różnica.
-E, nie ma problemu. Pomiędzy mną a Kai'em jest pięć lat różnicy.
- No właśnie, co z nim? Nie przyjechał z wami? -Wtedy dotarło do mnie, że nie ma z nami mistrza ognia.
-Chciał jechać, ale mu zabroniliśmy. Po walce z Łowcą ma nieco... chorą rękę.
-A, okej. No więc, z tego co mi wiadomo, Łowca odbierał moce smokom za pomocą jakiejś magicznej laski.
Lloyd przytaknął. Chyba Lava już im trochę wytłumaczyła.
-Tak, Kai zniszczył tę laskę.
-Dobre i to. Czyli Łowca nie żyje?
- Nie.
-Jeszcze lepiej. Wiecie już, że Lava może wkraść się do czyjejś głowy?
-Oł... To... Musi być okropne? Coś tam widziałem, jak czytała w myślach Kai'a, ale nie przypuszczałem, że mogłaby wykorzystać to wbrew czyjejś woli.
-Ten cały Kai chyba nie ma za dużo szczęścia, co?
Lloyd pokręcił głową.
- Nie był zadowolony, kiedy musiał zostać w domu. Jest ode mnie starszy, a czasami zachowuje się jak dziecko.
Wzruszyłam ramionami.
-Jesteśmy na miejscu.

Secrets of the Fire Master Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz