Lina i jej znajomi nie wybierali się na Pola Marsowe. Oznajmiła, że nie ma sensu się tam pchać, że zawsze są tam hordy ludzi z okazji święta. Niemniej, podobnie jak Tymon, zachęcała Romę, żeby sama się wybrała. Podobno będąc po raz pierwszy w Paryżu na czternastego lipca trzeba koniecznie to zrobić.
– Est-ce que c'est vrai que vous vous habillez comme Marianne le soir?
Lina uniosła brwi.
– Mais qui t'a raconté ça? – parsknęła śmiechem. – Fin, d'accord, y a des gens qui font ça, mais c'est pas obligatoire. La plupart du monde est habillé normalement, quand même.
Roma uśmiechnęła się do niej, chociaż w głębi siebie zgrzytała zębami. A więc Tymon ją wkręcał! Na pewno uznał, że to bardzo śmieszne, jeśli Roma przebierze się za symbol francuskiej rewolucji.
Niemniej, i tak finalnie założyła długą, kremową sukienkę z cienkiej bawełny, jako że było gorąco, a reszta jej ubrań – do pracy zwykle nosiła spodnie – aktualnie znajdowała się w praniu. Oczywiście zrezygnowała z czerwonej chusty, bo nie zamierza robić z siebie przedstawienia.
Tymon: I jak wyglądasz?
Zrobiła sobie zdjęcie w lustrze w przedpokoju.
Roma: Jak widzisz, nie przebrałam się za Marianne
Nic jej nie odpowiedział na tę wiadomość, Roma schowała więc komórkę do materiałowej torby, którą dostała na powitanie w Primarku, po czym wyszła z domu.
Skwar paryskiej ulicy niemal od razu natarł na jej ciało. Wszędzie było tłoczno, a zapachy z kawiarni i restauracji łączyły się w niepowtarzalną mieszankę, która stanowiła kwintesencję francuskiej kultury. Roma uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła dalej, powoli kierując się w stronę Pól Marsowych.
Spacer okazał się nie być tak przyjemny, jak oczekiwała, głównie z powodu zdecydowanie zbyt wysokiej temperatury jak na tę porę dnia. Zapomniała jednak o upale, gdy dotarła w miejsce, o którym mówił Tymon, do fontanny na Polach Marsowych.
Oczywiście, fontanna była otoczona tłumem ludzi, ale Romę to nie obchodziło. Metodycznie przepchnęła się aż do samego brzegu fontanny, gdzie usiadła i wpatrzyła się w wieżę Eiffela.
Do rozpoczęcia się fajerwerków zostało się kilka minut. Ludzie wokół niej krzyczeli, śmiali się i potykali, ale Roma skupiła się tylko na wieży Eiffela. Tyle lat marzyła o tym, żeby ją zobaczyć, że prawie nie wierzyła, że od dwóch tygodni widzi ją codziennie – co prawda fragmentarycznie – z okna.
Wreszcie powietrze zasyczało i noc ustąpiła światłu, gdy wybuchły pierwsze fajerwerki. Już po minucie spektaklu Roma zrozumiała, że nigdy nie widziała niczego podobnego, równie zapierającego dech w piersiach.
Czternasty lipca, dzień, w którym Francuzi ruszyli po wolność dla siebie i innych. Ona także była już wolna. Teraz czekało ją życie bez lęku i wiecznej walki o przetrwanie. Mogła normalnie żyć, tak, jak zawsze tego pragnęła.
Uśmiechnęła się do migoczących świateł, przymykając na moment powieki. Do oczu napłynęły jej łzy, ale nie pozwoliła im spłynąć. Nie chciała dziś płakać.
Nagle, ktoś położył dłoń na jej ręku, opartym o kamienny brzeg fontanny. Roma otworzyła oczy, zaskoczona i zamarła, gdy zobaczyła koło siebie Tymona.
Mrugała, pozbywając się łez z oczu, a on wpatrywał się w nią, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Dopiero po sekundzie nachylił się, by ją pocałować.
Pocałunek ją odmroził. Otoczyła dłońmi jego twarz, może głównie po to, żeby zapanować nad ich drżeniem.
– Jak... skąd...? – wykrztusiła, gdy w końcu złapała dech.
CZYTASZ
Zwycięzca bierze wszystko [ZAKOŃCZONE}
Teen FictionMała polska wieś na Podlasiu. Czerwiec 2022 roku. Czwórka nastolatków świeżo po maturze. Gra, w której stawką jest dziesięć tysięcy złotych. Co może pójść nie tak? Pamiętaj: zwycięzca jest tylko jeden.