Rozdział 7

13 2 5
                                    

Roma odetchnęła z ulgą, gdy wyniosła ostatni worek ze śmieciami z domu Tymona. Wewnątrz zrobiło się już przyjemnie chłodno – otworzyła większość okien na oścież, żeby zapewnić dobry przepływ powietrza – ale smród wciąż nie do końca wywietrzał. Przypuszczała, że pewnie dopiero jutro wieczorem całkiem zniknie.

Tymon wszedł do kuchni z twarzą wykrzywioną w grymasie obrzydzenia.

– Ale capi, o rany – zakasłał. – Jak ty tu weszłaś?

Wzruszyła ramionami.

– Barbie nie dała rady i zarzygała ci wycieraczkę, ale już ją umyłam wodą z węża – odrzekła. ­– Kiedy ostatnio coś jadłeś?

– A bo ja wiem... ze dwa dni temu? Trzeciego czerwca.

Roma wytrzeszczyła oczy.

– Masz jakieś zapasy w spiżarni, albo przetwory?

– Chyba... tak? – Zmarszczył czoło. – Moja matka w kółko robi zapasy, więc coś się powinno znaleźć.

Roma przyjrzała mu się, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. Powoli zaczynała cofać się do własnej skorupy, teraz, gdy Tymon znowu był sobą – gdy jego życie nie było postawione na szali. Nie miała ochoty zapraszać go do siebie, ale wiedziała, że on sobie niczego sam nie ugotuje. Poza tym, trochę bała się zostawić go samego na noc.

– Może przenocowałbyś dziś u mnie? – zapytała, a gdy zamrugał, nie kryjąc zdumienia, dodała prędko: – Możesz spać na kanapie na dole. Mam w domy ciepły rosół, a na kolację zrobiłam naleśniki z owocami, i jeszcze trochę zostało. Przydałoby ci się zjeść porządny posiłek.

– No, dziękuję – podrapał się po głowie, uciekając wzrokiem. ­– Ale pewnie nie chcesz, żebym ci siedział na chacie. Mogę spać u siebie.

– Po prostu się boję, że znowu ci coś będzie – przyznała niechętnie.

Patrzyli sobie w oczy przez chwilę. Roma musiała siłą powstrzymać się od odwrócenia wzroku, bo z każdą sekundą coraz głośniej szumiała jej krew w uszach, a strach coraz wyżej wspinał się po gardle.

– Dobrze. Przenocuję u ciebie, i zjem twój rosół – dodał, a Roma prawie parsknęła, gdy usłyszała w jego głosie udawane zniecierpliwienie. – Zaraz zabiorę sobie jakieś rzeczy.

Pokiwała głową.

– Zaczekam na dole. Jutro możesz mi opowiedzieć, co tu się stało – dodała, gdy ruszył po schodach w górę.

Nie odpowiedział, ale nie obchodziło jej to. Musiała wiedzieć, bo inaczej, jak unikną powtórki z tej sytuacji? Roma nie zamierzała go niańczyć i sprawdzać co dwa dni, czy nic mu nie jest.

Gdy zszedł, ubrany był w zwyczajowe dżinsy i T-shirt, i wyglądał już tak bardzo jak Tymon ze szkoły, że całkiem przeszła jej ochota na rozmowę.

Obróciła się więc i wyszła przed dom, zamykając go i oddając mu klucz.

– Zabierz też ten klucz z furtki – przypomniała mu, a on przymknął na chwilę oczy.

– Ten klucz w furtce prawie mnie zabił. Głupie, elektryczne gówno ­– syknął, nieco zbyt gwałtownie wyciągając klucz z zamka. Roma parsknęła mimowolnie i zauważyła, że po chwili on także się uśmiechnął. ­– Ta historia nie stawia mnie w dobrym świetle.

– A która stawia?

– Słuszna uwaga. Po prostu zostawiłem klucz w furtce, gdy wychodziłem z domu. Do ciebie, swoją drogą – mruknął. – Wróciłem się na sekundę do wnętrza i zatrzasnąłem drzwi. No i... okazało się, że nasz super wypasiony system antywłamaniowy w trybie awaryjnym dostał głupawki i zatrzasnął drzwi wejściowe i okna. Uznał mnie za złodzieja i spróbował uwięzić we własnym domu.

Zwycięzca bierze wszystko [ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz