Rozdział 8

111 26 9
                                    


Sophie

Dreptałam za Vivienne, rozglądając się szeroko otwartymi oczami dookoła. Centrum handlowe do którego mnie zabrała było... przytłaczające. Wokół nas przechodziło mnóstwo osób. Mój nos z każdej strony był atakowany różnymi zapachami, a oczy zaczynały szczypać od namiaru sztucznego, ostrego światła. Dziewczyna czuła się jak ryba w wodzie, ciągnąc mnie od sklepu do sklepu i każąc przymierzać kolejne sukienki, jeansy, koszulki i o zgrozo bieliznę, która wprawiała mnie w zawstydzenie.

Ochroniarze i Cyian wydawali się niewzruszeni, gdy po wyjściu z kolejnego butiku najmłodsza z MacNaillów dołożyła im kolejne torby z zakupami. Rzuciłam mężczyznom przepraszające spojrzenie, ale nie zdążyłam nawet złapać oddechu, gdy szalona blondynka wciągnęła mnie do wielkiego salonu pełnego białych sukien i miliona dodatków.

Konsultantka wyszła nam naprzeciw, witając olśniewającym uśmiechem.

– W czym mogę pomóc? – jej głos był niewiarygodnie łagodny.

– Moja przyszła bratowa potrzebuje sukni ślubnej i wszystkich dodatków – Vivienne wypchnęła mnie przed siebie.

Stojąca przede mną kobieta, obrzuciła wzrokiem moją sylwetkę i szybko rozejrzała się dookoła, delikatnie ciągnąc mnie w kierunku przymierzalni.

– Czy myślała już pani, jaka ma być suknia? – zapytała, zamykając za nami drzwi.

– N-nie – wybąkałam.

– Okej – postukała się palcem w dolną wargę. – Proszę zdjąć ubrania i poczekać tu na mnie w samej bieliźnie. Zaraz wrócę do pani z propozycjami.

Naprawdę miałam szczerą nadzieją, że uniknę takiego ślubu. Do teraz łudziłam się myślą, że podpiszę papiery i nasze drogi z Arthairem się rozejdą do momentu, aż będę musiała pokazać się jako jego żona.

Moje rozmyślania przerwało pojawienie się konsultantki.

Zerknęłam na przypiętą do jej koszuli plakietkę. Sara, przeczytałam w myślach.

– Proszę – powiesiła przede mną kilka białych sukien.

Przyjrzałam im się z powątpiewaniem. Jedna była z ogromnym tiulowym dołem i koronowym gorsetem. Druga wydawała się ciężka przez tren, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Trzecia była tak wąska, jak ogon syreny! Wątpiłam, czy dałabym radę zrobić w niej choćby jeden krok.

Zniechęcona zerknęłam na ostatnią z propozycji. Była zwiewna, delikatna i koronkowa. Bez zbędnych ozdób, trenów i miliona niepotrzebnych warstw tiulu.

Przesunęłam dłonią bo materiale.

Sara, uśmiechnęła się do mnie.

– Wiedziałam, że skradnie pani serce – zdjęła suknię z wieszaka. – Proszę, pomogę pani ją założyć.

Uniosłam ramiona, pozwalając by materiał otulił moje ciało. Suknia była leciutka i... zamarłam widząc w lustrze swoje odbicie. Przełknęłam ślinę, dotykając dłonią lekko zarumienionego policzka.

Sara odsunęła zasłonę, która oddzielała mnie od niewielkiego saloniku, gdzie czekali Vivienne i Cyian.

Dziewczyna zasłoniła ręką usta, wydając z siebie cichy okrzyk, a chłopak gwizdnął pod nosem, taksując mnie wzrokiem z góry na dół.

– Niech mnie diabli, jeśli Arthair nie padnie trupem na twój widok – wymamrotał.

Spuściłam wzrok. Nie byłam przyzwyczajona do takiej atencji.

Szalona Dziedziczka - Saga Irlandzka - tom2 - ZAKOŃCZONA! BĘDZIE WYDANA!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz