Rozdział 11-Immortels Association & Société de la mort

47 0 0
                                    

ALEX

-Papiery są tam, gdzie ustaliliśmy – poinformowała, kiedy tylko zjawiłem się w kuchni.

Musieliśmy działać zgodnie z planem. Stopniowo będziemy wychodzić na zewnątrz, a wtedy wygramy. Wygramy najcenniejszy skarb. Skarb, w którego posiadaniu chciał znaleźć się każdy. Skarb, który należy do mnie.

VALERIE

To dziś. Właśnie nastał dzień, w którym mieliśmy zacząć poszukiwania. Możliwe, że dowiem się czegoś, zdobędę chociażby najmniejszą informację na temat działalności moich rodziców. Nie wiedziałam czy byłam podekscytowana, czy przerażona.

Był weekend, więc spałam dość długo, kiedy się przebudziłam rodziców nie było już w domu. Kilka godzin temu wylecieli na jakieś spotkanie do Francji i wrócą dopiero jutro. Było to dla nas ułatwieniem, ponieważ nie było szans, aby nas przyłapali.

Wzięłam szybki prysznic, wykonałam codzienny makijaż i narzuciłam na ciebie dżinsy oraz top z długim rękawkiem, ponieważ mieliśmy już jesień.

Zbiegłam na dół, gdzie siedzieli już Aaron i Alex. Chłopa mieszkał u nas już tydzień, więc zdążyłam przyzwyczaić się do jego obecności. Nie zmienia to jednak faktu, że nie byłam w stanie patrzeć na niego jak kiedyś. Za każdym razem przez głowę przechodziły mi różne myśli. Analizowałam każde jego zachowanie, każdy najmniejszy ruch i słowa kierowane w moją stronę.

Wszystko, czego dowiedziałam się podsłuchując rozmowę Evelyn, zasiało straszny zamęt w mojej głowie.

- W kuchni masz naleśniki, idź je zjeść. W tym czasie wszyscy zdążą przyjść i zaczniemy działać – powiedział Aaron, a na moją twarz wkradł się grymas. - Co jest?

-Prędzej się zrzygam, niż cokolwiek zjem. Za bardzo się stresuję.

Wcale nie musieliśmy długo czekać, ponieważ dosłownie pięć minut po naszej rozmowie, drzwi wejściowe się otworzyły, a w salonie pojawiła się cała ekipa.

Wszystko było idealnie, mieliśmy wejść do biura moich rodziców i przeszukać szafki. Jednak już na samym początku napotkaliśmy problem. Ogromny problem. Gabinet był zamknięty na kluch, a żadne z nas nie wiedziało, gdzie mógłby się on znajdować.

W kuchni znajdowała się szuflada, do której wkładane były wszystkie klucze. Aaron i Naomi wzięli się za jej przeszukiwanie, a Alex próbował otworzyć je w inny sposób.

-Macie w domu nożyczki? - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi. Pokiwałam twierdząco głową, wciąż zastanawiając się, co zamierza zrobić. - Przynieś je.

Pobiegłam do pokoju i chwilę później wróciłam z nożyczkami w ręce. Podałam je chłopakowi i uważnie obserwowałam jego ruchy. Nagle zamek puścił.

-Chyba nie chcę wiedzieć – powiedziałam przechodząc przez drzwi. Brunet jedynie uśmiechnął się na moje słowa, które zapewne odebrał jako komplement.

Po chwili wszyscy znaleźliśmy się w pomieszczeniu. Na środku stało biurko, które było oświetlane przez małą lampkę stojącą na jego brzegu. W pomieszczeniu nie było okiem, a lampka była jedynym źródłem światła, które byliśmy w stanie włączyć. Z sufitu zwisały lampy z pięknymi żyrandolami, jednak nigdzie nie było włącznika.

Przy każdej z czterech ścian stały regały, które po brzegi wypełnione były książkami. Na niektórych półkach stały też nasze rodzinne zdjęcia.

Najpierw musieliśmy zaleźć włącznik świateł. W tym celu zaczęliśmy przeszukiwać wszystkie ściany za regałami. Kiedy tam ich nie znaleźliśmy, pomyślałam, że muszą znajdować się w jakimś nieoczywistym miejscu. Tak, jak w serialach książki, które otwierają tajemne przejścia.

Dancing with deathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz