Rozdział 13

50 1 0
                                    

*z perspektywy Kai'a*

Myślałem, że wszystko będzie już w porządku.
Zniszczyłem berło Łowcy Smoków, ale oni chcieli czegoś więcej.
Chcieli się zemścić.
Związali moich przyjaciół, podpalili klasztor i chcieli pozabijać nas wszystkich.
Nie mogłem pogodzić się z faktem, że Jay, Nya, Cole, Lloyd i Zane zginą, i to z mojej winy. Chciałem wziąć cały ten ból na siebie, mogłem oddać im ten cholerny ogień na początku bitwy.
Okropnie tego żałowałem.
Ale było już za późno, laska była zniszczona. Teraz pozostało mi tylko walczyć za moich przyjaciół, bo przecież oni zrobiliby to samo.
Stałem na tym pieprzonym dachu, nie wiedziałem co mam robić.
Z dołu krzyczeli do mnie wojownicy w czarnych pelerynach, a Łowca powoli wspinał się w moją stronę. Kątem oka widziałem, jak Lloyd i reszta mnie obserwuje.
Oni na mnie liczyli.
A ja ich nie zawiodę.
Byłem gotów nawet zginąć, pod warunkiem że ich wypuści, mogłem się poświęcić.
Ale to nie dałoby nic.
Łowca nie uwolni ich teraz, kiedy pokonaliśmy dziesiątki jego wojowników i zniszczyliśmy laskę.
Nie podda się tak łatwo.

Staliśmy oboje na dachu klasztoru, od stóp do głów mierząc się wzrokiem.
Rzuciłem Łowcy wrogie spojrzenie, przygotowując już w rękach dwie ogniste kule.
Typ wydawał się teraz być bezbronny.
Nie miał berła, broni, ani mocy żywiołów.
Myślałem, że go pokonam, dopóki Łowca nie sięgnął ręką pod pelerynę i nie wyciągnął spod niej noża.
No i czar prysł.
Wyjąłem miecz i nie przestawałem być czujny.
I opłaciło się, bo Łowca spróbował zaatakować mnie z zaskoczenia, ale najwyraźniej nie wyszło, bo w porę odwróciłem się i zablokowałem atak. Schyliłem się, tym samym unikając noża, po czym użyłem spinjitzu i popchnąłem go tak, żeby spadł z dachu.
Łowca w ostatniej chwili chwycił się rękami dachu. Zatrzymałem się na chwilę I spojrzałem, jak zwisa bezwładnie nad przepaścią.
Stałem nad nim.
Moje ręce wciąż płonęły, a ja wycelowałem kulą ognia w jego stronę. Łowca Wrzasnął z bólu i puścił się jedną ręką.
Przez chwilę miałem przewagę, ale później chwycił mnie wolną ręką i pociągnął w dół.
Spadałem razem z nim.
Chyba myślał, że to mnie pokona.
Źle myślał.
Wtedy użyłem airjitzu i gładko wylądowałem na ziemi, podczas kiedy on z hukiem spadł na plecy.
Łowca szybko się podniósł i zrobił coś, czego nie przewidziałem.

Poczułem nagły przypływ bólu w prawym ramieniu.
Upadłem na ziemię krzyknąłem.
Spojrzałem na bolące miejsce i zamarłem, kiedy zobaczyłem w nie wbity nóż.
-Nie! -Gdzieś w oddali usłyszałem przerażony krzyk Nyi.
Zakręciło mi się w głowie, nie mogłem wstać.
Po chwili na ziemi pojawiła się niewielka plama krwi.
Nóż tamował krwawienie.
-Kai, nie wyciągaj tego! -Krzyknął Lloyd.
Nie miałem innego wyjścia.
To była jedyną broń.
Chwyciłem za nóż i szybko go wyjąłem.
Cholera, bolało.
Bolało niemiłosiernie.
Ale to bylo jedyne rozwiązanie.
Burgundowa maź od razu przesiąkła moje ubranie.
Boże, jak to piekło.
-Nie! -Wrzasnął Cole.
Było już za późno.
Trzymałem w ręce całą czerwoną od krwi broń, a po chwili Zdecydowałem się na kolejny ruch.
Łowca wisiał nademną, a ja bez zastanowienia przejechałem nożem po jego gardle.
Sam nie wiedziałem już, czyją krwiął miałem ubrudzone oczy.
Przetarłem twarz rękawem i z trudem podniosłem się na nogi.
Spojrzałem na Łowcę Smoków, który próbował wydobyć ostatni oddech.
Plama krwi stawała się większa z sekundy na sekundę.
Zapomniałem już nawet o swojej ranie.
Wojownicy wystraszeni zaczęli wycofywać się w stronę wyjścia z klasztoru.
Nie próbowałem ich już zatrzymywać.
Znów chwyciłem za nóż i poleciałem w stronę przyjaciół najszybciej jak potrafiłem po czym przeciąłem liny, którymi byli związali.
-Nic wam nie jest? -Spytałem, ręką wciąż trzymając za ranę.
Nie czułem już nic.
Ból jakby wyparował, kiedy dotarło do mnie, że wygraliśmy.
Że moi przyjaciele są bezpieczni.
Że Smoczej wiosce nic już nie zagraża.
Nastąpiła ogłuszająca cisza, a później wszyscy skierowali wzrok na moje ramię.
-Matko, twoja rana! -Nya rzuciła się w moją stronę.
I wtedy właśnie dotarło do mnie, co się właśnie stało.
Spojrzałem na martwego Łowcę, leżącego na ziemi w ciemnej plamie krwi.
-Kurwa... Zabiłem go.
-No, sam sobie na to zasłużył. -Burknął Cole.
Nya użyła swojej mocy, by ugasić resztki płomieni.
-Chodźmy do środka, trzeba natychmiast ogarnąć tą ranę.
Skinąłem głową.

Dobra przepraszam że tak brutalnie ale ta bitwa musiała się jakoś skończyć XDD

Secrets of the Fire Master Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz